20 na 20, czyli niezredukowane piękno
Stary cytat powiada – Chińczycy trzymają się mocno. Można dodać – bardzo mocno. Naturalnie mając na myśli literaturę. Swoją drogą, w zabawie, którą zaproponowała „Brama”, żeby Komitetowi podpowiadać czytelnicze typy do literackiego Nobla 2020, zbliżamy się powoli do końca. Październik za pasem. Już czas robić zakłady. Obstawiać swoje typy. Dla satysfakcji.
Wróćmy do Chin. 24 sierpnia Yan Lianke będzie obchodzić 62 urodziny. Wiek w sam raz, żeby doceniono dorobek i przyznano temu ciekawemu chińskiemu prozaikowi literackiego Nobla. Za co? Szczegółowe uzasadnienie dla Komitetu za chwilę. Na początek najważniejszy argument, a mianowicie ważna część postawy twórczej często zresztą wyrażanej – głębokie przekonanie autora „Czteroksięgu”, które, swoją drogą, ujmuje i szczerością warsztatową, i dużym szacunkiem dla czytelnika. Yan Lianke uważa bowiem, że autentyczny pisarz nie może sobie pozwolić na żadne kompromisy. Z modnymi trendami, z oczekiwaniami krytyki, czy wreszcie z cenzurą. Tak tak, z cenzurą, o której już trochę zapominamy, a której proza Lianke jest stale poddawana, a której próbuje nie ulegać. Z tego powodu kolejne książki wydaje głównie w Danii.
A sam nazywa różnego rodzaju ustępstwa, ustawiczne włączanie autocenzury w przewidywaniu konsekwencji, redukcją piękna. Piękna mądrze, głęboko i najszerzej jak można pojętego. Pełnego. Świat przedstawiony, jego zdaniem, powinien być kompletny (w każdym wymiarze), bez retuszu, pominięć, jakiegoś podporządkowania czy poddany idealizacji. Piękno musi mieć w sobie bowiem wiele krytycyzmu. I to różnego rodzaju. Społecznego, politycznego, obyczajowego itd. Tylko wtedy zbliża się do prawdy. Nauczyło go takiej postawy zarówno życie, jakie obecnie wiedzie, jak i mistrzowie, których chętnie przywołuje – wśród nich Fiodor Dostojewski i Lu Xun. Ten ostatni to mistrz klasycznej powieści i noweli chińskiej do dziś zaskakująco nowatorski, właśnie przez owo niezredukowane piękno postaci, wydarzeń, świata i emocji. Warto sięgnąć po „Opowiadania” lub „Prawdziwą historię A Q”, żeby uzupełnić lekturę książek naszego kandydata do Nobla.
Yan Lianke urodzony w górskiej, niebogatej części prowincji Henan sięga po osobiste doświadczenia najbardziej widocznie w „Kronikach Eksplozji”. Na poziomie postaci, krajobrazów, czegoś co można nazwać mentalnością zbiorową. Narrator „Kronik” pracuje na zamówienie, wykonuje zlecenie władzy, spisując dzieje miejscowości Eksplozja, która z górskiej wioski stopniowo rozrasta się do miasteczka, następnie miasta, metropolii aż po wydzielony (jak Pekin czy Szanghaj) obszar. Kronikarz przedstawia fazy owego rozwoju. Koszty, jakie ponoszą mieszkańcy, starania, które podejmuje klan rodzinny na czele z bratem, który kolejno zostaje sołtysem/burmistrzem/starostą/prefektem/gubernatorem. Zachwyt nad możliwościami człowieka – no bo przecież nieustanny rozwój – Yan Lianke przedstawia jako mieszankę indywidualnych ambicji, wszechobecnej korupcji, bezceremonialne wykorzystywanie ludzkiej naiwności. I co świetnie znamy – zorganizowanej, nachalnej propagandy. Postęp, wzrost, ekonomiczny boom – eksplozja po prostu, jawi się jako ostra karykatura naszych wyobrażeń o tym, dokąd zmierzamy, czego możemy oczekiwać od nieustającego procesu unowocześniania. Jako że kronikarz miasta próbuje w zamówionym dziele pokazać także inną stronę stale rosnącej potęgi Eksplozji spotyka go... No przecież nie wyjawię! Niech Komitet doczyta. Warto. A sam Yan Lianke? Streśćmy jeszcze jego wybrane wypowiedzi rozproszone w kilku miejscach.
Przyznaje często – swój los związał z literaturą. Pisanie daje mu utrzymanie i karmi – w znaczeniu pięknie metaforycznym.
A samo budowanie takiej postawy, takiego podejścia kształtowało się dziwnie. Otóż zaczął pisać tuż po dwudziestce (koniec lat 70. XX wieku) na zamówienie armii. I było to pisanie akceptowane przez dowództwo. Na schematyczne i stereotypowe zapotrzebowanie. Bohaterowie bowiem to żołnierze (z rzadka cywile) bez strachu, poświęcający się dla ojczyzny i dla sprawy. Szczególnie w czasie wojny chińsko-wietnamskiej. Jak przyznaje pisarz wolał to zajęcie niż bycie snajperem – często opowiada, że był urodzonym strzelcem wyborowym i chciano zrobić z niego zawodowego zabijakę. Literatura go z tego uwolniła, a udział w wojnie całkowicie zweryfikował model bohatera. Żołnierz idący na wojnę boi się, ma głębokie poczucie strachu, nie ma w nim nic z książkowego bohatera. Ta weryfikacja pociągnęła za sobą kolejną. Pisarz spróbował zachować prawdę o świecie i jego rzeczywistym pięknie. Wiadomo – od razu zaczęły się kłopoty z cenzurą – i trwają do dzisiaj, mimo że autor „Snu wioski Ding” szybko opuścił armię ChRL. Pisze sporo, nie redukując piękna, zdarza się, że oprócz powieści także inną prozę, w tym scenariusze filmowe oraz eseje. Ceniony i nagradzany. Także u siebie, w kraju – nagrodą Lu Xuna. Nominowany kilkakrotnie do The Man Booker International (w innych latach niż Olga Tokarczuk), laureat Nagrody Kafki. Pisarz kompletny. Świetny kandydat. Obstawiacie?
Yan Lianke, Kroniki Eksplozji, tłum. Joanna Krenz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019.
Lu Xun, Prawdziwa historia A Q, tłum. Katarzyna Sarek, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2017.