Bieszczady '22

Autor: 
Miłosz Samuel
B09.jpg
B24.jpg
B26.jpg

7 lutego 2022 r. w 5-osobowej ekipie wyruszyliśmy w Bieszczady.
O godzinie 7:00 zebraliśmy się na ul. Wojciecha w Kłodzku, gdzie czekał na nas samochód gotowy do drogi. Sprawnie zapakowaliśmy się i wyjechaliśmy wypakowani bagażami i jedzeniem. Na miejsce dotarliśmy około 18. Brzegi Górne, czyli miejscowość w której mieszkaliśmy, przywitały nas śniegiem i mrozem. Pani Aniela i pan Marek przygotowali dla nas przytulny pokój, do którego sprawnie się wprowadziliśmy. Już pierwszego dnia udało się nam przejść całą miejscowość wzdłuż i wszerz. Po drodze poznaliśmy ciekawą historię miejscowości. Po powrocie zjedliśmy pyszny makaron, przeprowadziliśmy kilka rozmów i zmęczeni całym dniem podróży położyliśmy się spać.
Następnego dnia wstaliśmy, przygotowaliśmy śniadanie i wyruszyliśmy zdobyć pierwszy szczyt czyli Połoninę Wetlińską. Niestety na górze nic nie było widać przez wielką mgłę i bardzo silny wiatr. Schodząc postanowiliśmy skorzystać z grubej warstwy śniegu (2 m!) i robiliśmy przeróżne fikołki i przewroty. Mijający nas turyści, widząc nasze gimnastyczne wyczyny, wydawali się trochę zmieszani. Przy schodzeniu towarzyszyły nam oczywiście jabłuszka, które dają naprawdę dużo radości. Wróciliśmy do domu, gdzie przygotowaliśmy pizzę, a następnie ryż ze zbieranymi przez pana Marka jagodami. Dzień zakończyliśmy wspólną grą w karty oraz ciszą nocną od 22:00.
W środę po śniadaniu czekała nas najdłuższa trasa. Od początku narzuciliśmy duże tempo, pierwsze 5 km przeszliśmy w godzinę. Potem weszliśmy w bardziej dziki i stromy kawałek. Po jakimś czasie zdobyliśmy Małą Rawkę. Stamtąd przeszliśmy bardzo wyczerpujący odcinek na Wielką Rawkę, która po Tarnicy jest drugim szczytem w polskich Bieszczadach. Wracając napotkaliśmy rzadko spotykane zjawisko meteorologiczne czyli burzę lodową. Mogę szczerze powiedzieć, że schodzenie pod wiatr w czasie tej burzy było bardzo trudnym zadaniem. Po zejściu każdy z nas miał pokaleczoną przez uderzające kryształki lodu twarz. Wróciliśmy do domu, gdzie przygotowaliśmy pyszny makaron z dodatkiem pewnego specjału naszej gospodyni czyli pesto z czosnku niedźwiedziego. Następnie kontynuowaliśmy naszą rozgrywkę w makao, trochę rozmawialiśmy i położyliśmy się spać.
W czwartek po śniadaniu wyszliśmy z naszej leśniczówki na Połoninę Caryńską. Początek trasy był identyczny jak dzień wcześniej, potem rozpoczął się trudniejszy odcinek, zakończony stromym wyjściem na łysą, pokrytą zmrożonym śniegiem połoninę. Wchodząc na szczyt czuliśmy niesamowitą satysfakcję. Mieliśmy duże szczęście, ponieważ na szczycie nie było mgły i widoczność była znakomita. Zrobiliśmy więc kilka fajnych zdjęć. Schodząc w końcu udało nam się zobaczyć tropy wilka na śniegu. Gdy tylko się dało, staraliśmy się zjeżdżać na jabłuszkach, dzięki czemu na dół dotarliśmy dość szybko. Po powrocie zjedliśmy znakomity bigos z Bolesławowa z ziemniakami i do wieczora rozmawialiśmy oraz graliśmy w makao.
W przedostatni dzień naszego pobytu w metropolii zwanej Berehami, postawiliśmy wybrać się do najbliższej miejscowości – Nasiczne. Po drodze zatrzymaliśmy się przy ogrodzonym kamieniołomie. Stała tam tablica, z której wynieśliśmy wiele pożytecznych informacji naukowych. Widzieliśmy znów ślady wilka oraz tablicę ostrzegającą turystów przed niedźwiedziami. W Nasicznem udało nam się zobaczyć wspaniałą siedzibę Caritasu Diecezji Sandomierskiej. Po powrocie zjedliśmy tosty i rozpoczęliśmy przygotowywanie pożegnalnej sałatki. Gdy graliśmy w karty gospodyni przygotowała dla nas bieszczadzkie naleśniki z jagodami. Pychotka... Dzień zakończyliśmy kalamburami. Nazajutrz o poranku niestety musieliśmy wracać do Kłodzka.
Podsumowując wyjazd, jestem w stanie stwierdzić, że był on rozwijający pod wieloma względami. Oprócz odwiedzonych fantastycznych miejsc, przeżyliśmy szkołę życia, robiąc wszystko samodzielnie, od wspólnego przygotowania śniadania po kolację, ale także zabawne i poważne rozmowy. Przez cały tydzień musieliśmy żyć w kategoriach ,,my” a nie ,,ja”. Oczywiście muszę wspomnieć o tygodniowym braku internetu, zasięgu komórki i kontaktu z kimkolwiek poza naszą gromadką. Niektóre sytuacje pozostaną w nas na zawsze, np. czego nie należy robić aby nie zepsuć całego wyjazdu. Uczyliśmy się jak nie być egoistami. Wyjazd był znakomity, mogę nawet stwierdzić, że jeden z najlepszych w moim życiu. Nie mogę doczekać się kolejnych wypadów. Kończąc myślę, że warto wymienić członków naszej ekipy, byli to Franciszek, Tytus, Pascal i ja autor tego tekstu.

Wydania: