OPERA W STAREJ PLEBANII
Co przychodzi państwu na myśl, gdy wyobrażają sobie widowisko operowe? Wielka, luksusowa sala pełna wytwornych gości w wieczorowych strojach? A może skrępowanie wymuszoną atmosferą? Gdyby tak jednak usiąść wraz z innymi wielbicielami potężnych głosów i orkiestry w iście sielskim otoczeniu i móc swobodnie cieszyć się najlepszymi wykonaniami z Metropolitan Opera?
27 czerwca o godzinie 19.00 stodoła przy Starej Plebanii wypełniła się po brzegi. Wiekowe, kamienne mury były źródłem naturalnej klimatyzacji i jak się za chwilę okazało również przyzwoitej akustyki. Przybyli goście mieli okazję się przekonać, że odbiór opery Traviata Giuseppe Verdiego na prowincji w niczym nie ustępuje największym salom muzycznym, a w niektórych kwestiach nawet je wyprzedza. Dzięki najwyższej jakości obrazowi i ujęciom kamery różnych planów i kadrów można było podziwiać najdrobniejsze szczegóły ubioru aktorów, jak i dekoracji sceny, co bywa utrudnione w dalszych rzędach wielkich sal operowych.
Największym dla mnie zaskoczeniem była akustyka, do której naprawdę trudno mieć zastrzeżenia. Zdarzało mi się być w salach typowo muzycznych, gdzie ciężko słuchało się muzyki. W przypadku stodoły przy Starej Plebanii wszystko było jak należy. Pobudziło to moją wyobraźnię. A może to budynek odwdzięczał się, za swoiste zmartwychwstanie i drugie życie podarowane mu przez ludzi z sercem, wizją i wytrwałością?
Na dawnych zdjęciach z portalu polska-org.pl stodoła wygląda, jakby już dawno straciła nadzieję na dalszy żywot. Zniekształcony dach smutno się zapadał, a mury zszarzały od zapomnienia. A jednak dziś stodoła jest pełna życia. Spotykają się tu interesujący ludzie o wrażliwych duszach, a ściany rezonują muzyką. Dzięki odnowieniu upadającego budynku została uratowana historia a miejsce, które powstało, posiada niepowtarzalny klimat, którego próżno szukać w nowym budownictwie.
Stara Plebania to wyjątkowe miejsce z duszą. Prowadzący je gospodarze to ludzie, których chciałoby się spotykać w swoim życiu. Sprawiają, że człowiek czuje się zwyczajnie dobrze. Wśród kwiatów ogrodu, który swoje istnienie zawdzięcza gospodyni łagodnieje człowiecze wnętrze. Nikt tu się nie śpieszy, więc naturalną koleją rzeczy czas spowalnia i wcale nie ma ochoty się stąd wyjeżdżać. Pan Stanisław zawsze chętnie uraczy niebanalną rozmową przy kawie, ciastkach i doskonałej oprawie muzycznej. Przy tym wszystkim tutaj oglądanie popisów wybitnych muzyków z nowojorskiej opery nie jawi się jako żadna ekstrawagancja, a najbardziej przystająca do otoczenia rzecz, która krzepi ducha jak cała reszta.
Agata Suszycka
Agata Suszycka oraz Maciej Kaczurba