Z kresowych wędrówek (3) - Pocztówka ze Lwowa
Cmentarz Orląt – jakże święte miejsce dla każdego Polaka, owe polskie Campo Santa. Już pod koniec 1918 r., gdy trwały jeszcze walki, zaczęto chować obrońców Lwowa na południowym stoku tego wzgórza. Tu też przenoszono z czasem zwłoki z rozrzuconych po mieście grobów oraz likwidowanego cmentarza przy Politechnice. Wtedy to Rada Miasta zdecydowała o budowie obecnego kompleksu cmentarnego. Rozpisano konkurs architektoniczny, który wygrał młody student Rudolf Indruch. Zresztą ciekawa postać, ojciec Czech, matka Słowaczka, sam czuł się jednak Polakiem i walczył w obronie Lwowa. W 1934 r. w Święto Niepodległości nastąpiło odsłonięcie całości, na którą składała się kolumnada, łuk triumfalny, katakumby, kaplica oraz rzędy mogił. Łącznie pochowano tu ok. 3000 żołnierzy, w tym młodych chłopców, owe Lwowskie Orlęta.
Niestety z chwilą „sowieckiego wyzwolenia” rozpoczął się proces systematycznego niszczenia a wręcz likwidowania cmentarza. W miejscu mogił zbudowano drogę, nekropolię zamieniono na wysypisko śmieci. Kulminacja niszczenia nastąpiła w 1971 r., kiedy to czołgi równały z ziemią pozostałe groby, zburzono kolumnadę i usiłowano zniszczyć Łuk. Znikły lwy, które do dzisiaj nie mogą doczekać się odsłonięcia. Ten bezprzykładny akt barbarzyństwa trudno wyobrazić sobie w cywilizowanym świecie. Niszczono, aby tylko zatrzeć wszelkie ślady polskości i lwowskiego bohaterstwa.
Dopiero w 1989 r. pracujący w pobliżu pracownicy Energopolu wespół z tutejszymi Polakami – półlegalnie i społecznie przystąpili do porządkowania. Dzisiaj to już uporządkowane miejsce, chociaż rekonstrukcyjne prace trwają nadal. Wciąż wynajduje się jednak problemy – aby tylko nie wróciły np. dawne napisy a lwy nadal były „zamknięte”
w obskurnych pudłach. Zdaniem radnych ponoć obrażają narodowe uczucia. Czyżby te kamienne lwy stanowiły aż tak wielkie zagrożenie dla tego kraju i tego miasta?
Kontrowersje budził też napis na Mogile Pięciu z Persenkówki. Pierwotnie brzmiał on „Nieznanym bohaterom poległym w obronie Lwowa i Ziem Południowo-Wschodnich”. Tuż przed wizytą prezydenta w 1999 r. pojawił się np. napis „Nieznanym wojakom poległym w wojnie polsko-ukraińskiej”. Blokowano wciąż osiągnięte wtedy porozumienie, wciąż były sprzeciwy. Dzisiaj czytamy „Tu leży żołnierz polski poległy za Ojczyznę”.
Dobrze, że cmentarzem opiekują się Polacy tu mieszkający zrzeszeni w Towarzystwie Opieki nad Grobami Wojskowymi. Wielki naprawdę szacunek dla ich postawy i ich bezinteresownej działalności. To wspaniali strażnicy tego miejsca.
W kaplicy modlimy się za spokój tu spoczywających. Zapalamy znicze, kładziemy kwiaty i wspominamy ich bezprzykładne bohaterstwo. W roku 100-lecia odzyskania Niepodległości pamiętajmy również o naszych kresowych bohaterach, bowiem ostatnio o nich jakby ciszej.
Tuż obok polskiego cmentarza powstał ostatnio „Memoriał Wyzwoleńczych Zmagań Ukraińskiego Narodu”, być może jako pewnego rodzaju przeciwwaga dla polskiej nekropolii Orląt. Chowani są tam m.in. żołnierze polegli ostatnio na Wschodzie kraju.
Mało kto jednak wie o istnieniu we Lwowie drugiego cmentarza Orląt. Założony w latach 30., znacznie mniejszy znajduje się na Cmentarzu Janowskim. Spoczęło na nim ok. 600 obrońców. Kiedyś był tu wysoki granitowy krzyż, ołtarz i rozplanowane na tarasach mogiły. Niestety prawie doszczętnie zniszczony. Dzisiaj ujrzymy tu /pole 38/ jedynie kilkadziesiąt bezimiennych mogił i pomników. Jego miejsce zajmują coraz bardziej nowe mogiły ukraińskie.
Po tych chwilach zadumy zapraszam na spacer ulicami Lwowa. Tym razem będzie to spacer Nowym Światem. Dawna ulica Leona Sapiehy dzisiaj zwana dumnie ulicą... Stiepana Bandery. Niektórzy powiadają wprost, że zacny Sapieha przewraca się zapewne w grobie, gdy widzi z niebiańskich obłoków dzisiejszą nazwę swojej ulicy.
Zatrzymajmy się jednak na chwilę przed kościołem św. Marii Magdaleny, którego zwrot domaga się od lat rzymsko-katolicka parafia, w tym polska społeczność. To jedna z piękniejszych barokowych świątyń Lwowa, dawna świątynia dominikańska fundacji Anny z Chocimierza Pstrokońskiej. Kościół wraz zespołem klasztornym przeszedł wyjątkowo burzliwe dzieje. Spłonął w XVIII w., został jednak szybko odbudowany. Po kasacie zakonu klasztor był m.in. więzieniem dla kobiet, zresztą ciekawa ale i zarazem bulwersująca jest jego dalsza historia. Funkcje sakralne pełnił od okresu międzywojennego do 1962 r., kiedy to zamieniono go na klub studencki i salę taneczną. Baptysterium z freskami Jana H. Rosena zamieniono na… toalety. Dzisiaj to Dom Muzyki Organowej a jedynie w oznaczone godziny użyczany jest odpłatnie katolikom. Władze zawsze znajdują dziesiątki powodów, aby tylko nie oddać na stałe tego kościoła. Aby jednak wierni nie czuli się tu zbyt pewnie zamknięto główne wejście, gdzie z drugiej strony jest scena, wieże pozbawiono krzyży, pozwala się na korzystanie z organów jedynie przy okazji wielkich świąt. Długo by o tym pisać, nie pomagają ani interwencje czy nawet protest wiernych pod ratuszem. Miejskie władze po raz kolejny pokazują – kto tu rządzi i rozdaje przysłowiowe karty. Zostawiam to już bez... komentarza. Warto jednak podkreślić wyjątkową aktywność tutejszej parafii, która poprzez swoją posługę i bogatą działalność dociera zarówno do Polaków jak i Ukraińców. Przed wojną społeczność katolicka miała we Lwowie ponad 30 kościołów. Dzisiaj modlimy się jedynie w katedrze, w kościele św. Antoniego oraz na Zboiskach. Ostatnio zbudowano dzięki polskiemu wsparciu kościół na Sichowie – w dzielnicy liczącej ok. 200 tys. mieszkańców. Trwa również budowa drugiego pw. św. Jana Pawła II przy ul. Stryjskiej.
Staram się przy okazji pobytu prześledzić powojenny los naszych lwowskich kościołów. Tu był on szczególnie okrutny. Wprawdzie nie zamieniono ich na magazyny nawozów jak było na prowincji, ale i tak przeżyły swoje. Dość powiedzieć, że we lwowskich kościołach ulokowano m.in. szpital zakaźny (Niepokalanego Poczęcia NMP wraz klasztorem Kapucynów), komis meblowy, kasy kolejowe (św. Anny), urząd i skład celny
(Wszystkich Świętych), urząd telekomunikacji (sióstr Karmelitek), lokalną telewizję (św. Wojciecha) czy... szkołę milicji (św. Kazimierza). Odrobinę lepszy był los świątyń, które przeznaczono na biblioteki, składy książek czy zabytków, domy kultury czy muzea (św. Agnieszki, oo Reformatorów, św. Piotra i Pawła czy św. Łazarza). W przepięknym kościele bernardyńskim jeszcze do niedawna było muzeum ateizmu wyśmiewające religię i samą religijność. Przypomina mi się tu majestatyczny Sobór Izaaka w dawnym Leningradzie, gdzie podobnie urządzono kiedyś muzeum ateizmu, do którego nigdy nie miałem odwagi wejść.
Dzisiaj większość tych kościołów, jak policzyłem pobieżnie ok. 2/3, jest w rękach unitów czyli ukraińskiego Kościoła grekokatolickiego. Przystosowano je do wschodniego obrządku poprzez m.in. ikonostasy, ale i tak znajdziemy w nich tablice prawdziwych polskich fundatorów. Nadal podziwiamy w nich dzieła polskiej sztuki sakralnej tak wspaniałych twórców, jak S. Stroińskiego, J.Mehoffera,
T. Axentowicza, J.H. Rosena, J. Wittego, A. Bemera (pochodził z Wrocławia, w 1592 r. zaliczony do zacnych obywateli miasta Lwowa), J. Pfistera, T. Popiela, Ł. Szmuglewicza czy J. Matejki. Ale o nich może już w następnych odcinkach.