Sen Gafa

Autor: 
Katarzyna Redmerska
kaśka.jpg

Śniłam ostatnio, że jestem premierem i goszczę z wizytą u kanclerza Niemiec. Zestresowana wizytą, bo rząd oczekuje działań, naród efektów, a opozycja gaf (najlepiej totalnych). Odbywa się właśnie uroczysta kolacja, na którą przybył niemiecki establishment i rzecz jasna dziennikarze (dużo dziennikarzy). Błysk fleszy mnie oślepia, dodatkowo stresując, a tu okazuje się, że mam – o święci pańscy – wygłosić przemówienie. Chcę się obudzić (wiem, że to sen), ale, cholera, nie mogę, choć staram się jak mogę. Powoli wstaję z miejsca, powtarzając w myślach: „Zbudź się, Kaśka, zbudź się”. Rozmowy cichną, wszyscy skierowują na mnie zainteresowany wzrok (ładnie wyglądam, to trzeba przyznać, tak dostojnie. Cóż, ma się tę wrodzoną klasę i urodę, że wspomnę nieskromnie). W głowie mam gonitwę myśli – o czym wspomnieć, co pominąć, co podkreślić a co nie, wpleść żarty czy nie wpleść. Raz kozie śmierć – pomyślałam i zaczęłam swoje wystąpienie płynnie w języku Goethego (a to ci niespodzianka, dziwne tak mówić w języku, którego się nie zna): „Co bym nie powiedziała to i tak każdy odbierze to na swój sposób. Jedni uznają, że mówię z sensem, inni nie dostrzegą sensu, a dla jeszcze innych nie będzie miało sensu szukanie sensu”. Towarzystwo spojrzało po sobie, rozszedł się po sali lekki szmer. A ja kontynuowałam: – „O wielu sprawach mówię i o wielu problemach, lecz w inny sposób niżby tego oczekiwano. Wdzięk w połączeniu z poważnym przesłaniem to realna polityczna siła, którą mam w nadmiarze, a która tylko może skutkować sukcesem. Ona to upoważnia mnie do takich a nie innych zachowań. Apeluję, nie traktujmy siebie jak bóstwa, bo to wywoła rozkwit nierealnych oczekiwań, krok za nimi przyjdzie rozczarowanie i pretensje. Nie traktujmy siebie jak wrogów, bo to wywoła rozkwit wzajemnych animozji, których historia nam nie szczędziła, krok za nimi przyjdzie nienawiść i żale. Czas na zmiany, już pora zacząć samemu zbierać szparagi. Liczę na zrozumienie, jesteście ojczyzną Goethego, Schillera, Bacha, Brahmsa; nie zaś bulgoczącymi piwem barbarzyńcami”. Zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Kanclerz spojrzał na mnie z wyrzutem, a nawet zaryzykowałabym określenie: rozczarowaniem. Co do innych, miny mieli mieszane (raczej urażone). No i stało się – pomyślałam, nie bez zdenerwowania. – Opozycja będzie triumfować, strzeliłam gafę, że ho ho.
Myślę, że upiekłaby mi się deklaracja rezygnacji ze zbierania szparagów. Ba! Nawet określenie „bulgoczących piwem”, ale nie epitet: „barbarzyńca”! Pewnych rzeczy po prostu nie wypada mówić w sytuacjach wiadomych. Nie wypada, ale się zdarzają, bo jesteśmy tylko ludźmi! Tak się zdenerwowałam w tym śnie swoim niewyparzonym językiem, że aż z tych nerwów się obudziłam. Obudziłam się i problem gafy zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety w życiu realnym już tak prosto nie jest, co mogliśmy nie tak dawno śledzić w mediach za sprawą dwóch, skądinąd sympatycznych panów: nobliwego satyryka i dojrzałego dziennikarza. Jedno niefortunne określenie wypowiedziane przez jednego, którego adresatem poczuł się drugi, wywołało zgrzyt. Obaj panowie, najpewniej wskutek zbyt rozwiniętej przyzwoitości (starszy) i wrażliwości (młodszy) – zamiast między sobą załatwić sprawę, wciągnęli w nią media. Rzecz jasna od razu pojawili się hejterzy, „dosadnie” komentując i lecząc tym swoje kompleksy oraz włączyły się przebrzmiałe gwiazdy dziennikarstwa (obecnie na etacie celebryctwa), wykorzystujące tego typu sytuacje, aby przypomnieć o sobie.
Według definicji gafa pochodzi z języka francuskiego i oznacza „niewłaściwy krok”, jest to nieświadomie popełniony nietakt, pogwałcenie niepisanych reguł danej społeczności.
Gafy, gafunie, gafeczki są wpisane w nasze życie. Ważne, by umieć za nie przeprosić i przebaczyć.

Wydania: