Klimatyczny początek Festiwalu DFM
VII Dolnośląski Festiwal Muzyczny rozpoczął się od mocnego akordu.
W niedzielę 14 lipca w Pałacu w Ławicy liczni słuchacze mogli być świadkami porywającego koncertu pt. „Motywy żydowskie w muzyce świata” w wykonaniu Darka Wójcika vel Davidek z zespołem Szaweł Lipski Klezmer Quartet. Przypomnijmy, że w programie festiwalu od początku były zarówno koncerty muzyki klasycznej jak i jazzowej. Ten koncert był także uroczystą inauguracją działalności Pałacu w Ławicy, po jego krótkiej i intensywnej renowacji. Salą koncertową był obiekt niegdysiejszego spichrza o potężnej kubaturze, z drewnianymi słupami i belkami, co ma swoje muzyczne znaczenie. Kontrapunktem dla etnicznego charakteru koncertu były ludowe stroje gospodyń serwujących wiejskie przysmaki i strażacy z OSP kierujący ruchem na parkingu.
Pochodzący ze Strzegomia Dariusz Wójcik był wieloletnim solistą Teatru Muzycznego w Gdyni, będąc jednym z ulubionych i najbardziej cenionych artystów reżysera i ówczesnego dyrektora teatru Jerzego Gruzy. Z tym teatrem odbył liczne europejskie i amerykańskie tournée. Jako utalentowany bas śpiewał też na Broadwayu w polskojęzycznej wersji musicalu „Jesus Christus Superstar” i z ogromnym sukcesem w operetce „Zemsta Nietoperza” Johanna Straussa w Operze Bałtyckiej. A choć kilka lat temu obchodził 30-lecie pracy artystycznej, wciąż młodzieńczy, jest twórcą nieustannie poszukującym nowych tematów i form artystycznej wypowiedzi. Jednym z największych życiowych odkryć była dla niego muzyka klezmerska, kiedyś związana z żydowskimi obrzędami religijnymi, najpierw przekształcona w muzykę rozrywkową, graną podczas żydowskich ślubów i uroczystości, później mająca również formy jazzowe. W II poł. XVIII w. pojawiły się wędrowne grupy żydowskich muzykantów, a zawód klezmera przechodził z pokolenia na pokolenie. Muzyka była tak powszechna, że słowo „klezmer” nabrało nawet negatywnego znaczenia, oznaczając kiepskiego muzyka, choć pierwotnie oznaczało muzyka o specyficznych, wysokich umiejętnościach. Holocaust sprawił, że najwięcej wykonawców działa obecnie w USA. W Polsce ponowne odkrycie nastąpiło w latach 90., a wielu artystów koncertowało na krakowskim Kazimierzu.
Frekwencja na tym pierwszym wydarzeniu muzycznym tej odsłony Festiwalu dopisała, co oznacza, że ludzie mają potrzebę słuchania muzyki na żywo. Wójcik, zaliczany do grona najlepszych wykonawców muzyki tego gatunku w Polsce, jako dobrze wykształcony aktor i śpiewak kreował na koncercie w Ławicy pieśni i piosenki w językach hebrajskim, polskim oraz w mocno już ograniczonym populacyjnie jidysz, języku Żydów aszkenazyjskich, m.in. polskich. Dzięki temu przenosił słuchaczy w nieznany powojennym pokoleniom świat, którego już nie ma, zachwycając publiczność niezwykle sugestywnym przekazem. Artysta nie tylko śpiewał, ale melodeklamował, tańczył, tworzył widowisko doskonale opracowane choreograficznie. Odpowiednio dobrane stroje i rekwizyty całego zespołu podkreślały piękno żydowskiej tradycji. Mocnym wsparciem solisty był zespół instrumentalny. Aranżacje Szawła Lipskiego (fortepian) łączą różnorodne techniki. Dzięki instrumentalistom, u których widać nie tylko wirtuozerię, ale i radość grania, słuchacze doświadczyli bogactwa harmonii i poruszającego rytmu muzyki odwołującej się do tradycji klezmerskiej, łączonej z niekonwencjonalnym jazzem. Klarnecista grając prezentował jednocześnie taniec derwisza, w czym naśladował go skrzypek, pianista poruszał się w rytm muzyki.
Wiele emocji, ale też humoru, za chwilę wzruszenie. Sztukę perfekcyjnego odtwarzania języka jidysz artysta uzyskał dzięki specjalnym lekcjom wymowy i interpretacji tekstu, udzielanych mu przez człowieka, który zaszczepił w artyście miłość i szacunek do kultury żydowskiej. Obecny na koncercie Dawid Hadar, mieszkaniec zarówno Ziemi Kłodzkiej jak i Izraela, gdzie słyszy przecież żywy, odrodzony język hebrajski, miał zaledwie kilka drobnych uwag do hebrajskiego, lecz artysta wybronił się mówiąc, że jego mentor nauczył go wymowy opartej na tradycji wileńskiej.
Repertuar koncertu był bardzo urozmaicony: tworzyły go utwory musicalowe na zmianę z charakterystycznym folklorem żydowskim, także oryginalne adaptacje muzyki z filmu Skrzypek na dachu. Odbiorcy mogli poznać cały przekrój rozwoju muzyki żydowskiej od starożytności do współczesności. Ponieważ osobiście śpiewamy (Sylwia) i zapowiadamy (Henryk) pieśni w hebrajskim i jidysz, możemy tu pokusić się o pewne subiektywne uwagi dotyczące interpretacji. I tak: Hava nagila była zaśpiewana, jak przystało na basa, w sposób operowy. Niemniej można ją też śpiewać lżej, bardziej radośnie, w końcu słowa oznaczają „Radujmy się i cieszmy”, a radość wzrasta tu z każdą nutą. Pieśn Dona dona, symbol Holocaustu, której przejmujący tekst opowiada o spętanym cielęciu wiezionym na targ i śmiejącym się z niego wietrze, można też zaśpiewać poważniej, a nawet ze smutkiem. Ciekawe były interpretacje znanej piosenki Tumbalalajka i pieśni Szolem Alejchem. Dalej artysta znakomicie zaangażował publiczność pomagającą mu w wykonaniu pieśni o dobrym rabbim Elimelechu.
Z uwagi na występujące obficie drewno, które wygłusza dźwięki, ważne były urządzenia techniczne. Choć po przerwie mikrofon działał już lepiej, widać, że w przyszłości niezbędny będzie taki dobrej klasy. Odbiór mogły też zakłócać nieco dudniące kolumny.
Znający różne „twarze” muzyki klezmerskiej Dawid Hadar bardzo obawiał się kiczu i chałtury. Po koncercie był zachwycony prawdziwością przekazu żydowskiej tradycji i maestrią wykonawców. Przekaz ten był łatwy do zrozumienia nawet dla mniej wyrobionych słuchaczy. Świeczki palące się w siedmioramiennej menorze (tradycyjnym żydowskim świeczniku) powoli się wypalały i symbolicznie odliczały czas do zakończenia występu. Nie wypalał się za to aplauz publiczności, której entuzjastyczne brawa i owacja na stojąco wywołały aż trzy bisy. Satysfakcja widzów została zaspokojona.
Twórcom Festiwalu należy pogratulować. Wsparcie dla niego deklarowali też obecni na koncercie samorządowcy z Gminy Wiejskiej Kłodzko, Barda i Złotego Stoku. A my czekamy już na kolejny koncert.