Rozmowa. Zrozumienie
W poprzednim felietonie pozwoliłam sobie dokonać subiektywnej opinii dotyczącej słowa, a konkretnie jego stylu. Tym razem chciałabym poruszyć inny równie ważny, tak myślę, temat, a dotyczący prowadzenia między sobą rozmowy i rozumienia tejże. Jak się okazuje, to, że prowadzimy ze sobą dysputy, bynajmniej nie przesądza o tym, że siebie rozumiemy. Nie mam tutaj na myśli tych wszystkich psychologicznych dywagacji w rodzaju: „mój partner mnie nie rozumie”, „moja partnerka mówi do mnie inaczej”, „nie rozumiem co mówi do mnie mąż, gdy mówi to co mówi” etc. Ani wstydliwej prawdy jaką jest brak umiejętności zrozumienia co chce nam przekazać prezenterka od pogody (odczyt mapy z pogodą, to dla wielu science fiction). Nie chodzi mi także o brak umiejętności zrozumienia tego, co napisane na etykietce, ulotce tudzież instrukcji. Że o książkach już tu nie wspomnę.
Chodzi mi otóż o zwyczajną rozmowę w relacjach międzyludzkich. Rozmowa jest niezmiernie ważna, tak samo ważna jak samo słuchanie (ze zrozumieniem). Język jakim się posługujemy powinna cechować: prostota, precyzyjność oraz brak pozostawiania przestrzeni na wszelkiego rodzaju domysły. Komunikacja to wyjątkowo trudny obszar relacji międzyludzkich. Łatwo o pomyłkę na skutek barier w odbieraniu czy też samej komunikacji. Reasumując: by zrozumieć siebie nawzajem należy nie nadużywać specjalistycznych określeń, nie budować zdań wielokrotnie złożonych, ani też nie przytaczać wyszukanych synonimów (pojedynczy wyraz bądź dłuższe określenie, równoważone znaczeniowo innemu na tyle zbliżone do pierwotnych sformułowań, że można nim zastąpić to drugie w odpowiednim kontekście).
Jak się okazuje w rozmowie umiejętność słuchania, jest sztuką koncentracji – koncentracji na rozmówcy. Jednakże, gdy nasz rozmówca posługuje się językiem niezrozumiałym (czyt. bogatym w specjalistyczne sformułowania, wyszukane synonimy itp.) problem zrozumienia nawet przy wyjątkowej koncentracji jest niemożliwy. Uwaga! Mówmy tak, by nas rozumiano. Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Tak, tak, jak się okazuje większość z nas mówi bez zrozumienia, a są nawet przypadki, gdy sami nie rozumiemy tego co mówimy.
Ostatnio zostałam zaproszona na garden party, w którym brało udział wiele osób mających powyższy problem (czyt. rozumienia, mówienia ze zrozumieniem, koncentracji). Moim towarzyszem przy stole był miły z wyglądu rolnik. Żaden tam rolnik szukający żony, czy też od żony stroniący lub z żoną chadzający. Ot, młody mężczyzna po studiach ekonomicznych, który postanowił zająć się rolą. Nieskromnie nadmienię, że uważam, iż w kwestii rolnictwa wiem naprawdę wiele. Nie będę się tu zagłębiać, skąd u mnie takie wiadomości. Ci, którzy mnie znają wiedzą o co chodzi, a którzy mnie nie znają – nie muszą wiedzieć o co chodzi. Ale do rzeczy. Otóż ten miły rolnik Sławomir był świeżym posiadaczem traktora, jak kto woli ciągnika – pojazdu mechanicznego przeznaczonego wyłącznie do celów rolniczych. Jak wiadomo dla każdego mężczyzny zakup pojazdu na czterech kołach (cokolwiek by to nie było – nawet traktor) jest wielkim przeżyciem. Możliwość opowiadania o nim (tym pojeździe), gdy nadarzy się ku temu okazja, jest od razu wykorzystywana. Nie było inaczej i w tym przypadku. Zamieniłam się więc w słuch i skoncentrowałam na tyle, na ile było to możliwe. Rolnik Sławomir z dumą poinformował mnie, że nabył nowy traktor z wtryskiem. Ów wtrysk w rozmowie miał nie lada znaczenie. Jak się okazuje w poprzednim traktorze wtrysk siadał. Zastanawiało mnie bardzo jak też siadał: prosto, rozkrocznie, skrzyżnie czy też równoważnie. Czym prędzej zapytałam o to rozmówcę. Bez zająknięcia odparł, że to nie problem jak siadał, ale, że siadał. Do tego tranzystor też siadał (jak, to tego też nie powiedział). W każdym razie nie chodził jeden gar bo mu brakowało impulsów elektrycznych na sterowaniu wtryskiem (znowu ten wtrysk!) od tego cylindra. Rolnik Sławomir nie wyjawił jednak, czy gar bez impulsów też siadał, a jeżeli siadał to jak. Ponadto czy cylinder także siadał?
Koniec końcem, rolnik Sławomir w nowym traktorze siadał bez problemów.