Opowiadanie: Zakręt
- Skręć w prawo. Miły głos pani Wandzi z nawigacji kierował Krystyną, pewnie trzymającą kierownicę swojego Opla i posłusznie wykonującą polecenia przewodniczki, która prowadziła ją do tego miejsca bezbłędnie. Nawet wjeżdżając od strony Łodzi łatwo trafiła na obwodnicę Wrocławia, omijając zatłoczone miasto. Ostatnim razem, przebijali się chyba z dwie godziny przez zakorkowane i zatłoczone centrum. Ale kiedy to było – pomyślała – chyba piętnaście lat temu. Wtedy siedziała obok Jerzego jako pasażerka, i nie mogła doczekać się celu podróży. Już w myślach widziała wtedy siebie, wychodzącą spod prysznica, mokrą i gorącą, która szybko wsuwa się pod koc, którym przykryty był jej niecierpliwie na nią czekający mąż, pożerający wzrokiem jej nagie ciało.
Już skręcała w prawo, zgodnie z poleceniem jej automatycznej pilotki, gdy nagle tuż przed maską jej samochodu pojawił się inny samochód. Krystyna instynktownie nacisnęła hamulec i tylko pas, którym była przypięta, uchronił ją od uderzenia głową w przednią szybę. Dostrzegła mijający ją o milimetry srebrny, duży samochód i siedzącego w nim kierowcę, który znacząco pukał się w czoło jakby mówił – Jak jeździsz babo, znaków nie widzisz? Ale te słowa dopowiedziała sobie sama, gdyż dopiero po chwili, obraz białego pasa w czerwonym kole dotarł do jej świadomości. - Cholera – zaklęła głośno – przecież to ulica jednokierunkowa.
- I gdzie mnie zaprowadziłaś! – krzyknęła do powtarzającej w kółko pilotki – „skręć w prawo”, „skręć w prawo”.
- Bezduszna maszyna powtarzałaby to nawet wtedy, gdyby mnie wyciągali ze zgniecionego samochodu – pomyślała. Ze złością wyjęła kabel zasilający nawigację i rzuciła na wycieraczkę, przed pustym siedzeniem pasażera.
Już pilotując siebie samą, wjechała do miasteczka malowniczo położonego wśród wzgórz. Miała wrażenia jakby wjechała do parku, w którym, korzystając z wolnych miejsc między drzewami, ludzie postawili swoje stylowe, wkomponowane w krajobraz domy. Jesienna zieleń jeszcze kurczowo trzymająca się lata, już przebłyskiwała nitkami złota i czerwieni. Krystyna mimo wyczerpania i stresu związanego ze szczęśliwie unikniętą kolizją, dzięki refleksowi kierowcy w srebrnym samochodzie, poczuła ulgę. Jak przez mgłę pamiętała to miejsce, które kojarzyło jej się z wielką miłością, jaką oboje z mężem wówczas przeżywali. Teraz w miejscu miłości był tylko popiół, a w sercu pustka, której nie umiała zapełnić. Zatrzymała samochód i wyjęła z torebki wizytówkę z nazwą i adresem hotelu. „Villa Polanica” – przeczytała. Właśnie z powodu tej pięknej nazwy wybrała to miejsce. Gdy po wielu nieudanych próbach dotarcia pod wskazany adres (napotykani ludzie nie byli mieszkańcami Polanicy lecz kuracjuszami przyjeżdżającymi tak jak i ona na krótszy lub dłuższy pobyt) znalazła się na parkingu, odetchnęła. Jeszcze długą chwilę siedziała w samochodzie i wchłaniała całą sobą atmosferę tego miejsca. Villa Polanica tonęła wśród drzew, tak jak podobne jej pensjonaty, ale tylko ten obiekt wyglądał jak domek z bajki. Droga dojazdowa do ośrodka biegła również wśród drzew, kryjąc się przed oczami ciekawskich. Dla mieszkanki wielkiego przemysłowego miasta, sama zieleń wywołała uśmiech zachwytu.
- Cóż za przepiękne miejsce – westchnęła Krystyna, a pomyślawszy o tym, że wkrótce będzie musiała je opuścić zasmuciła się. Z bagażnika samochodu wyjęła walizkę na kółkach i skierowała do wejścia.
Pokój był pięknie urządzony. Mimo, że architektura budynku wskazywała na lata przedwojenne, to współczesny wystrój umiejętnie zachowując styl poprzedniej epoki, sprawiał wrażenie jednoczesnego przebywania w dwóch wymiarach czasowych – dawnym i współczesnym. Krystyna otworzyła okno. Ujrzała park. Patrzyła jak urzeczona na stojące w równych szeregach drzewa tworzące szpaler reprezentacyjnego oddziału wojska wznoszące się na wzgórze, zamknięte kamienną galerią otaczającą barwny dywan wykonany z kwiatów. U podstawy szpaleru przed szklanym pawilonem Krystyna ujrzała pole szachowe, na których ustawione były figury dużych rozmiarów, przenoszone co chwilę z jednego pola na inne, przez dwóch grających ze sobą mężczyzn. Garstka widzów siedzących na ławkach obserwowała grę gigantów. Nazwa parku nasunęła jej się sama – to jest na pewno park szachowy – pomyślała. Powoli schodziło z niej napięcie. Jak z pływaka, który pokonał opór fal i dotarł wreszcie do upragnionego brzegu. Położyła się na srebrzystej kapie przykrywającej łóżko, i zamknęła oczy. Natrętne myśli wróciły jednak do miejsca, które dzisiaj opuściła. Nie była jeszcze w stanie ich zatrzymać, nie było przycisku z hasłem out, który pozwoliłby jej znaleźć się tylko i wyłączne w tym przepięknym zakątku Polski, który wybrała sobie właśnie na czas terapii, na czas zapomnienia, na czas oczyszczenia i odnowy przede wszystkim psychicznej. A może chciała znaleźć w tym miejscu zagubioną przeszłość? Sama nie wiedziała, co skierowało ją do tego miejsca. Tylko czy mi się uda tego dokonać? – zastanawiała się, mając na myśli wszystko po trochę. Czy człowiek jest w stanie zatrzeć przeszłość, bolesną przeszłość, która jest jak garb niewygodna, ale związana z ciałem i nie tylko fizycznie ale również z jego doznaniami, z jego uczuciami i emocjami. Zadając sobie takie pytania, Krystyna wyszła z domu wczasowego i skierowała w stronę parku, który nazwała szachowym, a który faktycznie nosił taką nazwę. Skąd wiedziałam? – dziwiła się czytając tabliczkę z nazwą parku. Czyżby piętnaście lat przechowywała tę nazwę w swoim umyśle a może w sercu. Niestety, nie mogła odtworzyć emocji, które towarzyszyły jej wówczas w tej miejscowości. Usiadła na ławce, i chłonąc promienie popołudniowego słońca, pluskające radośnie pośród koron drzew zamknęła oczy.
*
- Muszę wyjechać. Muszę chociaż na jakiś czas, a może na zawsze wyjechać – krzyczała do telefonu.
- To jedź – krzyczał również jej mąż. Tylko pamiętaj. Gdy po tygodniu nie wrócisz, nie masz już czego tutaj szukać.
- Nie strasz mnie, Ja już się nie boję – krzyczała nadal, a serce waliło jej jak kamień zamknięty w pustej beczce, która toczy się po zboczu – Ja już się niczego nie boję.
W końcu rzuciła słuchawkę i rozpłakała się. Do tego dnia nie użalała się nad sobą. Z pokorą znosiła uwagi i przytyki męża, jego ciągłą krytykę. A teraz czuła się fatalnie. Jak opuszczone dziecko, samotna i bezbronna.
- Dlaczego Dorota pali papierosy? – krzyczał, kiedy dowiedział się, że ich córka ma problemy w szkole.
- Dlaczego kupujesz tyle ciuchów? Przecież nie stać nas na rozrzutność. Wtedy ubierała swoją dorastającą córkę w modne ubrania. Nie była w stanie wytłumaczyć mężowi, że ich córka staje się kobietą, której potrzeby nie kończą się tylko na jedzeniu.
*
Obok ławki, na której siedziała Krystyna przechodziło dwoje starszych, schludnie ubranych ludzi. Szli uśmiechnięci trzymając się za ręce. Jakże zazdrościła im tej bliskości, tej nie skrywanej czułości. Niechcący usłyszała ich rozmowę gdy ją mijali
- To kiedy się spotkamy? – spytała starsza pani z pasmem siwych włosów i czarną apaszką na szyi.
- Jak zwykle po kolacji – odpowiedział mężczyzna, a radosny uśmiech odmłodził jego twarz, na której zmarszczkami zapisana była historia jego życia.
Krystyna nie od razu podjęła decyzję o porzuceniu swojego męża. Długo nosiła się z takim zamiarem. Wychowana w tradycyjnej katolickiej rodzinie nie mogła przełamać tabu, którym było małżeństwo. Ostateczną decyzję powzięła wówczas, gdy nieopatrznie podniosła jego telefon komórkowy, gdy mąż brał prysznic.
„Trzymaj się kochany. Całuję i ściskam mocno. Tęsknię”.
Wyparł się wszystkiego, wyśmiewając ją. Stwierdził, że to pomyłka, którą łatwo sprawdzić oddzwaniając na ten numer. Krystyna nie oddzwoniła. Wierzyła bardziej swojej intuicji niż jego kłamstwu.
Od dawna podejrzewała męża o zdradę. Od dawna byli już małżeństwem tylko na papierze. Gdy wyjeżdżał w delegację, a był przez pewien okres prezesem dużej firmy, nie przeszkadzało jej, że wracał zmęczony, daleki i obcy. Wszystko składała na karb odpowiedzialności. Ale już wtedy ich drogi zaczęły się rozchodzić. Od dawna mieszkali w oddzielnych pokojach. Czuła do niego coraz większą niechęć a wręcz wstręt. Poświęciła swój czas i swoje siły córce, której życiem do tego stopnia zawładnęła, że kontrolowała jej niemal każdą godzinę. Nie miała wówczas pojęcia jak duży błąd popełnia. Nie zdawała sobie sprawy, że ze zniewolonej córki nie zrobi posłusznego dziecka, które ma przecież swój charakter i swoje życie. Pewnego późnego wieczora, gdy pełna obaw oczekiwała jej powrotu ze spotkania koleżeńskiego, drzwi otworzyły się nagle z hukiem i Dorotka, jej mała kochana Dorotka wpadła do mieszkania kompletnie pijana. Krystyna z przerażeniem patrzyła na córkę.
- I co się tak na mnie gapisz? – wybełkotała Dorota. Nie widziałaś nigdy pijanej dziewczyny. Chyba kiedyś też byłaś zalana?
Szok, zdziwienie, przerażenie odebrało mowę Krystynie. Dopiero gdy jej córka zniknęła w łazience, dotarło do niej, że straciła z nią kontakt . Ona, która pragnęła zrobić ze swojej córki księżniczkę, poczuła się sama jak porzucona na placu życia, nikomu niepotrzebna lalka. Z łazienki dobiegł niewyraźny głos jej córki – nie jestem w ciąży, nie martw się. Umiem się zabezpieczyć.
Tego już było dla niej za wiele. Wtedy podjęła decyzję o wyjeździe. Wiedziała, że jeżeli tego nie zrobi to oszaleje.
*
Jakaś pani, zapewne kuracjuszka, zapytawszy Krystynę o to, czy może usiąść obok na ławce, a uzyskawszy aprobatę zajęła miejsce.
- Ładną jesień mamy w tym roku – zagadnęła z nadzieją na rozpoczęcie konwersacji.
Krystyna nie miała ochoty na rozmowę, ale gdy spojrzała w twarz starszej pani, w której jak w zwierciadle ujrzała podobnie tęskniące za kimś oczy, odezwała się.
- Ostatni raz byłam tutaj piętnaście lat temu. Jest tutaj bardzo ładnie.
- A ja przyjeżdżam tutaj co rok. Kiedyś przyjeżdżałam z mężem, ale niestety on zmarł. Kobieta zamyśliła się a jej oczy zaszły mgłą.
- Ja przyjechałam odpocząć, zrelaksować się.
- To dobry pomysł – stwierdziła kobieta. Tutaj można odpocząć. Niedaleko stąd jest pijalnia, basen. Jest też kawiarnia z tańcami.
Krystyna przeprosiła kobietę wstając z ławki. Postanowiła odpoczywać od razu. Nie miała zamiaru siedzieć i zamartwiać się. Chciała żyć i poczuć życie. To było jej drugie postanowienie, gdy opuszczała swoje miasto. Skierowała się w stronę pijalni wód.
Mijał dzień za dniem. Krystyna odpoczywała spacerując, pływając w ciepłej wodzie uzdrowiskowego basenu. Unikała mężczyzn, odwracając oczy, gdy spoglądali za nią z nadzieją. Nie jestem dziwką – myślała. A za chwilę – o ile prostsze by było dla mnie życie gdybym nią była – myślała, ukradkiem oceniając zainteresowanych nią facetów. Niektórzy nawet podobali się jej, byli w jej typie. Zajęła się czytaniem książek i słuchaniem muzyki. Siadała na ławce w amfiteatrze, który znajdował się w centrum parku i słuchała występów różnych zespołów, najczęściej folklorystycznych. Nieopodal znajdował się teatr, który odwiedzała, słuchając z zachwytem arii operetkowych, które wykonywali znakomici artyści. Dziwiło ją i cieszyło, że w tak małej miejscowości spotyka się z tak wysoką kulturą muzyczną, która jest na wyciągnięcie ręki. Miała dużo pozytywnych wrażeń. Po tygodniu pobytu postanowiła pozostać jeszcze jeden tydzień. Zadzwoniła do firmy przedłużając urlop. Nie zważała na wcześniejsze groźby męża. Od chwili wyjazdu z Łodzi miała wyłączony telefon. Zniknęła dla świata, tego, który pozostawiła za sobą. Miała teraz swój świat, mały światek, a jakże dla niej duży. Ale jej kobiece ciało, bardzo młode jeszcze, zaczęło tęsknić. Jej serce, kiedyś pełne uczuć i pragnień wysychało. Potrzebowała go napełnić. Nie tęskniła za kimś konkretnym, raczej za wyobrażeniem kogoś, kogo mogłaby zaakceptować, a może nawet pokochać. Ale tak daleko nie sięgała wyobraźnią. Bała się rozczarowania. Bardzo się bała.
Gdy w sobotę, popołudniowe niebo zaciągnęło się chmurami, i lunął deszcz, postanowiła pójść do restauracji, o której wspomniała wcześniej spotkana na ławce kobieta. Nie myślała o tańcach, raczej o pobycie wśród uśmiechniętych, bawiących się ludzi. Zajęła stolik z dala od parkietu, i zamówiła kawę. Sala zapełniała się powoli, a gdy orkiestra zaczęła grać, parkiet stał się za ciasny, dla ciągle dochodzących z sali osób. Krystyna umiała tańczyć. Jeszcze przed ślubem uczęszczała z przyszłym mężem na kurs tańca towarzyskiego.
Z politowaniem patrzyła na dziwne ruchy mężczyzn, starających się dorównać swoim partnerkom. Jednak po chwili zaczęła zazdrościć tańczącym parom, tego że nie zwracali uwagi na technikę tańca lecz zajęci byli sobą, uśmiechając się do siebie, tuląc i całując.
Już miała wyjść z kawiarni, czując się nagle bardzo samotna, gdy podszedł do niej mężczyzna. Był chyba w jej wieku, przystojny, ubrany w elegancki garnitur. Gdy przedstawił się i poprosił ją do tańca zadrżała. Poznała twarz kierowcy samochodu, który ją o mały włos nie staranował.
*
Jerzy Batowski mieszkał we Wrocławiu. Pracował w biurze projektów. Był jednym ze współwłaścicieli biura. Ze względu na wiele zamówień z terenu, wyjeżdżał często w różne części Polski. Ostatnie miesiące wiele zleceń napłynęło z Kotliny Kłodzkiej. Dla Jerzego wyjazdy stały się częścią jego życia. Ponieważ był przystojnym czterdziestopięcioletnim facetem, za którym kobiety przepadały, korzystał z każdej okazji i podrywał je, naturalnie w jednym tylko celu, pójścia do łóżka. Na koncie miał już niezliczoną ilość podbojów, a sprzyjały mu miejsca, w które musiał wyjeżdżać służbowo. W tym roku dwa tygodnie spędził w Kudowie Zdroju, tydzień w Lądku Zdroju i tydzień w Dusznikach. W Polanicy był dopiero kilka dni i bardzo mu się tutaj podobało. Jednak korzystając z atrakcji tej miejscowości, jakim był basen, sauny i kawiarnie, nie spotkał kobiety, która by mu wpadła w oko. Był podrywaczem wybrednym, gdyż znał swoją wartość i wiedział, że żadna kobieta mu się nie oprze. Gdy pewnego wieczoru udał się jak zwykle na spacer, wstąpił do największego kompleksu uzdrowiskowego, Wielkiej Pieniawy. Przeszedł dolnym korytarzem w stronę basenu, ale zanim tam wszedł, sprawdził przez szybę ile osób pływa. Dojrzał cztery starsze panie, i trzech mężczyzn ze sporą nadwagą. - Ale spaślaki – pomyślał. Sam uprawiał wiele sportów. Był świetnie zbudowany i sprawny. Gdy odwracał się już od przykrego widoku, dostrzegł przez szybę wychodzącą z przebieralni kobietę, która kierowała się w stronę innej niecki basenowej. Okiem znawcy ocenił jej budowę na dziesięć punktów w skali dziesięciopunktowej. Była proporcjonalnej budowy o przepięknych nogach. Jerzy aż zacmokał z zachwytu. Gdy dostrzegł jej ukryte pod kostiumem piersi, jak zdejmowała ręcznik, którym była nakryta, cmoknął znów. Kobieta zniknęła wchodząc do innego pomieszczenia, a Jerzy stał i patrzył nadal w puste miejsce. Stał tak długo, aż pływające w pierwszej niecce kobiety zaczęły machać do niego, myśląc że na nie patrzy. Odwrócił się i wyszedł. Jednak nie opuścił budynku. Wszedł do kawiarni znajdującej się tuż przy wyjściu zamawiając kawę i ciastko. Wziął ze specjalnego wieszaka jedną z gazet przygotowaną dla kuracjuszy i zaczął ją czytać. Co chwilę spoglądał jednak na zegarek, licząc czas od momentu dostrzeżenia zjawiskowej osoby w basenie. Wiedział, że to zjawisko będzie tam przebywać godzinę. Czytał tę samą stronę już trzeci raz, nic z niej nie rozumiejąc, gdyż przed oczami widział piękne nogi, które umieszczone były w wyrzeźbionych biodrach, i pośladki, które prosiły się żeby je dotykać. Z odległości, z której dostrzegł postać kobiety, nie widział dokładnie jej twarzy i włosów ukrytych w niebieskim czepku. Miał nadzieję, że teraz, gdy kobieta będzie przechodzić w pobliżu, ujrzy jej twarz i ją oceni. Zawsze podchodził do podrywania profesjonalnie. Reszta już była łatwa – uważał i zawsze miał rację.
Gdy podnosił kubek z kawą do ust, dostrzegł zbliżająca się kobietę.
O mało nie zakrztusił się z wrażenia, widząc jej przepiękną twarz, oprawioną w czarne pofalowane włosy, przytrzymywane kolorową opaską. Jerzy nie był w stanie wykrztusić słowa, gdy ukradkiem spojrzał w oczy mijającej kobiety. Były ciemne i bardzo smutne. To właśnie te smutne oczy zatrzymały go w miejscu, nie pozwalając się do niej zbliżyć. Jeszcze coś dostrzegł w oddalającej się postaci. Jej pewny krok nie pasował do lekko pochylonej głowy, jakby była pod ciężarem gęstych włosów, opadających na szyję lub pod ciężarem czegoś innego. Jerzy siedział jak sparaliżowany, po raz pierwszy nie wiedząc, co ma robić w takiej sytuacji. Jednak po chwili podjął decyzję. Wstał i wyszedł, a właściwie wybiegł z budynku, szukając wzrokiem znajomej postaci. Dostrzegłszy ją, szedł za nią krok w krok, ale w pewnej, bezpiecznej odległości. Kobieta skierowała się w stronę Parku Szachowego, a po chwili Jerzy zobaczył ją, jak wchodziła do Villi Polanica. Stał w pewnej odległości od pensjonatu, obserwując okna. Zobaczył zapalające się w oknie na pierwszym piętrze światło i tę kobietę, która zdejmowała wierzchnią odzież. Jerzy czekał jeszcze pół godziny aby upewnić się, że w pokoju nie ma innych osób. Chodziło mu o to czy kobieta, którą się zainteresował nie mieszka z jakimś facetem. Gdyby tak było, Jerzy odwróciłby się i zapomniał o niej. Poszukiwania rozpocząłby od nowa. Na szczęście – pomyślał – kobieta jest sama. Ucieszył się jak tygrys, który upatrzył sobie ofiarę, i jest pewny, że nikt mu jej nie odbierze.
Teraz rozpoczął codzienne śledzenie kobiety. Od rana, gdy wychodziła aż do zmierzchu, gdy znikała w domu wczasowym. Klął na siebie za to, że stchórzył pierwszego dnia gdy ją zobaczył, i nie podszedł, ale tłumaczył to sobie nie brakiem odwagi, tylko lękiem przed odrzuceniem. Poprzednie podboje, wiele poprzednich podbojów przychodziło mu bardzo łatwo, może zbyt łatwo. Najpierw przedstawienie się, zawsze z informacją, że jest znanym architektem, który chętnie pomoże w projektowaniu, później zaproszenie na kawę do kawiarni, później do siebie na drinka i dalej, to już łóżko i wspaniały wieczór, a następnego dnia pilny telefon i nagły wyjazd do innego kurortu. Nigdy nie zostawiał żadnej kobiecie numeru swojego telefonu, ani adresu. Jeżeli któraś z kobiet bardzo nalegała podawał fikcyjny numer, i adres jakiejś firmy w Warszawie.
Teraz był trochę zaniepokojony. Już trzeci dzień chodził za nieznajomą krok w krok, i złapał się na tym, że im bardziej pragnie się do niej zbliżyć, tym bardziej obawia się, że odejdzie z kwitkiem.
Gdy w sobotę z nieba lało przez cały dzień, postanowił dać sobie spokój ze śledzeniem pięknej, nieznajomej kobiety. Zaczął odczuwać coś w rodzaju zazdrości, tylko nie wiedział o kogo mógł być zazdrosny. Gdy tak rozmyślał, leżąc w swoim pokoju doznał olśnienia. – Czyżbym był zazdrosny o jej wolność i niezależność? – spytał siebie. Nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Postanowił wrócić do poprzedniej taktyki. Miał jeszcze tylko kilka dni pobytu w Polanicy, więc musiał się spieszyć. Postanowił udać się na wieczorne tańce do Zdrojowej. I tak zrobił. Usiadł przy stoliku z boku sali obserwując, i oceniając wygląd wchodzących osób, a szczególnie wchodzące panie. Gdy ujrzał nieznajomą, która weszła sama do lokalu, zajmując stolik pod oknem, zadrżał z wrażenie. Czeka na kogoś, kto może spóźnił się i za chwilę przysiądzie do jej stolika – pomyślał. Ale nie wyglądała na kogoś, kto czeka na partnera. Obserwowała parkiet i tańczące pary, a Jerzy obserwował ją. Ani razu nie spojrzała w jego stronę, a wydawało mu się, że kobiety zawsze wodzą za nim wzrokiem. Gdy zapłaciwszy kelnerce, szykowała się do opuszczenia stolika Jerzy podszedł do niej, i poprosił do tańca. Ujrzał zdumione, ciemne oczy w uśmiechniętej twarzy, od widoku którego serce zaczęło mu bić bardzo mocno. Gdy usłyszał zadane przez nią pytanie -„Czy to pan wyjeżdżał z ulicy jednokierunkowej?” – poznał kobietę siedzącą za kierownicą Opla, którą o mały włos nie staranował. Pamięta, że klął wtedy na cały głos i pukał się w głowę pokazując jej jakim jest beznadziejnym kierowcą.
- Tak to ja – odpowiedział.
Przedstawił się – Jestem Jerzy. Tym razem nie dodawał sobie tytułów, zasług ani zdolności. Nic takiego nie przeszłoby mu przez gardło.
- Jestem Krystyna – odpowiedziała grzecznie zadowolona z faktu, że łatwo zapamięta imię, które również nosi jej mąż – przyjechałam z Łodzi na odpoczynek.
Powiedziała to bardzo prosto i szczerze, tak jak proste i szczere było kiedyś jej życie, o którym myślała, że takie pozostanie.
Weszli na parkiet. Jerzy objął ją, starając się nie tulić zbyt mocno aby jej nie spłoszyć. Zauważył, że tańczy bardzo lekko i wspaniale daje się prowadzić. On też potrafił prowadzić kobiety na parkiecie. Nie na darmo trenował tańce przez pięć lat studiów. Wiedział, że taniec z kobietą na parkiecie to jest preludium tego, co potem następuje. Jeżeli mężczyzna nie potrafi tańczyć i prowadzić partnerki, która tego od niego oczekuje, to jest tylko żałosnym wstępem do jeszcze gorszego zakończenia – tak uważał i jak na razie sprawdzało się to w jego przypadku. Tym razem to Krystyna pokazywała, że tańczy wspaniale, i wcale nie zachwyca się jego tańcem traktując go jak umiejętność, którą każdy mężczyzna powinien posiadać.
Krystyna objęła Jerzego. Pierwszy raz od dwóch lat obejmowała mężczyznę. Poczuła mocniejsze bicie serca. Jego ręce obejmowały ją najpierw delikatnie, lecz po chwili poczuła mocniejszy uścisk. Usztywniła się podświadomie. Jerzy zwolnił uścisk. Usztywniła się jeszcze bardziej. Zastanawiała się czy będzie kiedyś gotowa na przyjęcie mężczyzny. Mur utworzony ze złych doświadczeń dzielił ją od nowo poznanego mężczyzny.
- Jestem zmęczona – powiedziała, gdy prosił ją do następnego tańca.
Jerzy nie nalegał. Spytał tylko czy może ją odprowadzić. Krystyna wahała się przez chwilę. - Dobrze – odpowiedziała. Szli pod swoimi parasolami w deszczu, przez oświetlony park w milczeniu, które przerwał Jerzy.
- Świetnie tańczysz – powiedział.
- Ty też dobrze tańczysz – odpowiedziała.
- Jak się bawiłaś? – spytał
- Bardzo dobrze, tylko zaczęła mnie boleć głowa. Może dlatego że deszcz pada.
- Ja bawiłem się wspaniale.
- Czy ty zawsze używasz wyższego stopnia przymiotnika przy określaniu swoich odczuć? – spytała.
- Tak , bo odczucia moje są zawsze w stopniu wysokim – odpowiedział ze śmiechem.
Przed jej domem wczasowym Krystyna zatrzymała się, zamknęła parasolkę i podała rękę Jerzemu, który stał nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, żeby kobieta z którą spędził trzy godziny w tańcu, nie zaprosiła go do siebie.
- Czy się jeszcze zobaczymy? – spytał, a jego cała pewność siebie gdzieś się ulotniła.
- Może – odpowiedziała Krystyna . Odwróciła się i szybkim krokiem weszła do pensjonatu.
Jerzy stał jeszcze długą chwilę, nie mogąc się zdecydować na następny krok. Nie wiedział, czy może pobiec za nią, starać się wkupić w jej łaski jakimś komplementem w rodzaju” ale ogromne wrażenie na mnie wywarłaś”, lub „nie jestem w stanie sam wrócić do swojego pokoju, czy mógłbym cię zaprosić”.
Stał tak i stał jak wielki znak zapytania, aż w pewnym momencie zrezygnowany odwrócił się i odszedł.
Krystyna zamknęła drzwi pokoju i rzuciła się na łóżko. Napięcie, które towarzyszyło jej od chwili spotkania Jerzego znalazło ujście przez jej oczy. Leżała na wznak, a twarz przykryła małą poduszką. Nie mogła zatrzymać łez, które nie wiadomo dlaczego pojawiły się najpierw nieśmiałe, a za chwilę leciały strumieniem. Krystyna nie mogła opanować płaczu.
Gdy po jakimś czasie uspokoiła się, uświadomiła sobie, że nie powinna płakać, tylko cieszyć się z tego, że stała się obiektem zainteresowania mężczyzny, który był bardzo przystojny, delikatny a jednocześnie bardzo męski. Czuła ciepło jego dłoni, które przekazywały wiadome informacje do jej ciała, a które jej pragmatyczny umysł odrzucał.
Skorupa, w której ukrywała się od dawna, była bardzo twarda i nie mógł jej połamać jeden mały incydent. Mimo to śniła, że tańczy nadal z Jerzym gdzieś na leśnej polanie, a z drzew spoglądają na nich siedzące tam i śpiewające ptaki. Ranek wstał słoneczny, ciepły i kolorowy w koronach drzew. Krystyna, po śniadaniu wyszła jak co dzień na poranny spacer, i tuż za progiem spotkała czekającego tam na nią Jerzego.
*
Gdy po wieczornym rozstaniu Jerzy wracał do swojego pensjonatu znajdującego się w innej części uzdrowiska, miał mieszane uczucia. Z jednej strony głupio mu było, że próbował poderwać kobietę, która najwyraźniej nie miała zamiaru z nim się przespać, czego mimo doświadczenia nie dostrzegł, a z drugiej strony zafascynowało go jej zachowanie, nie otwarte, ale też nie odrzucające. Ona czekała. Tylko, że Jerzy nie wiedział, jak się postępuje z kobietami w takim przypadku. Nie był długodystansowcem. Raczej sprinterem. Postanowił spróbować ją zdobyć, dając sobie na to jeszcze jeden dzień. Bardzo mu się podobała Krystyna.
Postanowił zacząć od dnia następnego. Wstał wcześnie rano, przebiegł jak zwykle swój codzienny dystans dwóch kilometrów, wziął prysznic, i szybko zjadł śniadanie w jadalni. Skierował się w stronę Villi Polanica i stal tam dobrą chwilę, zanim Krystyna wyszła.
- Co tutaj robisz? – spytała Krystyna udając zdziwienie, a w głębi duszy krzyczała z radości.
- Czekam na ciebie – odpowiedział.
Ponieważ pogoda tego dnia była ładna, poszli na długi spacer będąc cały czas w parku, przedzielonym jedynie krótkimi ulicami, po których mogły jeździć uprzywilejowane samochody.
- Spójrz na tamtą łąkę – powiedziała Krystyna wskazując rzeźbę na trawie – Para zakochanych je na trawie śniadanie.
- Rzeczywiście wyglądają jak żywe istoty – odpowiedział Jerzy – artysta, który wykonał te postaci musiał być chyba zakochany.
Do obiadu włóczyli się razem, zwiedzając każdy zakątek pięknej miejscowości. Ponieważ Jerzy nie chciał opuścić Krystyny zaproponował wspólny obiad gdzieś w pobliżu. Krystyna zgodziła się ale pod warunkiem, że to ona wybierze miejsce.
- Znam świetny bar. Znajduje się niedaleko – zaproponowała.
- Bar? – spytał Jerzy zdziwiony jej propozycją.
- Lubisz zdrową kuchnię? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Tak, staram się jeść zdrowo – odpowiedział.
- Właśnie tam jest świetne zdrowe, domowe jedzenie – odpowiedziała.
Przeszli deptak, który wypełniony był tłumem spacerujących bez celu ludzi, oglądających nieliczne wystawy a najbardziej innych spacerowiczów, gdyż większość z nich była przyjezdna i szukała jakiś znajomych twarzy. Skierowali się na ulicę gdzie znajdował się bar. Po przeciwnej stronie płynęła rzeczka zamknięta w kamiennym korycie, grając mokrą melodię.
- Urzekające miejsce, prawda? – powiedziała Krystyna.
Jerzy patrzył na nią milcząc. Urzeczony był bardziej jej postacią niż miejscem.
- Tak – odpowiedział. Pięknie jest tutaj.
- Chciałabym mieszkać w tym domku – mówiąc to wskazała głową kąpiącą się w morzu kwiatów willę.
- A ja chciałbym zamieszkać razem z Tobą. Ty zajmowałabyś się domem, a ja tym wszystkim co należy do prac mężczyzny.
- A co należy do mężczyzny?
- Koszenie trawy, sadzenie drzew, zbieranie liści.
- A sadzenie i pielęgnacja kwiatów do kogo należy?
- Wydaje mi się, że tylko kobiety potrafią się nimi zajmować. Są przecież delikatne tak jak i one.
Po skończonym obiedzie Jerzy zaprosił Krystynę na kawę i lampkę wina do kawiarni Wiedeńskiej.
Usiedli na zewnątrz w wygodnych fotelach wykonanych z ratanu.
Z każdą chwilą przebytą razem oboje czuli coś, czego nie można dostrzec ani przewidzieć. To tak jak nie można dostrzec sił, którymi Ziemia trzyma na orbicie księżyc. Obserwowali otaczający ich park i ludzi wychodzących i wchodzących do pijalni, ale co chwilę patrzyli sobie prosto w oczy, jakby pragnąc dostrzec to, co jest ukryte w ich głębi. Jerzy czuł narastające pożądanie i podniecenie, a Krystyna w swojej wyobraźni widziała już, jak jego ręce dotykają jej pleców, niecierpliwe ale delikatne, skąd zaczynają swoją podróż po jej ciele. Ale nagle w jej głowie odezwał się dzwonek ostrzegawczy – jeszcze nie teraz. Nie wiadomo skąd pochodził ten sygnał. Z jej racjonalnego umysłu, czy może z przebiegłości, którą posiadają kobiety, a może z kobiecej intuicji, do której wstępu nie mają mężczyźni.
- Chyba za dużo wypiłam – powiedziała Krystyna podnosząc się z fotela. Muszę się położyć.
Jerzy wstał zdziwiony. - Odprowadzę cię – powiedział.
- Nie potrzeba – powiedziawszy to Krystyna podeszła do Jerzego, objęła za szyję i wpiła się ustami w jego usta. Trwało to kilka sekund, po czym odwróciła się i odeszła. Jerzy dotknął swoich mokrych od pocałunku warg.
Poczuł przyspieszone bicie serca.
- A kiedy się zobaczymy? – zdążył krzyknąć, zanim zniknęła w alejce.
- Dzisiaj wieczorem. U mnie – odpowiedziała.
- A więc to dzisiaj? – pomyślał Jerzy. Wcale nie był z tego faktu dumny. Aż zdziwił się dlaczego. Zna przecież Krystynę zaledwie od trzech dni, a potrafiła zrobić na nim ogromne wrażenie. Czuł, że bardzo pragnie jej bliskości. Pragnie, aby patrzyła na niego tak, jak jeszcze żadna ze spotkanych wcześniej kobiet nie patrzyła.
*
Krystyna szybkim krokiem oddalała się od miejsca, gdzie zostawiła Jerzego, ale gdy była już poza zasięgiem jego wzroku zwolniła. Wcale nie bolała ją głowa. To była jej kobieca broń. Gdy patrzyła w oczy Jerzego siedzącego bardzo blisko niej, to czuła jak pod wpływem jego wzroku topniej jej serce. Nagle poczuła ogromny przypływ namiętności. Gotowa była rzucić się na niego tu i teraz, nie zważając na nikogo. Na szczęście jej kobiecy system obronny, który kiedyś wykorzystywała, przydał się. Musiała ochłonąć, żeby być gotową całkowicie
*
Słońce już zaszło, ale stylowe lampy oświetlające park jeszcze czekały. Jeszcze nie była to ich pora, zastąpienie tej gigantycznej lampy swoimi delikatnymi promieniami. Ale Jerzy nie czekał na noc. Zapukał do jej pokoju z nadzieją, że się nie rozmyśliła. Nie rozmyśliła się. Otworzyła drzwi. Ubrana była w biały duży szlafrok z paskiem zawiązanym wokół pasa.
- Jak to dobrze, że przyszedłeś – powiedziała. Czekałam przez całe popołudnie.
*
Tej nocy kochali się, a szalona upojna noc sprawiła, że spali do późnych godzin przedpołudniowych. Nie rozmawiali na tematy, które chcieliby poruszyć. Bali się, że prawda może sprawić im ból. Jednak Jerzemu bardzo zależało na Krystynie.
- Czy masz kogoś? – spytał nieśmiało bojąc się odpowiedzi.
- Nie – skłamała Krystyna, myśląc o swoim mężu jak o obcej osobie. A ty?
- Byłem żonaty, ale jestem po rozwodzie.
Ciężko było mu przyznać się do tego, że ktoś go zostawił. Nie wyjawił przyczyny rozstania, która była bardzo prosta. Jego żona pragnęła mieć troje dzieci, i spokojne życie, a on oczekiwał zupełnie czegoś innego. Jola, była żona, już miesiąc po rozwodzie wyszła za mąż za jego kolegę Darka. Wtedy bardzo ucierpiała jego męska ambicja. Poczuł się jednak wolnym ptakiem i z tej wolności korzystał, aż do chwili spotkania Krystyny. Nie miał nigdy zamiaru angażować się uczuciowo w żaden związek. Ale to, co spotkało go w Polanicy, było poza jego kontrolą. Jerzy musiał jednak jechać do pobliskiego Kłodzka, gdzie trwała budowa galerii, w której udział brało jego biuro architektoniczne. Kierując samochodem śpiewał i gwizdał jakąś melodię, będąc szczęśliwy z tego, że po powrocie ktoś będzie na niego czekać. Ledwo opuścił Polanicę, a już zaczął tęsknić za Krystyną. Teraz już wiedział. Był zakochany, bardzo zakochany.
*
Krystyna po śniadaniu poszła na długi spacer czując jeszcze zapach Jerzego i jego dotyk pozostawiony na jej ciele. Musiała wykonać telefon do swojej firmy przedłużając urlop. Podjęła tę decyzję, gdyż nie chciała zerwać więzi z Jerzym, które zaczynały się mocno zaciskać. Jej serce radośnie śmiało się na samą myśl o ponownym spotkaniu z nim. Czuła, że kiełkujące uczucie do niego zaczyna w niej dojrzewać i to w bardzo szybkim tempie. Gdy wracała ze spaceru i wchodziła do swojego domu wczasowego, stanęła jak wryta. Na środku holu stał jej mąż Jerzy z dużym naręczem kwiatów. Uśmiechał się do niej przepraszająco. Krystyna nie mogła wykrztusić słowa.
- Zaskoczyłem cię co? – spytał
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – odpowiedziała pytaniem.
- Znam sposoby.
- Po co przyjechałeś? – głos jej drżał.
- Po ciebie.
- Wiesz, że z nami koniec.
- Ale ja doszedłem do wniosku, że tylko ciebie kocham. Mówiąc to podszedł do niej wręczając kwiaty. Bezwiednie wzięła je do ręki.
- Musimy porozmawiać – powiedział.
Wchodzące do pensjonatu osoby z zainteresowaniem obserwowały scenę, w której dwoje bohaterów stoją niezdecydowani na podjęcie ostatecznej decyzji.
- Wejdźmy na górę – powiedziała Krystyna. Nie będziemy robić scen przy ludziach.
Pierwsza weszła na schody, a za nią podążył jej mąż z uśmiechem na twarzy czując, że ma szansę na to, aby Krystyna zmieniła zdanie. Mylił się bardzo. Gdy tylko znaleźli się w pokoju, wybuchła. Jej napięcie spowodowało reakcję, której nie mogła powstrzymać. Rzuciła bukietem kwiatów w niego, krzycząc, aby zniknął z jej życia, i nie pokazywał się więcej, gdyż nie chce już go znać, Nie chce żadnych przeprosin. W końcu wykrzyczała to, co było dla niej najważniejsze – Kocham innego mężczyznę.
Mąż Krystyny, do tej pory pewny jej oddania i wierności zdębiał. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Nie przyznawał się do tego, że jest egoistą, a jego ostatnia kochanka zostawiła go, ponieważ kazała mu wziąć rozwód, na co nie mógł się zgodzić gdyż wiedział, że za dużo straci, przede wszystkim mieszkanie, które nie było jego mieszkaniem i samochód, który otrzymali od jej rodziców.
- Dlaczego jeszcze tu stoisz? – krzyczała. Czy mam zawezwać Policję?
Jej mąż wycofywał się tyłem dochodząc do drzwi i otwierając je.
- Jeszcze się spotkamy – powiedział. - W sądzie – a wtedy zobaczysz co ja potrafię.
Gdy drzwi zamknęły się za nim, Krystyna rzuciła się na łóżko szlochając.
Jej mąż powoli schodził z piętra.
*
Gdy Jerzy załatwił sprawy związane z poprawkami do planu zabudowy galerii, wjechał do Kłodzka i kupił bukiet czerwonych róż. Położył je na tylnym siedzeniu i nacisnął pedał gazu, aby jak najszybciej znaleźć się w objęciach Krystyny. Postawił samochód na parkingu i skierował się do Villi Polanica. Przed wejściem zatrzymał się jak wryty. Poczuł uderzenie obuchem w głowę, od którego aż się zachwiał. Zobaczył plecy Krystyny i stojącego przed nią przystojnego mężczyznę, który uśmiechając się podaje jej kwiaty. Z niedowierzaniem i przerażeniem obserwował, jak Krystyna z naręczem kwiatów idzie do swojego pokoju, a za nią mężczyzna. Jerzy stał ze swoim naręczem kwiatów, a serce pękało mu z bólu, zazdrości i rozczarowania. Odwrócił się i wychodząc rzucił kwiaty do kosza na śmieci. Wsiadł do samochodu.
Krystyna po wyjściu swojego męża długo nie mogła się uspokoić. Gdy już szok minął czekała z wielką tęsknotą na Jerzego. Niestety, nie pojawił się i nie dał znaku życia. Nie odpowiadał również jego telefon komórkowy, który otrzymała od niego już w drugim dniu poznania. Został wyłączony. Zaniepokoiło ją to bardzo. Udała się do pensjonatu, w którym on się zatrzymał i dowiedziała się, że dzisiaj pan Jerzy Batowski zapłacił za pobyt i wyjechał. Nie zostawił żadnej wiadomości dla niej. Krystyna wracała do swojego pokoju powoli, tak jakby miała nogi z ołowiu. W środku czuła pustkę, jakby ktoś wyrwał jej serce i duszę.