Arkadiusz Wojtyła 1978 – 2021 - wspomnienie
* Minęło już ponad pięć miesięcy od nagłej śmierci Arkadiusza Wojtyły.
Pochodził z Bystrzycy Kłodzkiej, był cenionym historykiem sztuki, wykładowcą na Uniwersytecie Wrocławskim w Instytucie Historii Sztuki, naukowcem i autorem książek, członkiem Rady Muzeum Ziemi Kłodzkiej, specjalistą sztuki baroku, właśnie kończył pracę habilitacyjną. Był także miłośnikiem muzyki poważnej, współzałożycielem chóru Concerto Glacensis z Kłodzka, a jeszcze był wspaniałym gawędziarzem snującym opowieści z życia codziennego i o sztuce, a także wędrowcem.
Do wielu słów wyrażających żal i smutek, które można było przeczytać w Internecie i prasie po śmierci Arka, chcemy dodać kilka wspomnień o nim z ostatnich lat, gdy przyjeżdżał do Bystrzycy Kłodzkiej. Wiemy, że tutaj kończył szkołę podstawową i średnią, ale jak mało kto po latach studiów i pomimo objęcia różnych stanowisk na uczelniach wrocławskich (Kierownik podyplomowego studium Wiedzy o Sztuce, Wicedyrektor Instytutu Historii Sztuki) przyjeżdżając do Bystrzycy Kłodzkiej podtrzymywał i nawiązywał nowe kontakty, a przede wszystkim starał się pokazać zabytki Bystrzycy Kłodzka z najpiękniejszej strony. Wśród czasem obrywających się tynków lub zarośli wynajdywał prawdziwe perełki sztuki i opowiadał o nich z ogromną swadą.
Dzięki współpracy z Biblioteką Publiczną w Bystrzycy Kłodzkiej (Dorota Krawczyk) poprowadził kilka wycieczek śladami bystrzyckich zabytków, planował zrobić opracowanie detali architektury z bystrzyckich kamienic i innych obiektów. Myślał również o innych sposobach wspierania wiedzy o architekturze i sztuce.
* WSPOMNIENIE O ARKU
Nie pamiętam dokładnie pierwszego spotkania z Arkiem. Chyba było to w Gorzanowie, pewnie dzięki Jasiowi Zasępie i zwiedzaniu Rotundy w parku przypałacowym. Byłam zaskoczona elokwencją, wiedzą i niezwykłym wdziękiem tego młodego człowieka.
Kolejne spotkania, to były albo turystyczne wyprawy z Jasiem Z. albo muzyczne koncerty organowe w Bystrzycy Kłodzkiej, a po nich rozmowy przy herbatce, czy też dzięki Dorocie z biblioteki – niezapomniany spcer zimowy do wszystkich czterech szopek w Bystrzycy, czy też przypadkowe spotkania w pociągach do lub z Wrocławia.
Spotkania z Arkiem zawsze były o czymś, nigdy o kimś czy o polityce.
Arek Wojtyła – wspominając Go (a w zasadzie myśląc o nim jako o OBECNYM), podziwiałam jego niezliczone talenty: erudycję, kulturę języka, doskonałe maniery, skromność, życzliwość, wiedzę o sztuce (w stopniu doskonałym jeśli chodzi o barok), poczucie humoru, świetny słuch i głos, pamięć… Podejrzewam, że nie poznałam wszystkich, bo spotkaliśmy się zaledwie kilkanaście razy. W trakcie wizyt u mnie zachwycał się nalewkami i moim ogrodem. Mam w oczach bardzo wyraźnie jedno z ostatnich spotkań. Na jego prośbę wspólna wizyta w Gorzanowie, do którego przyjechał pociągiem, po czym z wielkim znawstwem odczytywał w restaurowanym pałacu z różnych fragmentów dekoracji rzeźbiarskich ich znaczenie, wprawiając w zdumienie oprowadzającego nas włodarza pałacu Marka Haisiga. Wracaliśmy naszym autem zachwyceni postępem prac w pałacu.
Wielokrotnie wymienialiśmy się fotografiami, czy filmikami z ciekawie prezentowaną sztuką, co Arek wykorzystywał do pracy ze studentami. Odpoczywał wędrując po parkach i okolicach Wrocławia, śląc mi z tych wędrówek urokliwe filmy z rechotem żab, mgłami, wiatrem, czy zachodami słońca. Ostatnie zdjęcie profilowe przedstawiało Arka zapatrzonego w dal, na tle zamczyska w Szkocji.
Nie udało mi się być gościem u niego we Wrocławiu (z racji mojej sytuacji rodzinnej), mimo wielu zaproszeń, ale dzięki zdjęciom wiem, że pokój z balkonem ozdobił zupełnie nienowocześnie bibelotami, miał na stole zawsze świeże kwiaty, na pianinie główne miejsce zajmowało zdjęcie mamy z czasów szkolnych. Wielokrotnie dopytywał się o sprawy kulinarno-ogrodnicze podkreślając moje rzekomo wielkie znawstwo w tych sprawach. Starał się i na tych polach osiągać sukcesy – ukwiecić balkon, czy z powodzeniem upiec przecudny sernik (wiem o tym, tylko ze zdjęć, niestety).
Pandemia zmniejszyła radykalnie ilość wizyt Arka w Bystrzycy, ale po wysłaniu mu zdjęć wyciętych drzew z wjazdu do Bystrzycy natychmiast oddzwonił z olbrzymim wzburzeniem nie szczędząc mocnych słów (co u niego było niezwykłe) o tej decyzji i ludziach tak postępujących. Rozmawialiśmy bardzo długo, bo jak zwykle doszło kilka innych tematów. To było nasze ostatnie spotkanie telefoniczne, potem już tylko wymiana coraz mniej licznych memów czy zdjęć. Zaniepokojona długim milczeniem zapytałam: Witaj Arku, coś bardzo cicho u Ciebie… może chorujesz? Pozdrawiam Cię serdecznie. Krótko i jednym zdaniem (!) odpisał: „Dorotko, dziękuję serdecznie za pamięć, koronawirusa nie mam. Pozdrawiam serdecznie. Arek
(4 maja 2021, 5.58 PM)
Dorota Pawlus
* Arkady
Wstrząsająca wiadomość o śmierci Arka wywołała we mnie taki egoistyczny żal, że nikt już mi tak pięknie nie opowie o zabytkach naszego miasta i innych miejsc. Dla mnie Arkady, dla męża Arek, bo tak jakoś każde z nas korzystało z jego imienia inaczej.
Opowieści Arkadego o zabytkach były pełne życia ich twórców, malowanymi słowami obrazami epok. Uwielbiałam słuchać tych historii, zawsze mnie zachwycał erudycją i fenomenalną pamięcią. Słyszałam tylko kilka wykładów, w Kłodzku, jeden w Czechach, a także uczestniczyłam w wykładach-wycieczkach po Bystrzycy Kłodzkiej (trasa wycieczki we wrześniu w 2016 r.: pręgierz – figura Trójcy Świętej – kamienice mieszczańskie – domy sukienników – figura św. Jana Nepomucena – folwark rodu von Wallis – kaplica św. Floriana – kaplica św. Franciszka Ksawerego – dwór rodu von Dittersbach – rzeźby maryjne przy ul. S. Okrzei), gdy przechodząc na przykład od drobiazgów dotyczących historii szopek bożonarodzeniowych w naszym mieście przedstawiał świat wielkiej sztuki w dalekich krajach, w słonecznej Italii. No i jeszcze wspaniałe spotkania prywatne i kilka wspólnych wędrówek.
Šonov to wspomnienie wycieczki z cyklu Odkrywanie Okolicy, w czasie której wykład Arka nie był zaplanowany. Tylko nagle na środku słonecznej przepięknej górskiej łąki prowadzącej do kościoła w tej wiosce spotkał naszą wędrowną grupę, bo miał w tym kościele prowadzić zajęcia ze studentami. W sposób niezwykle barwny opowiedział o założeniach artystycznych spotykanych w architekturze kościołów na Broumowszczyźnie. Opowieść była wzbogacona o niektóre ciekawe szczegóły z życia Dientzenhoferów, czyli architektów, którzy zbudowali w zwykłych wioskach te piękne obiekty.
Arkady przyjeżdżał natomiast specjalnie na kilka innych naszych wycieczek, a całkiem niedawno stwierdził, że musi koniecznie częściej to robić, ponieważ poznaje w ten sposób swoją ukochaną Ziemię Kłodzką i jej obrzeża. Sam również wiele wędrował i to był nasz wspólny temat.
Przy spotkaniu w pociągu potrafił wciągnąć w słuchanie jego opowieści nawet przygodnych podróżnych. Kolejowe przygody były często zabawne, a niektóre z powiedzonek Arka powtarzamy nadal. Bo przecież wiadomo, że „Pasażer biegnący za odjeżdżającym pociągiem jest pasażerem następnego pociągu”.
Arek był także pasażerem taksówek, w których zostawiał swoje bagaże, albo autobusów, które wiozły go nie zawsze w kierunku właściwym, albo nieco w pobliże zaplanowanego celu. Jak wtedy, gdy nie mogąc znaleźć teatru, w którym występowała w roli głównej w „Księżniczce Czardasza” przyjaciółka śpiewaczka operowa, również z Bystrzycy Kłodzkiej, Anna Dytry, zapytał o ten teatr w małym sklepie i trafił na pracownicę teatru, która zaoferowała podwiezienie we właściwe miejsce i od słowa do słowa nagle zapytała „Czy Pan Arkadiusz Wojtyła?”, bo właśnie u niej została zostawiona specjalna wejściówka dla spóźnionego przez złośliwość środków publicznej komunikacji przyjaciela... :). Czyli zdarzyła się „niezwykła koincydencja”, jak mawiał Arek.
Uwaga z jaką Arek słuchał pokazywała niezwykły szacunek wobec innych ludzi. Na jednej z wycieczek słuchał z uśmiechem opowiadania małej dziewczynki o jej koloniach. Zadawał jej pytania, prowadzili świetną rozmowę. Nieczęsto można zobaczyć takie sceny.
Uważność jaką miał również wobec bystrzyckich lokalnych działań była niezwykle wspomagająca. Bo jednak to nie jest fajne, gdy nikt, lub prawie nikt jakichś działań nie zauważa, a tu jednak można poznać człowieka, który chętnie rozmawia o lokalnych drobiazgach i o tym, jak można by je rozwiązać. I jak to zrobić, żeby więcej osób polubiło i doceniło, a także szanowało własne miasteczko.
Arkadiusz, Arkady, Arek nie poprowadzi już żadnego spaceru zabytkoznawczego ani nie powędruje odkrywać ziemskiej okolicy. Jego pogrzeb odbył się w środę 9 czerwca 2021 roku o godzinie 13:15 na cmentarzu komunalnym w Bystrzycy Kłodzkiej przy ulicy 1 Maja.
Agata Zasępa
* Chłopak o śmiejących się oczach – wspomnienie o Arku Wojtyle
Zanim przejdę do własnych wspomnień, krótka opowieść Arka o tym, jakie były jego pierwsze kroki w bibliotece. Będąc dzieckiem, szybko nauczył się czytać (znajomych to nie zdziwi). Gdy już mógł zapisać się do biblioteki, wybrał się do ratusza (tam mieściła się biblioteka), wypożyczył książeczkę, usiadł na schodach, przeczytał ją i pomyślał, że nie może tak od razu oddać. Poszedł więc do domu z przeczytaną. Następnym razem historia z czytaniem na ratuszowych schodach się powtórzyła, ale tym razem wrócił a pani bibliotekarka z niedowierzaniem poprosiła by ją opowiedział. Ha! Oczywiście zrobił to z sobie znaną radością. Tak właśnie dawał się poznawać. Budząc ogromne zdziwienie i zachwyt.
Do ratusza biegał także do szkoły muzycznej. Takie były początki jego zainteresowań literaturą, muzyką, wiedzą z różnych dziedzin a później pracą naukową.
Teraz ciężko jest pisać wspomnienie, skoro jest lato, wakacje i zdaje się, że zaraz tu wbiegnie, radosny, pogodny z uśmiechem w oczach. Przecież zawsze przyjeżdżał, czasem na całe wakacje, w zeszłym roku w sierpniu tylko na kilka dni. Mówił, że tylko w Bystrzycy naprawdę wypoczywa. Za każdym razem obowiązkowo robił „obchód” miasta. Odwiedzał wszystkie zakamarki, górę parkową, aleję na Wyszki, gdzie lubił biegać, ulice, kościoły. Fotografował to swoje rodzinne miasto, pejzaże, rośliny. Robił takie fantastyczne zdjęcia, czasem trzeba było się zastanawiać, gdzie to jest (takie fotografie – zagadki czasem mi podsyłał).
Do biblioteki „wpadał” obowiązkowo. Nie tylko wypożyczyć książki, ale i porozmawiać. Miłośnik ksiąg wszelakich, bibliofil wynajdywał te swoje perełki literackie z literatury pięknej polskiej i obcej, a także książki popularno-naukowe. Podczas rozmów
w bibliotece powstały pomysły wielu wspaniałych inicjatyw. Z Arka udziałem w roli głównej oczywiście. Jedną z pierwszych była wycieczka czytelników biblioteki do Pragi. Arek był wtedy mocno zapracowany: praca na Uniwersytecie, liczne prace naukowe, a na następny dzień pamiętam, że podpisywał umowę o kupnie swojego wrocławskiego mieszkania. Jednak dla tego człowieka doba miała więcej niż 24 godziny; zawsze dawał z siebie więcej niż brał i nie było rzeczy niemożliwych. Pragę znał bardzo dobrze, język czeski również a dla naszej grupy był wspaniałym przewodnikiem, jakiego można sobie tylko wymarzyć. Jeszcze w tym roku wspominał ten czas i prosił o zdjęcia.
Mimo ciągłego zapracowania nie odmawiał żadnej prośbie udziału w czymkolwiek, gdzie mógł się podzielić swoją wiedzą. Długo można by tu wymieniać, m.in. udział w Dolnośląskim Festiwalu Nauki, wycieczka czytelników biblioteki do Ząbkowic Śląskich czy w okresie świąt spacer szlakiem bystrzyckich szopek bożonarodzeniowych. Dzielił się wiedzą za jedno słowo – „dziękuję”.
Z wielkim sentymentem wspominam grupowe spacery zabytkoznawcze po naszym mieście. Chyba nie ma drugiego takiego człowieka, który zna tak dokładnie wszystkie detale, ciekawostki, jakieś ukryte tablice, ornamenty w kamienicach domów, figurki, historie ludzi i pomników na starym cmentarzu. Miasto rodzinne – Bystrzyca Kłodzka miało w sercu Arka szczególne miejsce. Często to mówił i podkreślał, że to kim się stał w życiu dorosłym jest uwarunkowane środowiskiem, gdzie się wychował. Opowiadał mi kiedyś, że gdy był małym chłopcem, podczas mszy św. rozglądał się po kościele, potem przychodził do domu i malował z pamięci stacje drogi krzyżowej, Chrystusa frasobliwego z kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej, obraz z głównego ołtarza, szopkę . Niedawno żartował sobie, że ma w sobie coś z dziecka, bo to rozglądanie mu zostało.
Zawsze z troską myślał o bystrzyckich zabytkach. Ubolewał nad tym, że zostały wywiezione rzeźby z kaplicy Św.Floriana, brakuje jednej płaskorzeźby w kościele Św. Jana Nepomucena, zabiegał aby nie były zniszczone nieliczne już zabytkowe kafelki w lokalach użytkowych na Rynku miasta.
Chyba ostatnią radością Arka związaną z naszym miastem było drugie wydanie książki pani Krystyny Bartnik – „Bystrzyca Kłodzka w zabytkach sztuki’’, gdzie autorka wymieniła również Jego spostrzeżenia. Po przeczytaniu, pisał: „W każdym razie jestem poruszony. Pierwsze wydanie tej książki z 1992 roku było dla mnie podręcznikiem do nauki terminologii z historii sztuki i opisu dzieła sztuki. Chodziłem w podstawówce po mieście obserwowałem i identyfikowałem elementy architektoniczne. Przed samym ołtarzem doznałem jeszcze przed tą książką iluminacji, kiedy przechodziło przezeń światło, odbijające się w złoconych obłokach wraz z płomieniami świec tkwiących w rogach obfitości podtrzymywanych przez anioły. Było to dla mnie silne przeżycie artystyczne i mistyczne, którego intensywność czuję do dziś. Tego typu doświadczenia poniosły mnie do Rzymu i pozwoliły pokojarzyć ewidentne podobieństwa na zasadzie 2+2”.
Arek – człowiek wielu talentów, szczególnej wrażliwości i empatii mógł zostać muzykiem, malarzem, pisarzem, lekarzem, duchownym, ekonomistą, we wszystkim byłby zapewne doskonały. Wybrał historię sztuki i kochał to , co robił. Pracę i ludzi, traktował bardzo poważnie, zawsze przygotowywał się starannie i z wielką pieczołowitością. I nie zależnie od tego czy był to wykład na Zamku królewskim w Warszawie, czy spacer zabytkoznawczy z grupą seniorów.
Ostatnio pracował bardzo intensywnie, spieszył się, pisał po kilkanaście godzin dziennie aż organizm odmawiał posłuszeństwa. „Myślę, że będę pracować do ostatniej minuty. Choć mnie to wykańcza, to mogę robić tylko rzeczy trudne. Na łatwiznę szkoda mi życia, bo nie daje postępu i w sumie niczego”. (grudzień 2020) Kiedyś mimochodem powiedział zdanie, które utkwiło mi w pamięci: „Bo najważniejsze w tym życiu jest to, co człowiek po sobie pozostawi”. We wszystkim, co w życiu robił, dążył do ideału.
Ktoś powiedział, że był człowiekiem – słowa. Tak, słowa były warsztatem Jego pracy, wykłady, książki, prace naukowe, był poliglotą, znał kilka języków obcych. Każdy, kto Go znał, wie doskonale, że uwielbiał rozmawiać z ludźmi, poznawać ludzi, chyba z każdym człowiekiem umiał by znaleźć wspólny temat. Dla każdego miał dobre słowo, czasem pocieszenia czy porady. Był przyjacielem dla wielu z nas. Teraz Jego słowa mają szczególne znaczenie: „…dobrze, że wszyscy w życiu się spotkaliśmy. Dużo na mojej drodze było i jest ludzi serca. Lepszych się już spotkać nie da” (22 listopada 2020).
Z najszczerszą wzajemnością Areczku. A te słowa pozostaną w naszych sercach i pamięci na zawsze.
Dorota Krawczyk