Listopadowe impresje

Autor: 
JANUSZ PUSZCZEWICZ
DSCN1423.jpg
DSCN1424.jpg

Listopad to szczególny miesiąc. Miesiąc zadumy i pamięci o tych co już od nas odeszli. W tych dniach odwiedzamy nasze cmentarze. Miejsca szczególne nie tylko w naszej rodzinnej ale i narodowej historii.
W takich chwilach wracam myślami do miejsc tych bardziej znanych jak i tych zapomnianych. Szczególnie emocjonalnie wracam na nasze Kresy, gdzie tyleż mogił naszych przodków.
Lwów i jego najbardziej znany Cmentarz Łyczakowski. Jedna z najstarszych, ale i najpiękniejszych europejskich nekropolii. Pisałem o nim w swoich korespondencjach ze Lwowa. Założony w 1886 r. wcześniej niż słynny paryski Pere-Lachaise. Położony na malowniczych wzgórzach pośród starego drzewostanu z dziesiątkami alejek. Na powierzchni ponad 40 ha znajduje się ponad 300 tys. mogił, niektórzy mówią nawet o 450 tysiącach. Część grobowców to istne dzieła sztuki, 23 grobowe kaplice i 2 tysiące wyjątkowych grobowców z unikatowymi rzeżbami, płaskorzeżbami, kolumnami czy obeliskami. Lecz nie o dzieła sztuki tu chodzi, ale o pamięć o tych co już odeszli na drugi brzeg. To istna encyklopedia ludzi tworzących naszą polską kulturę, sztukę, politykę czy życie społeczne. Wśród nich ci, którzy kładli podwaliny pod naszą narodową tożsamość i naszą niepodległość.
Trudno wymienić wszystkie mogiły, przy jednych zatrzymuję się na krótko, przy innych spędzam dłuższą chwilę. Grób Marii Konopnickiej zawsze obsypany kwiatami, zniczami i biało-czerwonymi szarfami.
W ciszy przypominam sobie jej strofy, w tym zapamiętane z dzieciństwa „a ja przecież wam powiadam, krasnoludki są na świecie...”. Tuż obok grób Władysława Bełzy autora katechizmu polskiego dziecka „kto ty jesteś – Polak mały...”. Przechodzę obok grobów m.in. Gabrieli Zapolskiej, Artura Grottgera, Stefana Banacha, Franciszka Stefczyka, Oswalda Balzera, Luny Drexlerówny, Zygmunta Gorgolewskiego, Juliana Zachariewicza, Seweryna Goszczyńskiego czy Henryka Mosinga – przypominając sobie ich wielkie dzieła.
Wydzieloną część owego cmentarza tworzy Cmentarz Obrońców Lwowa zwany też Cmentarzem Orląt. Miejsce gdzie swój wieczny spoczynek znależli „zawsze wierni Tobie Polsko”. Jak zawsze zapalam znicz przy grobie najmłodszego 13-letniego Antosia Petrykiewicza czy na grobie płk. Ferdynarda Andrusiewicza dowódcy IV odcinka obrony Lwowa – którego rodzinę poznałem ostatnio. W tle nadszarpnięty przez sowieckie czołgi Łuk z dawnego Pomnika Chwały oraz nadal skrywane dumne lwowskie lwy. Niestety polityka i zakłamywana historia wciąż odbija się czkawką nawet nad tym tak spokojnym miejscem. Tylko „czemu te kamienne lwy, mają w oczach polskie łzy”.
W myślach wracam na kolejny lwowski cmentarz – Cmentarz Janowski położony na Kleparowie, gdzie wieczny spoczynek znalazło ponad 110 tys. mieszkańców miasta. Zapalam znicz na grobie wielce zasłużonego dla Kościoła św. Józefa Bilczewskiego nazwanego przez Piusa XI „jednym z największych Biskupów Świata”. Profesor, były rektor uniwersytetu, lwowski arcybiskup pochowany zgodnie ze swoją wolą wśród ubogich. Zapalam znicze na zapomnianych i opuszczonych grobach tak wielu Polaków. O wielu z nich już nikt dzisiaj nie pamięta, ich rodziny wypędzono stąd po 1945 r.
W tych listopadowych wspominkach wracam do dawnego więzienia na Łąckiego. Więziono oraz umęczono tu setki Polaków. Miejsce szczególnie naznaczone cierpieniem i polską krwią. W czasach sowieckiego panowania zakazano przechodzenia w pobliżu gdzie słychać było krzyk męczonych ofiar. Dzisiaj to muzeum martyrologii, chociaż o tych ofiarach jakby tu zapomniano. Tablica na więziennym murze prowokacyjnie mówi bardziej o „polskiej okupacji” niż o polskich ofiarach. Znicz zapalam w pobliskim kościele.
Szukając miejsc, które zbroczone są polską krwią, trafiam też do dawnego więzienia, do słynnych Brygidek. Miejsce naznaczone ofiarą ponad 2 tysięcy osób, którzy zginęli z rąk NKWD. Ich zwłoki trafiły później do dołów na Cmentarzu Zamarstynowskim. Dobrze, że nazwa tego miejsca trafiła na tablice umieszczone na Grobie Nieznanego Żołnierza obok krakowskich Montelupich czy lubelskiego Zamku.
Wzgórza Wuleckie, gdzie wymordowano elitę naukową tego miasta, miejsce kaźni lwowskich profesorów i ich bliskich. Dziwne były dzieje upamiętnienia tych ofiar. W 1956 r. władze Lwowa rozpoczęły budowę pomnika, do którego włączono polskich rzeźbiarzy. Jednak pod koniec lat 70. prace przerwano a budowany pomnik zburzono. Dopiero po upadku ZSRR powstał skromny pomnik, który był profanowany. Dopiero w roku 2011 dzięki m.in. wsparciu Wrocławia zbudowano nowy pomnik. Pamięć o tych ofiarach pielęgnuje dzisiaj bardziej Wrocław i jego naukowe środowisko, którego korzenie wywodzą się ze Lwowa.
Oddalam się nieco od Lwowa, pozostając jednak na Kresach. Wołyń to szczególne miejsce, które wciąż woła jeszcze o naszą pamięć i godne upamiętnienie tych ofiar. Te ofiary z rąk ukraińskich nacjonalistów nie doczekały się niestety swoich mogił, swojego krzyża i godnego upamiętnienia. Ich miejsca zarośnięte są często krzakami, wtopiły się w dzisiejsze ukraińskie pola, rowy zasypano jak i studnie, do których ich wrzucano. Nie zapominajmy jednak o tych wszystkich bezimiennych, którzy ginęli mordowani bestialsko tylko dlatego, że byli Polakami. Będąc na swoim cmentarzu często z dala od kresowej krainy wspomnijmy również o nich. Zapalmy symboliczny znicz, wspomóżmy ich swoją modlitwą czy chwilą refleksji bowiem „Jeżeli zapomnę o nich – Ty Boże zapomnij o mnie” .

Wydania: