Czytane dla fabuły (16) – „Wellness”, czyli marzenie o placebo
Pierwsza myśl, żeby w możliwie krótki sposób zarekomendować książkę Nathana Hilla „Wellness” brzmiała tak: jest to (literacka/fabularna) amerykańska pogłębiona analiza (Apa) wielu sfer życia człowieka. To jednak zbyt krótko, a ponadto APA to całkiem ciekawa (w smaku) odmiana piwa, więc należało z tego zrezygnować. Swoją drogą, o czym wiele razy w tym tekście będzie pośrednio mowa, to także skrót amerykańskiego towarzystwa psychologów. I jeszcze jedno. Tym razem samo czytanie trwało nieco dłużej, bo trudno było oderwać się od obrazów i opowieści o naszym tu i teraz. Do rzeczy jednak, żeby rozwinąć nieco ten wstępny skrót. Zacznę od statystyki. Nieczęsto spotyka się fabułę, a w tym przypadku jest to niemal osiemset stron, którą uzupełnia dziesięć stron bibliografii! Tak tak, właśnie aż tyle. A większość z pozycji bibliograficznych to książki i teksty naukowe z wielu dziedzin, nie tylko z psychologii. Mamy na przykład całe strony mądrej, pogłębionej tyrady (opartej na badaniach naukowych) na temat wpływu algorytmów na nasze wybory, myślenie, emocje, relacje z innymi. Wszystko w umiejętny sposób połączone z zasadniczą opowieścią. Sama warstwa psychologiczna powieści Nathana Hilla ma jeszcze jedną stronę, nieczęsto spotykaną zaletę. Otóż podążamy razem z wszechwiedzącym narratorem za umysłowymi wyborami bohaterów, obserwujemy ich sposób widzenia świata, relacje z innymi, odczytujemy emocje i zaczynamy, po solidnej dawce opisu wydarzeń z ich życia, rozumieć źródła zachowań i decyzji. Nic nowego. Jednakże „Wellness” to taki tekst, który bez nachalności kusi, żeby chwilę pomyśleć o sobie, żeby po prostu przeanalizować własne, indywidualne cechy, postawy i zasoby w oparciu o to jak Hill to robi w odniesieniu do swoich bohaterów. Zapyta czytający: czy to w takim razie jeszcze jeden, nieco ukryty za fabułą, poradnik, biorący się z modnego obecnie trendu? Nic podobnego. To solidna fabuła, znakomicie zaplanowana, z finezyjnymi akcentami w scenach, które klasycznie nazwiemy, np. dramatycznymi, miłosnymi, obyczajowymi… Ba, z mądrą anegdotą tam, gdzie trzeba, a okładkowa zachęta, która zapowiada zaskakujący finał jest prawdziwa co do joty. Skoro analityczna warstwa opowieści o bohaterach, czyli małżeństwie, które zaczynało niezwykle romantycznie a teraz przeżywa różnorodne kłopoty, emocjonalne zastoje czy ostre nieporozumienia w naszym odbiorze dominuje, to dajemy się bez zastrzeżeń prowadzić autorowi poprzez kolejne odkrycia i przybliżenia historii bohaterów. One są tym, co pozwala zrozumieć, skąd się wzięła piękna i jednocześnie niełatwa miłość chłopaka z rozległych prerii i dziewczyny z bardzo bogatego domu. Dodatkowa informacja: outsidera i perfekcjonistki. Co ich zbliża, co sprawia, że się dobrze rozumieją, a także borykają wspólnie (i osobno) z kryzysami? Może to, co uparcie realizuje w swojej fabule Nathan Hill, który twierdzi, że pomiędzy człowiekiem a rzeczywistością pojawia się historia. Historia, którą ludzie tworzą, „która wyjaśnia im ich samych, a potem wierzą, że ta wymyślona historia jest autentyczną, obiektywną prawdą.” I tu pojawia się ogromna przestrzeń do poszukiwania placebo, remedium na wszystko, a przede wszystkim na lęki i zagrożenia, bo przecież owe historie zwykle niepokoją, nie przynoszą spokoju, ani nie wywołują w nas poczucia spokoju, a wręcz przeciwnie. Czy taki specyfik jest możliwy do wymyślenia i do skutecznego zastosowania? Koniecznie sprawdźcie. Tytułowy Wellness to nazwa firmy, różnokierunkowego laboratorium, które proponuje placebo będącym w potrzebie. Jesteście nimi czy nie, ale sięgając po książkę Nathana Hilla bez trudu znajdziecie inspiracje do paru pogłębionych analiz. Nawet bez APY.
Nathan Hill, Wellness, tłum. Jerzy Kozłowski, Wyd. Znak, Kraków 2024