A co tam w Różanym Dworze...
„Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; I odpuść nam nasze winy, Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom...” /fragm. Ojcze Nasz, Oratio Dominica/
„Miałeś, chamie, złoty róg,
Miałeś, chamie, czapkę z piór:
[…] ostał ci się ino sznur‘’...
/Pieśń Chochoła, Wesele, Stanisław Wyspiański. Pieśń w wykonaniu Czesława Niemena; film polski w reżyserii Andrzeja Wajdy (1973)/ https://youtu.be/B-t7CqvBM2A; https://youtu.be/DCYD4cln4zk
Pieśń wielka, nabożna, nie z tego świata... z głębin duszy człowieka. Stamtąd. Z uroczyska ducha, z matecznika spraw wielkich i niepoznanych.
A jednak tak prostych jako ludu śpiewanie, wypływa z głębin polskiej tożsamości. I płynie w mroku, poprzez sad spowity mgłą, pełen niejawnych zarysów, trudnych by rozpoznać – kto wróg, kto przyjaciel. Pieśń głęboka jak ciemne, wzburzone powodzią wody. Wypełnia jak przeznaczenie. Jak przestroga. Obezwładnia. I nie ma już nic więcej – tylko Ty i ta pieśń.
Pogrążony w mroku różany ogród. Tuż obok we mgle, niewidzialny, spowity nieznanym i niedopowiedzianym, a tak bliski, strzechą kryty dwór polski. Chata drewniana i naród. Cały wielki naród – szlachta i chłopi. Mądrzy i wielcy, mali i ubodzy... razem. Wspólnota. Duchy przodków błądzą w ogrodzie pośród róż otulonych i odzianych w słomiane chochoły. Czy to jeszcze róże, czy fantomy zła. Czy przepowiednia, która zawisła jak zły omen... ku przestrodze. Głos Czesława Niemena wypełnia przestrzeń po brzegi. Nie pozostawia niczego co mogłoby wejść do gry. Tak jednoznacznie. Czasem mamy to szczęście aby dwoje wielkich Polaków spotkało się pokonując czas ich życia i śmierci.
Spotkanie, którego nigdy nie było, bowiem twórca „Wesela” Stanisław Wyspiański zmarł w polskiej chacie pod Krakowem, pozostawiając nam Polakom swój wielki dorobek literacki, a Czesław Niemen, z Kresów ród swój wiodący, wielka postać powojennej muzyki polskiej, ujął ten dorobek poety i wyśpiewał światu z mocą całą z głębin tego co niepoznane, aby dać narodowi przestrogę. Zderzenie dwóch wielkich twórców polskich ponad czasem. Bowiem, w ramach czasu im danych, nigdy nie mieli możliwości by zaistnieć wspólnie. Oto oni, w całej swej wielkości tworzenia... gdy wspólnie zderzyły się ich wielkie dzieła, nie w rywalizacji, lecz by dać narodowi wielkość i mądrość poprzez sztukę. To chwila w historii narodu, jednak należy ją dostrzec i zrozumieć, bowiem te słowa uratują nas, wyprzedzając czas. Mamy jeszcze chwilę w naszej wielkiej historii. Sprawmy wspólnie, aby nie przeminęła niezauważona, bowiem to dar dla Polaków bezcenny. Taki, co przed czasem złym uratować może i zmienić tor wielkiej machiny historii...
Ciemność. Mała dziewczynka siedzi zagłębiona w pluszowy, stary fotel w polanickim kinie. Przed laty, przed wielu laty. Ciemność i ten głos. Pieśń, co wypełniła wtedy duszę, aż po brzegi same i zawładnęła bez reszty. Mgła, zimowy, smutny sad i chochoły. Tańczą, tańczą, tańczą w takt muzyki. Tańczy lud polski. Lecz kto im do tego tańca gra. Są chwile w życiu człowieka, które zapamiętuje się na życie całe. Ważnym tylko jest... by zauważyć i zrozumieć wielkie przesłanie. I tam, wtedy, w ciemnych czeluściach kina, zrozumiałam. Zrozumiałam.
Minęło wiele, wiele lat. I oto wracamy do Wrocławia z ogólnopolskiego zjazdu literackiego w Jeleniej Górze. Siedzę na tylnej kanapie starego samochodu, upchana tam z Państwem Krzysią i Andrzejem Bartyńskimi. Tak ciasno, że tchu złapać nie można.
W dłoniach dyplom – I miejsce w konkursie literackim za wiersz „Chochoły”. Wypełniona jestem radością i pytam naszego nestora, prezesa Związku Literatów Polskich na Dolnym Śląsku, jak to tak... przecie w konkursie tylu wielkich poetów, tyle wspaniałych wierszy, a tu mój króciutki, niewielki... i tak na piedestał przez zacne Jury wyniesiony. Bowiem same sławy w tym gremium zasiadły. Obok prezesa ZLP na Dolnym Śląsku – Andrzeja Bartyńskiego też poeta Henryk Morawski z Białobrzegów oraz prezes oddziału ZLP w Kielcach – Stanisław Nyczaj. Jak to tak, czy to możliwe. Tak... veni, vidi, vici. I usłyszałam wtedy słowa Andrzeja Bartyńskiego wypowiedziane jego pięknym, spokojnym głosem... „Bo to był ten wiersz. Jeden wiersz... Chochoły. A później długo, długo, długo nic... i kolejne wiersze.
Z Chochołów Jestem...
Kto zdejmie brzemię?
gdzie ratunek drzemie?
Gdy Ojczyzna nierządem spowita
jak Mgłą
Serc i umysłów
Z Chochołów Jestem……
Kto zdejmie to brzemię?
czy ratunek drzemie
w Tobie czy we Mnie?
Gdy zapieje Kur...
/Monika Maciejczyk,
Polanica 15 marca 2006 r./
Wiersz nagrodzony – I miejsce w Konkursie Jednego Wiersza, Karpacz 2008 r. Jeleniogórski Klub Literacki.
Spytacie mnie Państwo, dlaczego o tym piszę.
Bowiem w życiu człowieka, w życiu narodu zdarzają się takie wielkie i potężne chwile mocy. I nie można ich nie zauważyć. Matka moja śp. dr med. Henryka Maciejczyk przeżyła II wojnę światową w Warszawie. Przeżyła niemiecką okupację i powstanie warszawskie. Zmarła przed 25 laty. Pozostawiła mądrość, którą przekazywała mi dzień po dniu w tysiącach polskich przysłów i porzekadeł. Skarbnica wiedzy. I jedno z tych przysłów brzmiało „bądź lekką w tańcu ale nigdy w życiu”.
Drodzy moi Czytelnicy... i oto stoimy twarzą w twarz z obliczem historii. Wielkich przemian, które dzieją się na naszych oczach... I to nieprawda, że nie mamy wpływu na nic, bowiem wywalczona przed laty demokracja, daje nam wolną wolę wyboru i ogromny wpływ na wszystko co wokół nas.
I oto stoimy przed takim wielkim momentem historii. I jak ważnym jest dla nas wszystkich i dla przyszłości Polski, abyśmy tę chwilę zauważyli. Docenili, zrozumieli i stali się jej współtwórcami. Tu i teraz. Nie później ale natychmiast. Bowiem w tym roku we wrześniu, ważyć się będą losy przyszłości Polski. Jej drogi i kształtu jaki przyjmie na lata, które nadejdą. Limes ten wyznacza granica 15 września 2023 roku, bo oto wtedy nastąpi przełom, który nieść będzie skutki nieodwracalne w historii naszego państwa.
...I chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj...
Dumna jestem z mojego narodu. Dumna i uprawniona do dumy tej działaniem Polaków na rzecz uchodźców wojennych z Ukrainy. Dumna jestem z ratowania ich życia i godności. Dumna jestem z tego, że podzielili się z nimi naszym chlebem. Choć często chleb ten i gorąca strawa od tych co sami mieli niewiele. Dumna jestem z tego, że miliony kobiet i dzieci ratowaliśmy jakby to własne i najbliższe były. Dumna jestem, że Polacy przyjęli uchodźców z objętej wojną Ukrainy w dom. A przyjąć w dom, to nie tak, że na chwilę, na dni kilka, tylko na miesiące i lata. Dumna jestem z rządu polskiego, że to działanie pospolitego ruszenia Polaków umożliwił, wsparł i usankcjonował prawnie. Dał zielone światło dla korytarza życia i objął państwową opieką ludzi skrzywdzonych, zagrożonych we własnym kraju w Ukrainie utratą zdrowia i życia. Dumna jestem z naszych samorządów i organizacji pozarządowych.
Z tysięcy wolontariuszy. Gdy patrzę na dzieci ukraińskie w polskich szkołach, w polskich ławkach, czyste i zadbane, bezpieczne, uczące się i czytające książki. Objęte opieką zdrowotną.
Ukraina to historyczny spichlerz Europy. Administracja prezydenta Rosji W. Putina uderzyła w najczulszy i newralgiczny punkt racji stanu Ukrainy. W eksport zboża. Bowiem mawiają... Ukraina mlekiem i miodem płynie. Ale też zbożem stoi. To jej moc.
Przenieśmy się od spraw wielkich z wyżyn politycznych do małego, uzdrowiskowego miasteczka na zachodniej rubieży Polski. Promenada w Polanicy Zdroju, upalny sierpniowy czas. Święto Matki Boskiej Zielnej. Bujna przyroda, drzewa, krzewy i kwiaty. Bystra, czysta rzeka. Wszystko tętni życiem, śpiewem i wesołością. Muzyka gra... gdzieś tam przebija się rytm Hej, hej Sokoły. Baloniki i wiatraczki, umazane lodami, roześmiane twarze dzieci. Restauracje pełne gości i maleńkie kolorowe kawiarenki. Bezpieczne domy. Ciche, spokojne noce przerywane śmiechem młodych. Oto dziewczyna i chłopak. Idą nocną promenadą wśród świateł i lampionów, zakochani. Po upalnym dniu spadł deszcz. Tu i tam kałuże. Dziewczyna biegnie, pełna radości i szczęścia wskakuje prosto do jednej, drugiej i kolejnej kałuży nie bacząc na ubranie. Wolna i swobodna. I to jest prawdziwe szczęście, wolność i radość życia.
Ten sam czas, za naszą wschodnią granicą. Walcząca Ukraina. Krwawiąca. Śmierć i zniszczenie. Odwaga i determinacja, przekraczająca wszystko co możemy zrozumieć. Walka na śmierć i życie. Być może ci mężczyźni z okopów i lasów, zaułków, o które walczą do ostatnich sił... nie powrócą nigdy do swoich rodzin. Tuż za linią frontu domy i ruiny po domach. Tam jeszcze przed chwilą cicho utykało życie. Po atakach rakietowych wojsk rosyjskich, na ulicach leżą tak bezbronni. To już koniec. Nieruchome ciała, szeroko otwarte oczy zamarłe w przerażeniu bólu chwili śmierci. Piwnice, a tam matki z dziećmi. Słychać zawodzenie syren. Od pocisków umierają dzieci. Wszystkiego brakuje. Jest chleb. Jedzą w skupieniu. Modlą się za zmarłych i tych co na frontach giną za nich. Modlą się o życie.
I co Wam powiem więcej. Że jest ktoś i... nikt, co skazał krwawiącą Ukrainę na upadek. Bowiem zboże, to jedyne co mają obok odwagi i waleczności. Za Ukrainę i za nas tu w Polsce. Brzemię to ponad siły. Zboże zielonej Ukrainy. I powie ktoś, kiedyś: „I Ty Brutusie przeciwko mnie...” /J. Cesar/.
Nie pozwólmy zbijać kapitału politycznego małym ludziom na wielkich sprawach. Ambitnym graczom co miłe im niezadowolenie narodu. To przepustka do nowego sejmu. Nie pozwólmy by nikczemnością wygrali. Ograli naród i zaprzepaścili wielkie marzenia. Bowiem to POLSKA RACJA STANU. Polską Racją Stanu jest stworzenie bezpiecznego korytarza dla zboża z Ukrainy do Europy i dalszego rozprowadzenia w świat. Świat, który na to zboże czeka.
„I chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”...