Kwarantanna. Luz
Panująca w kraju kwarantanna i obowiązek pozostania w domu, wymusiła na nas konieczność zmiany codziennych nawyków. Niejednokrotnie są to mega duże zmiany i czas na adaptację przebiega różnie. Wiele osób nie wyobraża sobie siedzenia w domu. W Internecie można znaleźć masę porad z serii: jak przetrwać ten „trudny” okres. Dla mnie siedzenie w domowych pieleszach nie stanowi problemu, jestem bowiem domatorką. Jednakże teraz w czasie kwarantanny, przyznam Szanownym Czytelnikom, że nie obyło się bez małego pandemonium i bynajmniej nie mowa tutaj o przymusowym rozpoczęciu pracy zdalnej. To akurat w moim przypadku nie nastręcza problemu (od lat tak pracuję. Moja obecność w redakcjach ogranicza się do kilku dni w miesiącu).
Z początku konieczność pozostania w domowych pieleszach nawet mnie ucieszyła – mogłam nareszcie wyspać się porządnie i gruntownie wysprzątać mieszkanie. No, ale ile można spać i sprzątać. Kolejne dni należałoby jakoś sensownie i co najważniejsze – produktywnie, zagospodarować. Podeszłam do tematu w sposób sumienny. Po obudzeniu (godzina jedenasta) i dokonaniu niezbędnych ablucji, zasiadam do śniadania (treściwe, bogate w witaminy - zgodnie z zaleceniami specjalistów). Następnie nadchodzi czas pracy, czyli kilka godzin przed komputerem (skrobnięcie artykułów) i wykonanie zaplanowanych telefonów. Potem obowiązkowy spacer na balkonie, wśród zieleni i wścibskich spojrzeń sąsiadów (też się wietrzą) oraz ptactwa (wietrzy się, lata, śpiewa). Kolejno: obiad, trochę lektury (przerywanej snem), podwieczorek, pogaduszki ze znajomymi przez skype bądź telefon, kolacja, miły filmik przy lampce wina i mlecznej czekoladce z orzechami, no i do łóżka. Tak to mniej więcej się u mnie przedstawia. W tym miejscu należy dodać jeszcze, że raz w tygodniu jest wyjście po zakupy w pełnym zamaskowaniu i z zachowaniem wszelkich środków ostrożności.
Przymusowe siedzenie w domu, chcąc, nie chcąc, wpływa na luz w naszym zachowaniu. Mam tu na myśli nie tylko ubranie (zamiana eleganckiej garsonki na wygodny rozciągnięty dres), ale także kwestię kosmetyczno-pielęgnacyjną (makijaż, fryzura). Oglądani tylko przez najbliższych, popadamy w stopniowe zapuszczenie - nie inaczej było i ze mną. Zaczęło się od ubioru, wpierw był wspomniany wyżej wygodny dres, następnie zamieniony został on na piżamę (bo i po co się ubierać, i tak wcześniej czy później pójdę do łóżka). Z początku czesałam i układałam włosy, potem stwierdziłam, że wystarczy ściągnąć je w kucyk (wygodnie i szybko). To samo dotyczyło makijażu – po co go robić w domu! Przyznam Szanownym Czytelnikom, że mój nowy wizerunek bardzo przypadł mi do gustu - niestety tylko mnie. Pewnego razu, gdy wychodziłam z domu ze śmieciami, natknęłam się na mojego sąsiada, pana Ryszarda (pisałam o nim. To ten uroczy, leciwy jegomość, za którego chciałam się wydać, ale po przeanalizowaniu – ostatecznie zrezygnowałam). Pan Ryszard przywitał się ze mną uprzejmie (z zachowaniem środków ostrożności, żadnego całowania w rękę, jak ma w zwyczaju), obrzucając przy tym wymownym spojrzeniem. Niestety tym razem wzrok starszego pana nie wysyłał oznak uwielbienia, lecz szczerej dezaprobaty. „Ale się pani zapuściła” – mówiły szare oczy pana Ryszarda. Schodzący w tym samym czasie ze schodów kolejny sąsiad, Piotr (młody i bezpośredni), mój wygląd skwitował na głos: „Jezu, Kaśka, aleś na tej kwarantannie zapyziała”. Reakcja moich sąsiadów otrzeźwiła mnie i nakazała powrót do stanu jako takiej elegancji. Rychło w czas, właśnie biorę udział w akcji „NieZostawiamCzytelnika” organizowanej przez Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich, w której autorzy kontaktują się ze swoimi czytelnikami poprzez publikowanie filmików, w których opowiadają o swoich najnowszych książkach etc. Sądzę, że moi czytelnicy byliby zdegustowani, gdybym wystąpiła przed nimi w stanie „nie pierwszej świeżości”, są pewne granice.