Opowiadanie: Szynobus

Autor: 
Zbigniew Czyszczoń

Czym można się zajmować w tak trudnym okresie, jaki zgotował mam malutki, niewidoczny wróg, o którym wszyscy mówią, a nikt go nie widział? Gdy siedziałem z kolegą przy stole w jego mieszkaniu, zastawionym jak na tę okoliczność bardzo skromnie, to rozmawialiśmy tylko o tym małym, niewidocznym wrogu.
- Wiesz co Michale – zwróciłem się do kolegi – ja tam nie wierzę za bardzo w tego wirusa i w te wszystkie informacje o nim. Myślę, że nie są prawdziwe tylko zmanipulowane dla wiadomych celów.
- Masz rację – odpowiedział Michał. Ja też uważam, że ta cała pandemia pomaga tylko rządowi utrzymywać społeczeństwo w niepewności. A zresztą, czy my mamy jakiś wpływ na to? Lepiej napijmy się – to nam trochę zdezynfekuje ciało. Zaśmiał się ze swojego dowcipu.
Siedzieliśmy rozmawiając o pandemii, ograniczeniach, strajku kobiet i trudnym czasie dla firm. Odczuwaliśmy to na własnej skórze, gdyż nasza dwuosobowa firma o dumnej nazwie „Projekty Marzeń” nie otrzymywała żadnych zleceń i żyliśmy z kredytów. Dzisiaj mijał piętnasty rok naszej działalności, a tu taka klapa. Butelka pustoszała w szybkim tempie, a nam w takim samym tempie robiło się coraz weselej. Moglibyśmy tak siedzieć bardzo długo, ale gdy po raz kolejny wracaliśmy do tych samych tematów, postanowiłem w końcu wrócić do swojego mieszkania i tam odpocząć przed telewizorem, oglądając skoki narciarskie. Pożegnałem kolegę i wyszedłem na ulicę. Było ładne, chociaż chłodne popołudnie, a słońce schylało się już nad horyzontem. Szedłem w doskonałym nastroju, zostawiając za sobą złe myśli. Gdy przechodziłem obok dworca kolejowego, odnawianego od dawna, postanowiłem wejść tam i zobaczyć jak postępują prace. Gdy byłem już na peronie, nagle wpadła mi szalona myśl, jakie często wpadają do głowy wypełnionej płynem, który zwielokrotnia odwagę i fantazję. Pomyślałem sobie, że jak będzie jechał pociąg, nieważne dokąd, to wsiądę do niego i pojadę. Bardzo lubiłem podróże, szczególnie te nie planowane.
Usiadłem na ławce i obserwowałem otoczenie. Ten peron, na którym siedziałem, był już pięknie wyremontowany, co moje oko fachowca bardzo autorytatywnie stwierdziło. Gdy siedziałem tak i dumałem o niepewnej przyszłości naszej dwuosobowej firmy, nadjechał szynobus. Był tak pełny, że nie mogłem znaleźć siedzącego miejsca.
-Proszę, niech pan usiądzie tutaj obok mnie – powiedziała młoda, ładna dziewczyna z blond włosami. Gdy usiadłem, rozejrzałem się, i wtedy dopiero dostrzegłem, że wagon był pełen młodości. Stwierdziłem to z satysfakcją, gdy zobaczyłem tylko twarze młodych dziewcząt i młodych mężczyzn. Poza nimi nie było nikogo, kto mógłby należeć do starszego pokolenia. Byli na pewno dużo młodsi ode mnie. Nie wiedziałem czy cieszyć się z tego faktu, czy nie zwracać na to uwagi. Wybrałem to drugie. Ale gwar i śmiech wypełniały całą przestrzeń wagonu, a ja poczułem się tak, jakbym został nagle zanurzony w ten ich młody świat, gdzie wszyscy jednocześnie rozmawiali ze wszystkimi.
-Dlaczego pan nie ściągnie maseczki? – spytała inna dziewczyna, siedząca naprzeciw mnie, z kruczoczarnymi włosami, w okularach, które dodawały jej powagi mimo filuternego uśmiechu.
Dopiero wówczas zorientowałem się, że nikt w wagonie nie nosi maseczki.
- Przecież pandemia dawno już minęła – dodała, widząc jedynie moje zdziwione oczy
- Jak to minęła? – spytałem
- To pan nic nie wie? – ta sama dziewczyna zaczęła się śmiać, a za jej przykładem śmiech ogarnął wszystkie osoby.
Głupio mi się zrobiło, więc zdjąłem czarną maseczkę, którą nosiłem jako zdyscyplinowany obywatel, mimo wielu obiekcji, i schowałem do kieszeni kurtki. Nie wiedziałem co mi umknęło, ale widocznie coś bardzo ważnego, coś o czym jeszcze nie wiedziałem. Pandemia minęła? – zastanawiałem się. Przecież godzinę temu podczas rozmowy z kolegą mieliśmy tylko wątpliwości co do istnienia wirusa, ale żadnych wiarygodnych informacji. A tu taki news. Tylko dlaczego nie wiedziałem o tym? – zastanawiałem się.
- Skąd jedziecie? – spytałem, ciekaw skąd wzięła się ta jednorodna grupa.
- Przystojny mężczyzna siedzący naprzeciw mnie i obejmujący swoją partnerkę, oświadczył oficjalnym tonem, w którym brzmiały nutki dumy – jedziemy z Gdańska, jesteśmy studentami i właśnie mamy przerwę semestralną.
Musiałem przyznać, że dawno nie spotkałem tak wielu radosnych, uśmiechniętych młodych ludzi. Przecież dzisiejsze życie nie skłaniało do śmiechu. Obserwując ich zachowanie zastanawiałem się, co jest takiego radosnego w ich życiu. Może studiują śmiechoterapię, albo coś podobnego. Wyręczył mnie ten sam młody człowiek.
- Wszyscy studiujemy medycynę – oznajmił i dodał z niedowierzaniem w głosie – naprawdę pan nie wie, że pandemia już dawno minęła, i od dawna żyjemy normalnie?
- Muszę przyznać się do tego, że nie dotarła do mnie informacja o końcu pandemii i już zapomniałem co to znaczy żyć normalnie – odpowiedziałem.
- No nie – żachnęła się blondyna. Może pan nie słyszał też o tym, że strajk kobiet już dawno zmienił nasz kraj o trzysta sześćdziesiąt stopni. Wszystko zmienił – na lepsze.
Moja zdziwiona mina wskazywała dokładnie, co się teraz dzieje w mojej głowie. Znowu rozległ się głośny śmiech. Zauważyłem jednak, że nie był to śmiech ironiczny, tylko jakiś radosny, naturalny jak śmiech dziecka. Pomyślałem sobie naiwnie, że ci młodzi ludzie cieszyli się chyba z tego, że mogli przekazać tak radosne informacje komuś, tak mało zorientowanemu jakim ja byłem. Ale skąd oni mieli takie informacje. Tego nie wiedziałem.
- Nie, nie słyszałem o tym, że strajk został zakończony – stwierdziłem, ale niezbyt pewnym głosem.
Usłyszane przed momentem informacje, wprowadziły chaos w mojej głowie. Przysiągłbym – pomyślałem – że nie dalej jak wczoraj widziałem w telewizji, jak kobiety zbierały się w Warszawie aby protestować.
- Nie dziwię się – dodała brunetka. Przecież ten region Polski jest na uboczu, prawie na jej końcu. A w związku z tym, na pewno tutaj ludzie żyją jakoś inaczej, chyba wolniej niż u nas. Przecież musiał pan słyszeć o tym, że zapominamy powoli o tych ostatnich smutnych czasach i goimy rany.
- Zgadzam się z tobą – dodał jej partner – z życiem społeczeństwa jest przecież tak, jak z naczyniami krwionośnymi – wyjaśniał głosem wykładowcy – jedne są szerokie, w których krew płynie szeroką rzeką, a inne tak małe, że pojedyncze krwinki ledwo przeciskają się, żeby odżywić najdalsze okolice. Tutaj jest chyba takie miejsce, gdzie docierają właśnie te małe naczyńka. Dlatego najczęściej marzniemy w koniuszki palców.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że ten region to są koniuszki palców – zwróciła się do niego blondynka śmiejąc się.
- Nie mówiłem dosłownie, tylko w przenośni – odpowiedział. Ten pan chyba zrozumiał.
- Tak zrozumiałem – odpowiedziałem.
W tym momencie wydawało mi się, że z tymi koniuszkami palców to było niezbyt trafne porównanie. Przecież my tutaj żyjemy tak jak cały normalny kraj – pomyślałem. A głośno powiedziałem
- My żyjemy tutaj intensywniej niż myślicie. Jesteśmy nie koniuszkami palców tylko wielką aortą.
W tym momencie chciałem popisać się swoją znajomością anatomii. Nie wiem do końca czy mi się to udało. Jednak mogłem zaobserwować zdziwione miny otaczających mnie młodych ludzi, którzy nagle umilkli. Ciszę przerwała blondyna.
- A czy mogę spytać gdzie pan pracuje? –spytała.
- Jestem bezrobotny. Moja firma upadła – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Zapadła cisza. Młodzi ludzie spojrzeli na mnie podejrzliwie.
– Jak to upadła? – spytała znów blondynka. Przecież od dawna wszystkie firmy prosperują pełną parą, a bezrobocie zniknęło. Przecież mówiliśmy panu, że wszystko się zmieniło – wszystko – podkreśliła.
- Pierwszy raz słyszę o tym – powiedziałem niepewnym już głosem, bo nie wiedziałem, czy oni mówią prawdę, czy to ja jestem zagubiony i żyję w innej rzeczywistości.
Przecież to, że nasza dwuosobowa firma upadła jest pewne jak ten szynobus, który jedzie i mija kolejne stacje. A co do pomocy, to mogę oświadczyć to na papierze, że nie otrzymaliśmy żadnego wsparcia.
- No widzicie – odezwał się blondyn z okrągłą buzią – tutaj wiadomości docierają widocznie tak szybko, jak ten wlokący się szynobus.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć na taki argument. Przecież ten pociąg zawsze jeździł powoli, bo gdyby przyspieszył w tych górach i na tych zakrętach, to na pewno by się wykoleił – myślałem, a głośno powiedziałem:
- Bo tutaj jest teren górzysty, więc prędkość nie jest wskazana – a poza tym, gdy szynobus jedzie wolno, to można napawać wzrok pięknem krajobrazu – dodałem nieśmiało, pokazując to, co byłem w stanie w tym momencie pokazać, czyli góry i lasy przesuwające się za oknem.
- A nie mówiłam – odezwała się brunetka spoglądając na krajobraz za oknem – tutaj ludzie żyją powoli nie zauważając zmian – chyba dlatego, pociągi też jeżdżą powoli.
- A dokąd mieliby się spieszyć – z uśmiechem dodała dziewczyna z czarnymi włosami.
Słuchałem rozmów toczących się wokół mnie, i czułem się jak kamień rzeczny, toczony po dnie i obrabiany ze wszystkich stron przez płynącą wodę. Chciałem dorównać tej radosnej grupie, ale nie mogłem jakoś wzbudzić w sobie ich radości. Może była to wina mojego kolegi, który cały czas narzekał na trudne życie, a może to winny był płyn rozweselający, którego wypiłem w nadmiarze, a który zmienił w międzyczasie swój skład na płyn zasmucający.
Gdy zauważyłem, że młodzi ludzie coraz bardziej skupiają się na sobie, wdając się w bardzo ożywioną dyskusję, postanowiłem włączyć się w ten gwar głosów.
- A dokąd jedziecie? – zadałem banalne pytanie, wiedząc przecież, gdzie jedzie pociąg. Ale co się nie robi dla podtrzymania rozmowy.
- Jedziemy do Kudowy, dokąd pan też chyba jedzie, a stamtąd autobusem do Karłowa, gdzie mamy spędzić cały tydzień – poinformowała mnie blondynka.
W tym momencie dotarło do mnie to, że moje fantazyjne postępowanie tam, na peronie w Kłodzku, zdało egzamin. Pocieszałem się w myślach – przeżywałem przecież to co zawsze mi się podobało, czyli jazdę gdzieś tam, bez konkretnego celu i czego się nie spodziewałem, jadę ze wspaniałą młodzieżą, która znajduje się w jakiejś jaśniejszej rzeczywistości.
Wtedy uświadomiłem sobie, że chętnie pojechałbym z tymi młodymi ludźmi tam, gdzie oni jadą. Chyba podczas trwania tej wspólnej podróży, zarazili mnie swoim optymizmem, radością i śmiechem. Mimo tego, że nie wierzyłem do końca w to co mówili, to zazdrościłem im tego optymizmu i beztroski.
- Zazdroszczę wam – powiedziałem pod nosem tak cicho, żeby nie usłyszeli. Ale jednak chyba powiedziałem to za głośno, bo spojrzeli na mnie jakby spotkali kosmitę
- Przecież pan też powinien się cieszyć i radować – tym razem odezwał się brunet. Mieszka pan przecież w tak pięknym zakątku naszego kraju.
- No właśnie – dodała blondynka – przecież to jest „Kraina Pana Boga”, o której mówią wszystkie przewodniki. My dopiero zaczynamy poznawać dokładniej ten region.
Zastanowiły mnie te słowa wypowiedziane przez blondynkę, i dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że one mówią o innym kraju, a bynajmniej nie tym, w którym ja mieszkam.
Szynobus jechał miarowo, kołysząc się łagodnie, mijając stacje i stacyjki. Dla mnie to była kołyska, gdyż w mojej głowie płyn rozweselający, który zdążył w międzyczasie zamienić się w płyn zasmucający, nagle zmienił skład i zamienił się w płyn usypiający. Zamknąłem oczy, zanurzając się w świat tych napotkanych młodych ludzi i płynąc razem z nimi w przyszłość.
- Proszę pana, proszę pana –ktoś nagle szarpnął mnie za ramię. Otworzyłem oczy. Nade mną stał mężczyzna w roboczym ubraniu.
- Dlaczego pan śpi na ławce tutaj, na pustym peronie? – spytał. Przecież robi się późno i zimno.
Przecierałem oczy, powoli wracając do rzeczywistości.
- Gdzie ja jestem do cholery? – zastanawiałem się głośno. Przecież jechałem do Kudowy – zacząłem się tłumaczyć – nie wiem jak to się stało, że znalazłem się w tym miejscu.
- Niech pan nie gada bzdur. Stąd żaden pociąg nie jeździ, bo remontują tory, i kursują tylko autobusy zastępcze.
Nie mogłem w to uwierzyć. Przecież słyszałem jeszcze słowa młodych ludzi, którzy zapewniali mnie, że życie zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Zdezorientowany wstałem i poszedłem wzdłuż peronu wypatrując światełek pociągu, który na pewno przed chwilą tędy jechał. Na próżno. Widziałem tylko tory biegnące w ciemność.

Wydania: