Dziwne przypadki z Wrocławiem w tle

Autor: 
Jan Pokrywka

Po zamachach terrorystycznych w Belgii a wcześniej w innych państwach i swoje zamachy mamy. Co prawda, jak dotąd to ISIS nie interesuje się specjalnie naszym nieszczęśliwym krajem, więc zamiast tego, wystąpił bombiarz rodzimego chowu i do tego z Wrocławia, o ile wierzyć propagandzie, a jak wiecie państwo, ja do propagandy mam stosunek ambiwalentny. Przecież tak naprawdę, to wszystko co na ten temat wiemy pochodzi od tajnych służb za pośrednictwem mediów. To powód pierwszy.
Powód drugi, to historia działania spec-służ poucza, że to one często tworzą terroryzm, który następnie zwalczają, jak choćby najbardziej znana sprawa Azefa, członka partii socjalistów rewolucyjnych, następnie Organizacji Bojowej eserów, a jednocześnie agenta Ochrany. Azef organizował szereg zamachów, m.in. na wielkiego księcia Sergiusza i ministra spraw wewnętrznych Plehwe. Rzecz w tym, że do dziś nie wiemy dokładnie które zamachów dokonywał Azef z własnej inicjatywy, a które na zlecenie Ochrany.
Powód trzeci to Wrocław. Jest to miasto specyficzne, co wyjaśnia Grzegorz Braun w wywiadzie pt. „Układ wrocławski”. Z Wrocławia i okolic wywodzi się konstelacja osób wpływowych, że wystarczy przykładowo wymienić takie nazwiska jak S. Ciosek, R. Czarnecki, R. Dutkiewicz, A. Lipiński, G. Schetyna, J. Szmajdziński (b. MON), K.M. Ujazdowski, Zdrojewski (kandydat na MON). Wszyscy oni mieli lub mają duże wpływy w centrali.
We Wrocławiu działało szereg organizacji opozycyjnych: Solidarność Walcząca, Pomarańczowa Alternatywa, Wolność i Pokój czy Solidarność Polsko-Czechosłowacka. Pod tym względem był to drugi, po Warszawie, ośrodek w Polsce.
Jest to o tyle dziwne, że w tym samym czasie na Dolnym Śląsku, w Legnicy i Świdnicy siedzibę miał sztab Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej, a koło Oławy znajdował się bunkier – centrum dowodzenia III wojną światową. Musiało to mieć bardzo silne zabezpieczenie operacyjne z silną agenturą SB, WSW – II Zarząd Sztabu generalnego LWP, KGB i GRU, Stasi (na zaproszenie Kiszczaka) a później BND – zachodnioniemiecki wywiad utworzony przez R. Gehlena – b. szefa wywiadu III Rzeszy na froncie wschodnim. Warto nadmienić, że był on twórcą tajnego planu dywersji na tyłach nieprzyjaciela, co na naszym terenie przybrało formę Werwolfu, tegoż, który strzeże poniemieckich tajemnic. Wszystkie one musiały mieć silną, lokalną agenturę i dziwić musi, że na ogół sprawne, jakoś nie mogły zinfiltrować organizacji opozycyjnych. No i pytanie najważniejsze: co stało się z tą agenturą po wycofaniu się wojsk sowieckich z Polski? Została rozpuszczona do domów, czy przejęta przez jakieś siły? Tego nie wiemy, a i w aktach IPN nic na ten temat nie ma, a w każdym razie nic o tym nie wiadomo.
Dlaczego tak się o tym rozpisuję? Bo chcę uświadomić, że to co widzimy nie musi odpowiadać rzeczywistości. Nie wiem, czy terrorysta z Wrocławia, to autentyk, a może wariat, działający samodzielnie czy pod fałszywą flagą, czy to prowokacja tajnych służb, czy fragment większej całości światowego terroryzmu, który, bez względu na szereg zagrożeń, jest wykorzystywany do ograniczenia wolności w skali globalnej. Do tego wszystkiego należy podchodzić ostrożnie i z dużą dozą krytycyzmu. Niczego nie sugeruję, ale ostrożności nigdy nie za wiele.

Czy PiS jest dobrą zmianą?
To pytanie nurtuje każdego kto przytomne stara się obserwować to, co się dzieje dookoła, znaleźć jakąś busolę pozwalającą dostrzec kierunek, w którym zmierzamy jako państwo i zamieszkujący je ludzie. Nie wystarczy do tego obserwacja wiadomości w różnych, spolaryzowanych politycznie telewizjach, co więcej, to nawet zaciemni obraz przysłowiowymi drzewami przesłaniającymi las. I nie chodzi tu o te drzewa zarażone kornikiem w Puszczy Białowieskiej, które usunąć chce minister Szyszko a przeszkadzają mu inne grupy interesów.
Ja nie znam się na dendrologii ale wiem, że dobra zmiana oznacza unieważnienie tego całego układu zawartego w Magdalence, a co ma symbolizować data 4 czerwca niby demokratycznych wyborów w niby wolnym kraju, a czemu odpowiada bardziej ten sam dzień kilka lat później określany przez S. Michalkiewicza dniem konfidenta, kiedy to za próbę lustracji obalony został rząd Olszewskiego. Ale co więcej, dobra zmiana oznaczać by musiała powrót do idei wolności, własności w sferze gospodarczej, czyli np. do ustawy Wilczka, bo to dopiero mogłoby uruchomić potencjał narodu. Na to się jednak nie zanosi, bo czegoś takiego po prostu nie ma w centrolewicowej wizji polityki Jarosława Kaczyńskiego. To nie krytyka, to stwierdzenie faktu, a czego symbolem jest ustawa o obrocie ziemi. Problem jest jednak dużo głębszy, bo o ile Prezes jest rasowym politykiem, choć nie z mojej bajki, to jego otoczenie sprawia wrażenie przypadkowego zbioru osób z jakimiś kompleksami ale które raz zdobytej pozycji nie oddadzą, że „po nas choćby potop”. Być może są mu oni potrzebni jako „mierni ale wierni”, tyle, że nikt nie jest w stanie ich kontrolować, co musi się skończyć katastrofą.
Gorzej, że przekłada się to na politykę zagraniczną. Tu symbolem takiej „murzynskości” jak nazwał stosunek do Amerykanów Radek Sikorski są Aniołowie Piekieł (Hells Angels), gang motocyklowy uznawany ponoć w USA za organizację przestępczą, a która jest prawdopodobnie emanacją jakichś służb. Aniołowie nie tylko jeżdżą swobodnie po całym świecie ale mają w wielu państwach swoje filie. Gdyby rzeczywiście byli organizacją przestępczą o charakterze rasistowskim byłoby to niemożliwe w politycznie poprawnym świecie, w takiej Francji chociażby, gdzie w jednej ze szkół zniesiono Dzień Matki, bo obrażał uczucia tych uczniów, którzy zamiast matki mają dwóch ojców. Postawa naszych władz wydaje się dziwnie spolegliwa zwłaszcza, że Hells Angels spowodowali co najmniej jeden wypadek, a dla porównania w stosunku do Nocnych Wilków, podobnego gangu, tyle że z konkurencyjnej wobec USA Rosji, nasz rząd pozostaje dziwnie twardy. Za rządów PO zakaz wjazdu do Polski dla Nocnych Wilków wydano na życzenie Niemiec, którym ich rajd szlakiem rajdu Armii Czerwonej zakończony w 1945 r. w Berlinie psuł dobry humor, a z drugiej strony Niemcy nie chcąc psuć sobie dobrych stosunków z Rosją posłużyły się polskim rządem jako narzędziem (to nie my, to oni). Teraz, „dobra zmiana” powinna dotyczyć polityki wschodniej, ale jak widać i to nie. A to także nie wróży dobrze na przyszłość.
Krótko mówiąc, dobra zmiana musiałaby dotyczyć spraw istotnych, a nie tylko didaskalii, a tak nie jest.

Czy fala protestów zamieni się w tsunami?
Znany z szybszego mówienia niż myślenia poseł Niesiołowski rzekł był, że celem opozycji jest doprowadzenie do upadku rządu PiS poprzez organizację fali protestów społecznych, co ma wywołać retorsje rządu, a to z kolei dałoby pretekst do interwencji zagranicznej. Temu służą różne marsze KOD-u w „obronie demokracji” itp., ale też, jak podejrzewam, strajk pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka, którym, co widać było gołym okiem, ktoś zarządzał z tylnego siedzenia. Nie zmienia to faktu, że obecny, państwowy system ochrony zdrowia dogorywa i nic go nie uratuje. Żadne podwyżki czy to płac, czy składki zdrowotnej tego nie zmienią, bo system jest niewydolny i przypomina worek bez dna, w który, obojętnie ile by się włożyło, to i tak będzie pusty. Ale to inna sprawa.
Wracając do głównego wątku – protesty mają, według założeń ich organizatorów, wywołać jakąś niekontrolowaną reakcję władz, najlepiej jakąś tragedię, mogącą posłużyć za pretekst do użycia przez UE tzw. klauzuli solidarności zakładającej interwencję w państwie członkowskim, w którym byłaby zagrożona demokracja. Z założenia o taką pomoc powinien zwrócić się rząd, ale w przypadku gdyby to rząd zagrażał demokracji, mógłby to zrobić np. KOD. Dlatego też cała polityka rządu w tym zakresie polega na nie daniu okazji do prowokacji i przeczekaniu problemów, tyle, że jest to na dłuższą metę droga donikąd. Nie można w nieskończoność godzić się na wszystkie żądania, bo w miarę upływu czasu będzie tylko gorzej.
Sytuacja pogorszy się po skutecznym Brexicie, czyli opuszczeniu UE przez Wielką Brytanię. Wtedy pozycja Niemiec będzie jeszcze większa. Polska takiej możliwości nie ma, po pierwsze dlatego, że ma inną pozycję w UE niż Brytania, która była bardziej obserwatorem niż członkiem, a po drugie, że uniemożliwia to procedura. Otóż zakłada ona na wstępie złożenie stosownego wniosku, następnie przeprowadzenie negocjacji, po których nastąpi 2-letni okres „spoczynku”, kiedy to wszystko się może zdarzyć. Można obalić rząd, można przeprowadzić jakieś referendum, itd. To pewnie wyjaśnia dlaczego Jarosław Kaczyński z taką determinacją zapewniał o konieczności członkostwa Polski w Unii, ale chyba nie zda się to na wiele. Na razie nie zmieni się nic, bo czas Euro, szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży oraz wakacje, da rządowi trochę oddechu, a co będzie potem, to się dopiero okaże. Jeżeli się nie mylę i taki scenariusz zostanie wprowadzony w czyn, od września czeka nas nowa fala protestów, mogąca przemienić się w tsunami.

Wydania: