Dziedzictwo międzywojenne

Autor: 
Jan Pokrywka

Co prawda Święto Niepodległości obchodzimy w Polsce 11 listopada, ale nie bardzo wiadomo - dlaczego, gdyż w tym dniu w 1918 r. nie wydarzyło się nic szczególnego poza przekazaniem Józefowi Piłsudskiemu naczelnego dowództwa nad wojskiem przez Radę Regencyjną, która powstała 12 września 1917 roku. Ale to właśnie Rada ogłosiła niepodległość Polski 12 października 1918 r. i przejęła zwierzchnictwo nad wojskiem, a 13 dni później powołała rząd pod przewodnictwem Józefa Świeżyńskiego. Natomiast pełnię władzy Rada Regencyjna przekazała Józefowi Piłsudskiemu dopiero 14 listopada 1918 roku.
O ile więc w tym dniu 1918 r. nic specjalnego nie zaszło, to już obecnie 11 listopada staje się dniem tradycyjnych walk ulicznych. Jak wiadomo w walkach tych pochód narodowców atakowany jest przez międzynarodowe siły lewicowe pod pretekstem walki z faszyzmem.
To, rzecz jasna, bzdura, bo to właśnie faszyzm jest dzieckiem szeroko rozumianej lewicowości i sprowadza się do ingerencji państwa w najdrobniejsze dziedziny życia obywatelskiego. Krótko mówiąc: faszyzm jako klon lewicowy jest przeciwny wolności, która jest immanentna dla prawicy. Kwestia narodowości nie ma tu nic do rzeczy. Narodowiec równie dobrze może być lewicowcem, jak to miało miejsce w partii hitlerowskiej, a lewicowiec nie musi być narodowcem, jak w partiach komunistycznych.
Przedstawiciele Antify i ich poplecznicy powoływali się na polskich narodowców okresu międzywojennego jako zło wcielone, tymczasem to właśnie narodowcy z Dmowskim na czele byli głównymi konstruktorami niepodległości. Co więcej, jedyne polskie powstania zakończone sukcesem, tj. wielkopolskie i śląskie, były dziełem narodowców.
To także grupa poetów związanych z Konfederacją Narodu wydawała konspiracyjny miesięcznik “Sztuka i Naród” ukazujący się w Warszawie w latach 1942-1944, jako jedyny wychodzący regularnie w czasie okupacji niemieckiej periodyk literacki.
Z okazji Święta Niepodległości warto przypomnieć te zapomniane niesłusznie postacie, jak: Bronisław Onufry Kopczyński, Wacław Bojarski, Andrzej Trzebiński, Tadeusz Gajcy, czy Zdzisław Stroiński. Wszyscy mieli zaledwie dwadzieścia kilka lat i wszyscy zginęli w czasie okupacji. Pismo opatrzone było mottem z Norwida: artysta jest organizatorem wyobraźni narodowej. I właśnie wyobraźni im nie brakowało. Lansowali, m.in., ideę imperium słowiańskiego jako federacji narodów słowiańskich pod przewodnictwem Polski z granicami na wschodzie
z 1772 a na zachodzie – na Odrze i Nysie Łużyckiej, jako jedyną formę zabezpieczenia wolności tego regionu przed imperializmem Niemiec i Rosji. Wynikało to z podstawowego założenie: każdy naród musi mieć jakąś wielką ideę żeby móc przetrwać. Narody małe duchem, bez wielkich celów zginą, bo nie są nikomu potrzebne.
Dziś, także ponad 20. latach od odzyskania kolejnej niepodległości słychać chichot historii. Nie dość, że brak nam osobowości dorównujących tym sprzed lat, ale widać karłowatość naszych elit.
A symbolem tego, taką kropką nad „i”, stało się zastąpienie orła – godła państwa logiem PZPN na koszulkach naszej reprezentacji piłkarskiej. I to wystarczy za cały komentarz.

Wydania: