Suplementy czeskie (odc. XIII-XVII)
Odcinek XIII
Tym razem połączmy dwa pojawiające się w cyklu nurty. Dokładniej rzecz biorąc – film z dyskusją o narodowych cechach i wspólnych ideach Czechów.
W roku 2015 Petr Zelenka nakręcił film, którego polski tytuł mówi niewiele - „Zagubieni”. Ale zajrzenie do tytułu oryginalnego wprowadza nas od razu w tematykę – „Ztraceni v Mnichově”. Nachmiast wiemy więc, że będziemy uczestniczyć w fabularnym pomyśle na to, co dzisiaj nasi sąsiedzi myślą o wydarzeniach sprzed kilku dziesiątków lat. Wydarzeniach rozpoczętych układem monachijskim, a bardzo bolesnych w skutkach dla ich politycznego, społecznego i narodowego istnienia, wreszcie samopoczucia wspólnoty. Bo nie ma co ukrywać stale im doskwiera ta niewiarygodna, wręcz hańbiąca dezynwoltura, zdrada po prostu, jaką Czechom zafundowali sprzymierzeńcy i dogadali się poza nimi z Hitlerem. W sprawie, wiadomo, aneksji i utworzenia Protektoratu. Sąsiedzka empatia pozwala zrozumieć tę trudną do zagojenia zadrę. I jej długie trwanie. Mamy swoich kilka. Twórcy „Zagubionych” – Zelenka i przyjaciele – tak film jest zapowiadany – wpadają na sympatyczny pomysł. Oto lekko kontrowersyjny francuski polityk na rocznicę układu z 1938 roku sprowadza do Pragi papugę, należącą przed laty do premiera Daladiera, czyli jednego z sygnatariuszy Monachium, chcąc nieco tę dawną hańbę swojego państwa pomniejszyć. Wychodzi zupełnie odwrotnie niż zamierzył. Jak to w tzw. czeskim filmie. Ptak, czyli pan P. powtarza wypowiedzi swojego właściciela, a te to przede wszystkim pochwały wodza III Rzeszy i obelgi na temat Czechów. No i robi się całkiem gorąco. Obejrzyjcie. Trochę i swoich zaszłości historycznych w tym dostrzeżemy. Naszych kompleksów, ale i uzasadnionych pretensji. Jak wypadniemy na takim czeskim tle? Sprawdźcie. A to jeszcze nie wszystko – mamy, jak to u Zelenki, drugą część. W niej zobaczymy opowieść o pracy nad filmem, o niezliczonych perypetiach, które takiej produkcji muszą towarzyszyć. Nie ma też co ukrywać, że to część, która łagodzi nieco niepoprawność polityczną wstępu.
PS Jeszcze drobne uzupełnienie. Muzykę do niezbyt tutaj chwalonego filmu „Masaryk” skomponował Michał Lorenc. Interesująca.
Odcinek XIV
Czesi chętnie spędzają święta wielkanocne aktywnie, często w różnego rodzaju ośrodkach, w mniej lub bardziej znanych miejscowościach. Tym bardziej, że zarówno piątek Wielkiego Tygodnia, jak i Poniedziałek Wielkanocny mają urzędowo wolne, ba nawet sklepy wielkopowierzchniowe ustawowo ograniczają czas otwarcia. Mają Czesi już tę sprawę, czyli otwarcia w święta centrów handlowych rozstrzygniętą praktycznie. Jednym z takich miejsc do miłego spędzenia Wielkanocy jest hrad Kašperk, który się reklamuje jako najwyżej położony zamek królewski w Czechach (886 m n.p.m.). I od razu wiadomo, nie tylko stałym PT Czytelniczkom i PT Czytelnikom cyklu, że inicjatorem jego budowy był/musiał być Karol IV. No bo kto inny? Jednakże nie o tym w tej dawce Suplementów. Także nie o tym, że Kašperk ma tak twórczego literacko kasztelana jak Milotice (Evžen Boček i jego cykl o arystokratce). O innych dwóch prostych sprawach. Obie miały/mają miejsce na Kašperku. Pierwsza z nich to czeskie tradycje wielkanocne. Jako, naturalnie, jedna z propozycji spędzenia świątecznego czasu na zamku. Tradycje te przypominają jako żywo nasze zabawy w tym okresie, ale na przykład Czesi wyraźnie oddzielają dyngus od śmigusa. Pomlázka, czyli wielkanocne smaganie witkami to zabawa poniedziałkowa i jest domeną chłopców, którzy przystrojonymi gałązkami lekko uderzają dziewczęta. Naturalnie po łydkach. Według tradycji następnego dnia (we wtorek) dziewczęta „od-wdzięczają się”, polewając chłopaków wodą. Drugi pretekst przedstawiania uroczego zamku w Szumawach to ten, który wiąże się z realizacją w jego wnętrzach i otoczeniu ciekawej czeskiej baśni filmowej „Anděl Páně”. O pierwszej części już w tym cyklu pisaliśmy. Niedawno pojawiła się w kinach część druga. I znowu dzieje się tak, że sprawdzony duet diabelsko-anielski mnoży problemy, gagi, korzysta ze stereotypów w budowaniu postaci, ale jest w tym filmie (część 2, przypominam) coś jeszcze. Coś, co stanowi sympatyczny baśniowy przekaz, a który udałoby się sprowadzić do stwierdzenia, że warto poszukiwać mądrości oraz zrozumienia czym są dobro i zło. Domyślacie się zapewne, że w scenariuszu filmu owoc z rajskiego drzewa poznania trafia na ziemię. I… Wiadomo, nie będę opowiadał, obejrzyjcie. To baśń, która w chłodne święta – pozwoli na odrobinę ciepła i refleksyjnego uśmiechu.
Odcinek XV
Wiadomo, że ten cykl to drobne przygotowanie do lipcowego Festiwalu „Góry Literatury”, z pasmem czeskim w tym roku. Jednak ten jeden raz – właśnie w tym odcinku – wyjdziemy w planach o dwa miesiące w przód. Poza festiwal i do końcówki września. Ci z nas, którzy jadą do lub z Polanicy przez Szalejów Górny, „ósemką” po prostu, na tylnej ścianie przystanku dostrzegają interesujące dzieło malarskie. Motywy, temat, kolory pozwalają bez trudu zidentyfikować autora. Bez wątpliwości to obraz Henryka Wańka. Sprawdźcie, zobaczcie proszę, bo może się mylę! Ale w „czeskich dodatkach” znany i ceniony polski twórca? Tak, tak, bo choćby to, że pokazuje swoje malarstwo w drodze do Czech.
To słaby argument. Ważniejszy to ten, że odkryty w Szalejowie, czyli u nas. A co tym razem prowadziło do sąsiadów? Nie będę ukrywał, że plany na artystyczne otwarcie jesieni w Kłodzku.
A wśród przygotowywanych na ten czas wydarzeń także wystawa czeskiego twórcy. Kogo? Przymierzamy się oto do tego, żeby wystawić płótna, grafiki, kilka innych form plastycznych Václava Vokolka. W Polsce obecnego poprzez wystawy (dość dawno), książki (kilka tłumaczeń), współpracę z czasopismami (np. „Pomosty”), a także przez wykorzystanie kopii jego dzieł na okładkach książek - ostatnio przez Antoniego Matuszkiewicza do książki o Marianie Jachimowiczu. Václav należy do ważnej dla naszych sąsiadów rodziny twórców. Oto niebawem Pardubice dumnie celebrować będą przypomnienie Vojmíra Vokolka, stryja Václava, artysty wielu umiejętności i różnorodnych środków wyrazu, a co także nieodłączne dla niego, autora i uczestnika mnóstwa opowieści i anegdot, ba, znanego z tego, że jego dieta składała się wyłącznie z chleba i wody. Mamy wśród nas miłośników i znawców dzieł tej czeskiej rodziny. Powiększy się ich grono wczesną jesienią? Już po lipcowym Festiwalu „Góry Literatury”. A może uda się je obejrzeć w zestawieniu z dziełami Henryka Wańka? Byłoby to niezwykle inspirujące i ważne. Trzymajcie kciuki za tych, którzy nad tym pracują. A dodam, że to jeszcze nie wszystkie zamierzenia. ale żeby nie zapeszyć…, więcej nie zdradzę.
Odcinek XVI
W tym roku czeski obyczaj palenia czarownic nabiera specjalnego znaczenia. W każdej sferze, w której się tę bardzo starą tradycję kultywuje. Wszystkim wiadomo, że w samym środku czasu między wiosenną równonocą i najdłuższym dniem roku wszelkiej maści czarownice mają największą moc. Zbierają się przecież wtedy na poważne sabaty. Jak się przed nimi chronić? Najprościej to oczywiście spalić je na wielkim stosie, który Czesi rozpalają w każdej miejscowości. Przejeżdżaliście kiedyś przez tereny naszych sąsiadów wieczorem 30 kwietnia albo w nocy z 30 na 1 maja? Niezapomniany widok. W każdej wsi, na każdym pagórku, u stóp lub na dziedzińcach licznych zamków ogromne stosy drewna już od dawna czekają na podpalenie. I wieczorem 30 kwietnia, czyli w niedzielę, zapłoną. Dodatkowo wiele osób przez cały ten dzień spaceruje przebranych za czarownice i czarodziejów, robi małe laleczki-czarownice, bawi się, smaży kiełbaski, popija, tańczy na zabawach. Długa lista tradycji tego dnia dotyczy magicznych zachowań i przepowiedni, które mają między innymi zapowiedzieć dobre plony na polach, ogrodach i w sadach. Ba, o poranku powinno się zebrać świeżą trawę z dziewięciu miedz i nakarmić nią zwierzęta gospodarskie - wiadomo po co. Profesjonalne zielarki doskonale wiedzą, że zbierane w tę noc pierwsze zioła mają niespotykane właściwości, a te ze starych zbiorów osiągają dodatkowe cechy lecznicze i wspomagające. Jako że to również noc wigilijna - poprzedzająca dni świętych patronów, czyli Filipa i Jakuba (Filipojakubská) - można chronić się przed czarownicami zachowaniami i rytuałami wziętymi z repertuaru tych zwykłych, chrześcijańskich, np. narysować święconą kredą na drzwiach domu koła. Przeciw czarom. Działa. Wszelkie zagrożone czarami osoby, zwierzęta i miejsca warto też pokropić święconą wodą. W tym roku ważny staje się jeszcze jeden powód, bo swoją drogą czas mamy taki, że chyba tylko wspólne sięgnięcie po tradycje czarownic i świętych patronów przełomu kwietnia i maja może nam wreszcie przywrócić wiosnę. Czego PT Czytelniczkom, PT Czytelnikom oraz sobie serdecznie życzę. Po obu stronach granicy.
Odcinek XVII
Fantastyczny widok ze świątecznego majowego (1maja) spaceru. Także po czeskiej stronie. A jako że była to wędrówka przez wiosenny las, to nie ma teraz wyjścia – znajdujemy sympatyczne leśne, czeskie skojarzenia. Gajowy Chrobotek, jeleń Wietrznik, Józefka – bohaterowie ze wszech miar pozytywni, naturalnie uzupełnieni postaciami całkowicie negatywnymi (ale gotowymi do poprawy), wypełniają opowieści Václava Čtvrtka. Baśniowe perypetie, polegające zasadniczo na tym, żeby utrzymywać harmonię między ludźmi, zwierzętami i roślinami prowadzą nasze myślenie i ten typ wrażliwości (jeśli ją mamy!) do prostego wniosku – to jest możliwe! Czy tylko w baśniach? Bo wniosek z minibaśni „O gajowym Chrobotku i jeleniu Wietrzniku” jest prosty: da się mądrze dbać, a także przekonać do tego i skutecznie zmienić przeciwników, ba, nawet wrogów, czyli osoby, które traktują leśny świat wyłącznie jako miejsce interesownych działań, wyżycia się, gierek i paru jeszcze niegodziwości. Upór, stanowczość, znalezienie podobnie myślących dla zbudowania mądrze działającej ekipy, to skuteczny sposób, według autora. I nie tylko jego. W czasie wiosennych spacerów nabierzcie takiego (naiwnego) przekonania. A spacer jak to spacer zmienił się szybko w kilka spostrzeżeń i zestawień. Niestety politycznych. Na przykład tych, związanych z szefem lasów do granicy, z naszej strony. Ale to dość oczywiste, jakie to były opinie i myśli. Nie powtórzę. Prawdopodobnie macie zbliżone. Ciekawsze były te związane z sąsiadami. Choćby takie, które próbowały wywróżyć, kto najwięcej zyska, a kto najwięcej straci na politycznej rozgrywce w czeskim trójkącie prezydent - premier - wicepremier/minister finansów. Ten ostatni z ogromnymi i efektywnymi (dla niego) wpływami w mediach. Czy ten ostatni aspekt PT Czytelniczkom i PT Czytelnikom „Suplementów” przypomina coś z naszego podwórka? Spacerowiczom majowym bardzo. Przy wyjściu z takiego baśniowego i politycznego lasu wpadliśmy na kolejne skojarzenie związane z pisarstwem Václava Čtvrtka. Tym razem z jego opowieściami o furmanie Szejtroczku. Dlaczego właśnie z nimi? Chyba z oczywistego powodu – to teksty sympatyczne, baśniowe, bardzo pozytywne. Przede wszystkim o tym, że twardy wysiłek, pomysłowość, zdrowy dystans do ludzi i spraw tego świata dają efekt. Jaki? Ano choćby taki, że można pokonać różnorakie olbrzymy i inne Ogniste Ludy, a dodatkowo spotkać miłe, przyjazne towarzystwo (w tym rusałki), a od czasu do czasu napić się dobrego wina. Czego serdecznie życzę.