Majówka. Instagram
Mamy czerwiec, ale ja pozwolę sobie powrócić jeszcze do maja – miesiąca ogólnonarodowej majówkowej histerii.
Co roku, witając piękny miesiąc maj, z tą samą ciekawością i niedowierzaniem przyglądam się ogólnonarodowej histerii, zwanej: „Majówka”. Już na kilka miesięcy przed tym wydarzeniem, media trąbią, co też to będzie się działo w długi majowy weekend. Jak to obywatele nie zamierzają spędzić tego szczególnego czasu. Przydybani przez dziennikarzy znani i mniej znani, chętnie dzielą się majowymi planami – wszyscy jak jeden mąż, spędzą majówkę na bogato.
Gdyby przypadkiem komuś miał ulecieć majówkowy szał, przypomną mu o tym liczne telewizyjne reklamy, ukazujące uszczęśliwione stada gawiedzi (rodzin, grupek znajomych bliższych lub dalszych etc.), które z szałem w oczach rzucają się (i to dosłownie) na pęta kiełbas, stosy mięsiwa, skrzynki piw przeróżnych smaków, zgrzewki napojów buforowanych – po okazyjnej cenie, celem ich zakupu, a następnie oddania się grillowaniu tego co zakupili (bez piwa i napojów buforowanych, oczywiście). Biura podróży nie zamierzają być gorsze – oferują wycieczki do miejsc atrakcyjnych, tropikalnych i wspaniałych – gdzie na delikwenta czeka moc atrakcji, pozwalająca zapomnieć mu na moment o tym, ileż to wydał ciężko zarobionego grosiwa na ten majówkowy czas.
W maju, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znikają gdzieś problemy wysokich cen, spłacania kredytów, szalejącej inflacji (tak mocno przecież nadszarpującej domowe budżety) – liczy się tylko i wyłącznie majówka spędzona z rozmachem i fantazją w miejscu, na jaki pozwolą nam nasze finanse: ogród, działka, urocza łączka pod miastem lub na plaży, w basenie, pod palmą, a najlepiej we wszystkich tych miejscach na raz.
Majówka nie może obyć się bez relacji na Instagramie. Szczególnie celebryci upodobali sobie tę drogę komunikacji ze swoimi wiernymi fanami – obserwatorami. Nasze rodzime gwiazdy, gwiazdeczki i gwiazdunie, dosłownie prześcigają się w pomysłach najefektowniejszego przedstawienia tego jakże szczególnego czasu. Wszystko musi być dopracowane do perfekcji. Nad scenariuszem, tęgie głowy, pracują już najprawdopodobniej od zimy. Sprawa jest poważna, taka relacja to okazja do ugruntowania medialnej pozycji dla jednych, przypomnienie o sobie dla innych, a dla jeszcze innych – możliwość wypłynięcia w celebryckim świecie, które jest, jak wszyscy dobrze wiemy – tłoczne.
Jako osoba niewątpliwie publiczna, także postanowiłam zrelacjonować swoją majówkę w mediach społecznościowych. Jak mawia moje wydawnictwo, reklamy nigdy dość. Zwłaszcza teraz, gdy niebawem ukaże się moja kolejna powieść. Miałam lekki zgryz z tym, jak w ciekawy sposób przedstawić fanom majówkę (grillować nie lubię, podobnie jak jeździć w tropiki). Majówkę postanowiłam spędzić na balkonie, w otoczeniu kwiatów, ćwierkających ptaszków i partnera. Pierwsza fotka, którą obdarowałam moich obserwatorów, przedstawiała wiklinowy fotel z kolorowymi poduszkami i stolik z drinkiem – podpis głosił: „majówkę czas zacząć”. Następne ujęcie ukazywało moją kształtną stopę i duży palec (u stopy, też kształtny) mojego partnera – podpis głosił: „a wy jak się bawicie?”. Kolejną focią był rzut na talerz spaghetti – podpis informował: „jedzonko”.
Potem było zdjęcie deseru (sernik z truskawkami) – podpis: „nie ma jak słodkości”. Kolejną focię poświeciłam drogiej połówce. Tym razem nie poprzestałam tylko na dużym palcu (u stopy), ale cyknęłam bardzo udane, przyznaję, zdjęcie pleców, ze szczególnym uwzględnieniem łopatek (uważam, że są urocze) – podpis: „dobrze mieć plecy” i dodałam odpowiednią tutaj emotikonkę.
Majówkę zakończyłam zdjęciem księżyca i podpisałam słowami Shirley MacLaine: „Księżyc jest za blisko. Chcę iść dalej”, po czym opuściłam balkon.