Edward Osowski nie żyje
Rozstał się z życiem w sobotę 14 sierpnia. Tydzień wcześniej obezwładnił Go wylew krwi do mózgu. Tydzień później, wraz z Rodziną, odprowadzało Zmarłego liczne grono osób, z najważniejszymi i powszechnie znanymi nie tylko w Kłodzku. Zaznaczył się bowiem Edward Osowski dobrze, wyraźnie i trwale w tutejszym życiu społecznym.
Jak wszyscy my starsi tutaj, był skądsiś tam z kraju; mianowicie Mazurem był, urodzonym 15 stycznia 1939 roku w Rafałach, mazurskiej wsi, której nie znalazłem na mapach. Ale jest; Internet pokazuje Rafały tuż na zachód od Makowa Mazowieckiego. Dolnoślązakiem został przez Uniwersytet Wrocławski, albo może bardziej przez śp. Panią Alicję, z którą razem po studiach trafili do Lubina. Pani Alicja była dentystką, a Edward prawnikiem; i pewnie nie byle jakim, bo zdążył tam, bez żadnych partyjnych legitymacji, zostać „ojcem” miasta – to tak jak dzisiaj burmistrzem.
Nie wiem lub nie pamiętam, co sprowadziło Osowskich do Kłodzka, choć Edward sporo mi o swoich sprawach opowiadał. Ich córce Joannie wydaje się dzisiaj, że musiało to być na przełomie 60. i 70. lat. Każdy z nas, zgromadzonych w sobotę 21 sierpnia przy kaplicy cmentarnej a później przed kolumbarium na kłodzkim cmentarzu, pamięta, i zapewne będzie pamiętać Osowskiego jakoś inaczej, po swojemu; nie tylko dlatego, żeśmy różni, ale raczej przez Jego nie byle jaką osobowość i wszechstronną aktywność. Ja pamiętam Go głównie jako redaktora „Ziemi Kłodzkiej” i samorządowca I kadencji (1990-1994), bo tam i wtedy najbliżej współpracowaliśmy. Stamtąd też wzięła się nasza przyjaźń, która z czasem przeszła na nasze rodziny.
Studiując teraz – na pożegnanie z Edwardem – archiwalne numery „Ziemi Kłodzkiej” mam do ich treści dystans, jakiego zapewne brakowało mi wtedy, gdym je „wklepywał” w klawiaturę, na czym w znacznej mierze polegało moje „naczelne redaktorzenie”. On przynosił swoje teksty porządnie napisane na maszynie a ja byłem ich pierwszym czytelnikiem. I dopiero teraz, z tego właśnie dystansu, odnoszę wrażenie, że mądry Pan Bóg, wiedząc gdzie żyje Osowski, umieścił w Jego zasięgu czasopismo pt. „Ziemia Kłodzka”. Albo też, przewidując jej powołanie, zawczasu osiedlił tutaj Osowskich.
Jego pierwszy tekst, tj. szkic historyczny pt. „Rozbójnicze państewko Homole” znajdujemy w n-rze 9/12 „ZK” z grudnia 1990 r. Kolejne n-ry, niemal regularnie przynoszą właśnie szkice historyczne Mazura Osowskiego o Hrabstwie Kłodzkim, o dziejach tej krainy, o ważniejszych wydarzeniach, o jej wybitnych ludziach, o najważniejszych zabytkach i ich współczesnym funkcjonowaniu.
Rzekło mi się: „niemal regularnie”, bo publicystyka Osowskiego wcale nie ograniczała się do historii. Nie mogła wręcz, bo zaraz w pierwszej kadencji samorządowej został radnym miasta Kłodzka, a w następstwie delegatem do Sejmiku (byłego) Województwa Wałbrzyskiego i wnet członkiem Regionalnej Izby Obrachunkowej we Wrocławiu. To jest samorządowy organ samokontroli, do którego wtedy selekcjonowano członków według prawdziwie surowych kryteriów. Tematyka samorządowa w publicystyce Osowskiego jest więc w archiwalnych n-rach „ZK” zaraz po historycznej, ale na niej też jeszcze nie kończy się treść Jego wypowiedzi na łamach „ZK”.
Ciekawość świata, temperament, ale też poczucie humoru, wiodły Go w coraz to nowe obszary i koncepty podnoszące atrakcyjność czasopisma. Np. w n-rze 32-33 „ZK” znajdujemy „Korespondencję sułtana z Kozakami” ze smacznym podtytułem „Z dziejów dyplomacji”, w której Osowski cytuje:
(…) Sułtan, Syn Oświeconego Cesarza Tureckiego (itp. 15 tytułów – przyp. mój), Smutek Chrześcijański – Nadzieja Żydowska, przykazuję wam Kozakom Zaporoskim, abyście się więcej turbować nie ważyli i dobrowolnie się poddali, bez wszelkiej przeciwności i potencji – bo miecz i ogień będą w odpowiedzi przeciw hardości waszej!
Teraz Osowski od siebie: – Tak kończy sułtan, a oto kozacki RESPONS:
Ty, Sułtanie Turecki, proklatoho czorta Brat i Towarzysz, szczo odnu z nim kobyłu warysz! Czort solit, a ty jesz – a twoje wojsko skóry łupyt. Ty samoho Lucypera Sekretar – Turecki i Grecki Kuchar (tu jeszcze 20 podobnych wyzwisk – przyp. mój), Tobie Synu Sobaczy, nie poddajemsia i twojeho lihoho wojska nie bojemsja! My z toboju jak ryba z wodoju, zetrem się i budim se bity – a tepierecze na sery twojej Matery! Ot szczo tobie odkazali na pyśmo twoje Konstantynopolskie, Zaporoskie Kozaki!
Wniósł nam Edward do redakcji „ZK” – złożonej zrazu, siłą rzeczy, głównie z lekko „nawiedzonych” entuzjastów nowego czasu i byłych opozycjonistów po przejściach w upadającej PRL – chłodny profesjonalizm doświadczonego prawnika i prawdziwą pasję historyka szanowanego w kręgach uniwersyteckich. I wniósł swoją mazurską, rogatą duszę, choć wcale nie wiem, czy mazurska znaczy zaraz: „rogata”. Jego była rogata. Nie łasił się, ni do kogo, ni do czego. Widać to w krytycznym tonie i w polemikach podejmowanych w „ZK”; również z niżej podpisanym, choć dostało mi się chyba tylko jeden raz.
Swobodnie władał językiem francuskim, zaś w razie potrzeby radził sobie z niemieckim, angielskim, czeskim i rosyjskim tudzież łaciną. Jego publikacje, zwłaszcza szkice historyczne, opatrzone są każdorazowo bogatą bibliografią, nierzadko wielojęzyczną.
Nie ujmując niczego nikomu z licznego już dzisiaj, zacnego grona Redaktorów, Współpracowników i Korespondentów „Ziemi Kłodzkiej”, wyrażam przekonanie, że Edward Osowski walnie przyczynił się do sukcesów czasopisma, w tym zwłaszcza do Nagrody Kultury Paryskiej w 1996 r. oraz paru jeszcze innych nagród i wyróżnień. Przysparzał, niemal od samych początków, renomy, która stopniowo przyciągała do naszego periodyku wielce kompetentnych Autorów i prawdziwe Autorytety.
Nie sposób zapomnieć Edwarda Osowskiego.