Eurowybory. Kampania

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Podsumowując kampanię wyborczą do Parlamentu Europejskiego, mogę tylko przytoczyć słowa Kmicica z „Potopu” Sienkiewicza: „Kończ waść wstydu oszczędź”.
To co pokazały nam partie polityczne i kandydaci na europosłów, to popis: chamstwa, arogancji, buty, obłudy, braku elementarnych zasad dobrego wychowania, braku wiedzy, kompetentności etc.
Mamy demokrację - równość, wolność słowa. Jednakże jak mawiała moja babcia: „istnieją pewne granice”. Po kampanii do Parlamentu Europejskiego widać, że u nas żadnych granic nie ma.
Jak się okazuje kandydować może każdy. Najważniejsze by umiał zrobić wokół siebie szum. Im większy szum, tym lepiej. Nieparlamentarne słownictwo, „zabawa” na konferencji prasowej maskotkami, czy wreszcie wspomnienie o historycznych „kontrowersyjnych” postaciach takich jak chociażby Adolf Hitler - również nie zaszkodzi.
Kandydowanie do Parlamentu Europejskiego, to sposób na życie co poniektórych. „Przebrzmiałe” gwiazdy sportu, „miski”, celebryci zamiast wziąć się za porządną robotę, biorą się za politykę.
Nie tędy droga, moi mili. Parlament Europejski, to nie czerwony dywan, czy tzw.: „ścianka”, na tle której można się trochę pomizdrzyć do obiektywu, pokazując nowy ciuch, nowego partnera, bądź poprawioną tą czy tamtą część ciała.
Będąc w tym temacie muszę być obiektywna - „gwiazdkę”, ktoś (czyt. partia) zachęcił do startu, proponując miejsce na swojej liście. Dlaczego partie to robią? Odpowiedź prosta jak drut - znane nazwiska przyciągną wyborców, a wyborca, to głos. Ot i cała filozofia.
Opinią publiczną wstrząsnął brak elementarnej wiedzy jaką na temat funkcjonowania Parlamentu Europejskiego mają nasi kandydaci, ba, nawet już zasiadający w parlamencie europosłowie. Przyznam, że mną osobiście to nie wstrząsnęło. Dlaczego? Nie zadano właściwych pytań.
Kogo interesuje czym się zajmuje Parlament Europejski, ilu członków ma UE, jakie w parlamencie są komisje itd. Najważniejsze to: ile wynosi dieta europosła, co może sobie taki europoseł odpisać od podatku, na co przysługuje mu zniżka, i wszelkie zagadnienia dotyczące profitów jakie niesie za sobą bycie europosłem.
Zapewniam, że na te pytania nasi kandydaci odpowiedzieliby śpiewająco.
Im bardziej kampania wyborcza nabierała tempa, tym bardziej przypominała farsę. Spoty reklamowe, to obraz braku smaku i klasy. „Akcentem” przewodnim stał się śpiew. Kandydaci jak widać pozazdrościli uczestnikom takich programów jak: „Voice of Poland”, czy „Must be the music” i też postanowili „dać głos”. Cóż…śpiewać każdy może, ale czy my musimy tego słuchać?
„Śpiew” w spotach, to niestety nie wszystko. Zafundowano nam o wiele więcej. Mieliśmy młodą niewiastę krzyczącą do kamery, że ma „w du...” politykę, byłego ministra wyskakującego z krzaków, jegomościa z centymetrem, mierzącego swoje krągłości i wreszcie prezes klubu piłkarskiego, która machała przed kamerą magazynem „Playboy” ze sobą widniejącą na okładce.
Spoty kierowane były do nas - wyborców. Wygląda na to, że brać polityczna ma nas za idiotów, uważając, że „kupimy” taką tandetę.
To naprawdę nie jest zabawne, to jest przerażające. Przecież niektóre z tych osób zasiądą w Parlamencie Europejskim, będą reprezentować nasz kraj, będą podejmować decyzje. Straszne, po prostu straszne.
Profesor Bartoszewski - człowiek instytucja, chociaż dla niektórych cyt.: „ To pastuch słabej klasy”, mówi: „Polska nie jest nazwą na mapie, Polska jest tobą - jesteś człowiekiem Europy”.
No właśnie…

Wydania: