Spóźnione czasem. Wędrówka z ulicy Leona Sapiehy na Malczewskiego
...Tam za miastem Rzeszów,
Jest zacna stolica Kresów.
Pod stół niech się chowa
Ten, kto nie zna LWOWA!!!...
LWÓW – znane miasto każdemu Polakowi. Złowieszcza decyzja paktu „Ribbentrop-Mołotow” osierociła wielu jej mieszkańców. Tęsknota za miejscem, gdzie stawiało się pierwsze kroki, uczyło mówić, chodziło do szkoły, kościoła, dokucza na stare lata. Pewnego razu mieszkanka Kłodzka przekazała mi prośbę, by w jej imieniu odwiedzić jej stronę rodzinną. Przekazała mi adres, szkic dojścia do ulicy Sapiehy 12 we Lwowie.
Tam był jej rodzinny dom, który musiała opuścić wraz z siostrą Zosią, Lidzią i rodzicami. Nowa władza tuż po wojnie segregowała ludzi wg własnego gustu. Twardzi Polacy zmuszeni byli opuścić historyczne dla Polaków miejsce, bowiem tu powstawał nowy kraj. Los padł właśnie i na rodzinę p. Janiny. Pociągiem z niewielkim dobytkiem skierowano je do miejscowości Głubczyce w województwie opolskim. Tu należało poznawać i wdrażać się w nowe środowisko – wyjścia nie było. Po jakimś czasie wędrówka doczekała się kresu, a było nim Kłodzko.
***
Jadąc nocnym pociągiem trasy Chersoń-Kijów, wysiadłem rano we Lwowie. Tu zgodnie z przekazanym szkicem odnalazłem ulicę Leona Sapiehy, która to nazwa zmieniana była już trzykrotnie. Łatwo było odszukać, bowiem od stacji kolejowej nad dachami domów widniały wieże kościoła, jak się okazało, polskiego kościoła pw. Św Elżbiety, w której nasza Janina była chrzczona, tu przystąpiła do
I komunii i bierzmowania.
Brama nr 12 była zamknięta i trudno mi było się dostać pod wskazany adres. Po upływie godziny nadeszła jednak młoda kobieta, którą poprosiłem bym wraz z nią mógł wejść. Zaakceptowała prośbę, a ponieważ powiedziałem jej, że chcę rozmawiać z p. Stasią Jurczyszyn, doprowadziła mnie do sąsiadki, starszej pani. Tu dowiedziałem się, że pani Stasia dawno nie żyje, a córka sprzedała mieszkanie i wyjechała w okolice lub do samej Białej Cerkwi. Nie miałem więc komu przekazać pozdrowienia. Zapytała od kogo te wieści? – odpowiedziałem, że od pani Janiny, Zosi i Lidzi.
Pani Janina też już spoczywa na kłodzkim cmentarzu. Spóźnione pozdrowienia utkwiły mi w gardle. Cóż takie życie. Odszedłem z niespełnionym zadaniem.
Następnie odwiedziłem szkołę, do której uczęszczała p. Janina. Była to Polska Szkoła Średnia nr 10 im. św. M. Magdaleny. Tu nie zastałem nikogo, ponieważ szkoła miała kwarantannę i dzieci przebywały w domach. Był jeden dyżurny nauczyciel. Pogaworzyliśmy i doszła p. Vice Dyrektor, z którą zamieniłem kilka zdań o współpracy z Fundacją Inicjatyw Młodzieży. Dość przychylnie zaakceptowała propozycję. Wracając przed szkołę doszedł i sam dyrektor, historyk p. Ryszard Vincenc. Zamieniłem też kilka zdań i wykonaliśmy wspólne zdjęcie, które jak się później okazało było ostatnim w jego życiu. Zaprosił mnie do gabinetu, potwierdził chęć współpracy i przekazał mi swoją wizytówkę.
Pozwoliłem sobie również odwiedzić wspaniały kościół polski, który był za władzy radzieckiej magazynem, klubem studenckim czy w jakiś okresie zamknięty dla publiczności. Ostatnio przekazany został prawosławiu. Zajrzałem do środka. Widać „ogołocenia” z dawnych jego arcydzieł rzeźbiarskich i malowideł religijnych. Prawosławni, jak zauważyłem, odwiedzają go, bowiem jest on usytuowany w ruchliwym miejscu.
Pani Janino zadanie spełniłem i przepraszam, że tak z opóźnieniem.
Może uda mi się jeszcze odnaleźć córkę p. Stasi. Do Polski wracałem z niesmakiem, gdyż nie spotkałem p. Stasi.
O śmierci dyrektora dowiedziałem się już w Polsce, po kilku dniach.
Warto dodać, że znana mi p. Janina w przeszłości drukowała swoje wiersze o Lwowie w naszej gazecie „Brama”, stąd jestem jej wdzięczny i byłem obowiązany do spełnienia jej ostatniego życzenia.
Pobyt w Lwowie to 20 i 21 (piątek, sobota) -luty-2020 r.