Bo jeśli się ma marzenia, to trzeba je spełniać
Życie Julii Duńki wypełniają konie i – siłą rzeczy – także życie jej rodziców. Ona o koniach wie prawie wszystko, pierwszego – kucyka – dosiadła, mając niespełna 6 lat. Było to na początku tego wieku, w stadninie, którą urządzono w Szczytnej na terenie należącym do huty szkła. I od tamtej pory bez koni nie potrafi żyć. Chociaż ten pierwszy raz zakończył się upadkiem, już wtedy zaczęła zbierać pieniądze na własnego konia. Dosłownie grosik do grosika. (Do dzisiaj rodzice Julki przechowują drewnianą skrzyneczkę wypełnioną woreczkami bilonu „na konika”). Na pamiątkę. Kolejna stadnina, z którą była związana około 3. lat także znajdowała się w Szczytnej.
- „Solea Rancz” była moją szkołą życia – wspomina. Przetrwała, ale nie było łatwo. Obecnie, od dwóch lat trenuje na „Kucykowej Polanie” w Szczytnej, tam znajduje się jej koń – Swarna, któremu poświęca bardzo dużo czasu, ćwiczy w ujeżdżalni. Właścicielka dba o dobrą atmosferę w stadninie i pewnie dlatego przychodzi tam wiele osób. - My, koniarze, dobrze się znamy, lubimy i wspieramy, gdy zajdzie taka potrzeba. Moja pierwsza klamra i ostrogi to prezent od Pauli Siekańskiej (stadnina w Łężycach) utytułowanej amazonki w stylu western. Szanujemy się nawzajem. Konie także trzeba szanować, wtedy one odwzajemnią się tym samym. A o koniach Julia może mówić godzinami, jak o najlepszych przyjaciołach.
W Szczytnej jednak brakuje krytej ujeżdżalni. Rodzice Julii, obserwując drogę córki, jej znajomych, doszli do wniosku, że na ten sport trzeba postawić; stworzyć w Szczytnej stadninę, która miałaby charakter i rekreacyjny, i sportowy. Mają już wizję tego przedsięwzięcia, a bywając w innych miejscowościach w kraju i w Czechach, są przekonani, że i dla naszego miasta i gminy byłyby to nowe możliwości promocji i rozwoju. Chcieliby wydzierżawić od Gminy lub kupić odpowiedni teren, około 3-5 ha
i zacząć realizować swój pomysł. Już nawet zaczęli szukać czegoś odpowiedniego, niestety, bez oczekiwanego efektu. Może tymi planami zainteresowaliby się Radni, którym także leży na sercu szukanie atrakcyjnych możliwości rozwoju miasta . Jest pomysł, jest pasja, potrzebna jest pomoc, także lokalnych władz.
W pokoju Julii na ścianach, półkach znajduje się mnóstwo dowodów jej talentu, uporu i pracowitości – ściana płaczu – jak je sama nazywa: puchary, klamry do pasa, dyplomy, zdjęcia… Ona już wie, co chce robić w przyszłości, którą wiąże z końmi i wie, że swoją pasją chciałaby się dzielić z innymi młodymi ludźmi. Jej rodzice natomiast chcieliby i córce, i jej podobnym pasjonatom pomóc w realizacji marzeń.
Tekst opracowano na podstawie rozmowy z rodzicami, Bożeną i Wojciechem Duńka.