A co tam w Różanym Dworze…
W Imię Róży, czyli o różach kwitnących na pustyni, o tym jak grecki kompozytor z Londynu na bałałajce z Czarnobyla grał oraz… żeby kózka nie skakała to by nóżki nie złamała.
A to właśnie było tak... siała baba mak. Pamiętacie drodzy Państwo to staropolskie przysłowie. Można je rozumieć na wiele sposobów. Ot, choćby tak dosłownie, że kobieta sieje nasiona maku w przydomowym ogródku, a jej mężczyzna wie jakim to sposobem, a... nie powie. Jednak do siebie to przysłowia mają, że przesłanie ich głębsze i tak wiele ma znaczeń, ile historii do nich można dopasować... jak ulał. Takich z życia wziętych.
No, więc siejmy dziewczyny mak. Te młode i piękne dziewczyny i te o wiele starsze, a młodą Duszę mające. I pilnujmy tego jak oka w głowie, aby nam się ta Dusza nie zestarzała. Bo póki Dusza młoda, to Świat stoi otworem, kusi i zaprasza do tańca, do współuczestnictwa w wielkim dziele wspólnym. Tak, aby włożyć i swoje trzy grosze.
Dzisiaj opowiem o zimowych laureatach najwyższego wyróżnienia Saloniku Literackiego Różany Dwór – Nagrodzie Imię Róży. Pomyślicie Państwo... a cóż to za nagroda. Czy ktoś o niej słyszał, a może w radio lub telewizji powiadali.
A może minister zauważył i dał swoje baczenie. Nie, nic takiego się nie stało. Co to bowiem jakieś tam róże... gdy płoną lasy. A ja powiem Wam coś niezmiernie ważnego... Ratujcie róże, gdy płoną lasy. Bowiem, gdy już lasy płoną, to nic pomóc nie można. Jedynie róże można uratować. Spójrzcie wokół siebie. Popatrzmy na ludzi, o których ocieramy się do krwi – jak napisał Tadeusz Różewicz w wierszu ZIELONA RÓŻA – cyt.
„zaczynamy żyć coraz samotniej
odległość od człowieka do
rośnie pod neonami
w przeludnionych miastach
ocierając się o siebie do krwi…”
Wielka metafora. Tak niezwykła, bowiem mówi coś niezmiernie ważnego o nas. I to różni słowa wielkich poetów od tych, którzy zajmują się grafomanią. Różni tylko tym, co mają do powiedzenia. Bowiem po co pisać, gdy nie mamy nic do powiedzenia. Wracając do postrzegania ludzi i ich spraw, bądźmy uważni i patrzmy nie tylko rozumem ale też sercem i duszą. Patetyczne, lecz tak to już jest, bowiem ucho i oko czasem zawodzi. Patrzmy by widzieć. Bo tylu z nas patrzy, a nie widzi. Jakoś to tak bywa, że ludzie wielcy niekoniecznie na tych świecznikach siedzą. Czasem małomówni, skromni, pracujący nad wielkimi sprawami. A gdy spytasz, to odpowiedzą... nic to takiego, bo i chwalić się nie potrafią, ani wywyższyć.
Opowiem Państwu o Nagrodzie Imienia Róży i o tych ludziach, którym przez wiele już lat wręczam ten mały postument zwieńczony różą pustyni. Róża ta, to twór naturalny uformowany z piasku przez wiatry wiejące na pustyniach. Powiecie, przecież tam, na pustyni nic nie rośnie i niczego tam nie ma, to i szukać nie warto. A ja odpowiem... warto. Bowiem jest to cud natury i fenomen – kamiennych, twardych i pięknych róż, które rodzą pustynie. Podobnie jest z ludźmi, których znam i którym przekazałam tę maleńką figurkę. Ludzie ci często stwarzali coś ... z niczego. To co najważniejsze w człowieku... rodzi się w samotności. I nikt nie zna tych dróg. Rodzi się jak kwiat pustyni. Przez lata patrzyłam i widziałam. I dostrzegłam tych ludzi wyjątkowych. Odnalazłam. To dziesiątki nazwisk ludzi niosących swój los, swoją pracę, swoją pasję poprzez życie. Ludzi dotkniętych tym szczególnym wyzwaniem. Prometeizmem. Talent, pasja budowania i kreacji kultury nie jest przypisana z urzędu do miejsca i czasu. Nikt tutaj nie daje przepustek ani paszportów. Upoważnień i pełnomocnictw oraz patentów i zezwoleń na poszukiwania. Koncesji na odnajdywanie. To wolność. To łaska ogromna i bezcenna. Łaska, gdy patrzysz i widzisz. Rozumiesz. Czasem dzieje się w stolicach i na riwierach, a czasami w chacie za wsią. I rośnie owo maleńkie zioło. Wzrasta sobie znanym sposobem, by w przyszłości stać się wartością kultury europejskiej. Myślę o edycji księgi laureatów Nagrody Imienia Róży. Twórców z Polski i zza granicy. Chciałabym przedstawić ich pracę i życie, ukazać sylwetki i drogi twórcze. A też to zwykłe, codzienne szare życie, które jest udziałem każdego z nas. Chciałabym znaleźć też odpowiedź... dlaczego. Dlaczego nie wystarcza Im to co wszystkim. Skąd bierze się pasja dziwnej pracy. Trudu w większości przypadków nie przekładającego się na wartości materialne. A jednak...
Dzisiaj przedstawię Państwu sylwetki zimowych laureatów Imienia Róży.
Zimowym laureatem został dr Krzysztof Grzegółka, były dyrektor Polskiej Spółki Gazownictwa we Wrocławiu. Członek organu doradczego Zarządu Głównego SITPNiG – Komitetu Naukowo Technicznego do spraw Gazownictwa. Odznaczony za zasługi dla energetyki odznaką honorową PZITS. Członek Zarządu Stowarzyszenia Naukowo-Technicznego Inżynierów i Techników Przemysłu Naftowego i Gazowniczego. Naukowiec, człowiek zasłużony dla gazownictwa polskiego. Pasją Krzysztofa Grzegółki jest literatura i muzyka. Wiele uwagi poświęca Projektowi Inicjatywy Różany Dwór i działaniom Saloniku Literackiego w szerokim zakresie działań na rzecz kultury. Najwięcej jednak uwagi poświęca próbom łączenia poezji z muzyką i śpiewem. Myślę, że poezja śpiewana jest obecnie Jego największą pasją.
Laureatem zimy 2020 został też Edward Kostka, absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych we Wrocławiu. Projektant, członek ZPAP. Uprawia malarstwo, rysunek, grafikę warsztatową i użytkową. Prace Edwarda Kostki wystawiane były w Londynie (2005), Chicago i Milwaukee (2007) oraz znajdują się w kolekcjach prywatnych w Polsce, Czechach, USA, Anglii, Hiszpanii, Meksyku, Austrii, Niemczech, Francji, Szwajcarii i Norwegii. Od 1973 do 1994 naczelny grafik OSSOLINEUM.
W dorobku posiada opracowania graficzne wielu książek i ponad 600 okładek i obwolut Wydawnictwa Ossolineum.
A w Różanym Dworze w Salonie Dolnym sportretował Edward Kostka naszą małą artystkę Florę z Londynu. Dziewczynka pozowała bardzo dzielnie, a w nagrodę za cierpliwość dostała w prezencie swój portret. Wybitnie to uzdolnione dziecko, pełne pasji i szczególnego, bajkowego postrzegania rzeczywistości. Dziecko ciche i uduchowione. Wdzięczna jestem losowi, że dróżką jakąś przywiódł ją tu do mnie. To taka radość, gdy dzieci przychodzą do mnie. Gdy mówią szeptem, a ja... słucham. Usłyszymy kiedyś o Florze. Jestem tego pewna jak pióra swego. Podarowałam małej Florze malowanego na drewnie strażnika z Pałacu Buckingham z przykazaniem aby Jej zawsze strzegł. Flora namalowała mój portret – Różowa wróżka Monika. Myślę, że to cudny podarunek.
Nagrodę Imię Róży otrzymała też Halina Pyrek-Kostka, skrzypaczka polska, wieloletni pracownik Orkiestry Filharmonii Wrocławskiej. Odznaczona przez Prezydenta Polski Srebrnym Krzyżem Zasługi. Pełna ciepła i dobroci dama, czarująca na swym Stradivariusie muzyczne krajobrazy.
I kolejny laureat – Władysław Garnik – rzeźbiarz, rysownik, malarz, grafik, pedagog. Absolwent PWSSP w Gdańsku i PWSSP we Wrocławiu, gdzie ukończył wydział ceramiki. Jest honorowym członkiem World Crafts Council. Autor wystaw w Niemczech, Holandii, Francji, Włoszech, Szwajcarii, USA, Belgii, Izraelu, Danii, Grecji, Austrii. Prace Władysława Garnika znajdują się w licznych zbiorach muzealnych oraz kolekcjach prywatnych na całym świecie. Laureat wielu prestiżowych nagród w Polsce i za granicą. Podmiotem twórczości Władysława Garnika jest postać ludzka w kontekście rozważań nad problemami natury egzystencjalnej i humanistycznej. Ekspresja i symbolizm w konwencji sztuki figuralnej. A więc człowiek i istota człowieczeństwa filtrowana przez talent twórcy i poszukiwania nowych form wyrazu, aby poszerzyć granice zrozumienia istoty ludzkiej poprzez muzykę, ruch, kształt, kolor i filozofię istnienia.
Basia Kubicka-Garnik wspaniała intelektualna i ciepła osoba, Roma Rek – pedagog z ogromnym poczuciem humoru, Oleńka Rek – rzeźbiarka i słodka, dobra dworska cioteczka – Jadzieńka Łukasik. Moje kochane zimowe róże.
Nowy Rok w Różanym Dworze różami się rozpoczął. I serdeczności nie było końca, a kanapy dworskie uginały się od wesołości, a Okrągły Stół ciężki był i intelektem, kulturą i sztuką ścielony. Oj, działo się... A i ciasta i torty były. I te różano dworskie i te pyszności z Wrocławia na okoliczność przywiezione. Sławna nalewka z rokitnika Edwarda Kostki. A nawet grecki kompozytor z Londynu – nasz drogi Giorgos na mojej bałałajce z Czarnobyla grał. Ale to już całkiem inna historia.
A na zakończenie nadszedł czas różano dworskich porządków szarych i codziennych. Dom wielki sprzątnąć trzeba było, wszystko gospodarskim okiem ogarnąć. A dwór … dworem, tylko że to w dzisiejszych czasach służby pomocnej nie ma, jak to w dawnych dworach bywało. I co... a skakać trzeba było szybko i zwinnie. Pomyć, poukładać... a skoki wiewiórcze na pesel mierzyć trzeba. To i... żeby kózka nie skakała, to by... I leżę sobie teraz i chadzam pomalutku, bo to coś maleńkiego ale pewnie ważnego w kręgosłupie zaniemogło. I już wysiedzieć nie mogę i już myślę, kiedy to minie... święty, święty Augustynie. A i upraszam młode i starsze dziewczyny o rozwagę i uwagę przy domowych podskokach. Bo licho … nie śpi.