Naturalność. Owłosienie
Naturalność wraca do łask, mówiąc krótko: nastała moda na pozostawianie owłosienia w miejscach, które od lat poddawane były żmudnej i bardzo często również bolesnej depilacji! Powrócenie do naturalności w temacie m.in. owłosionych pach nie jest bynajmniej nurtem stworzonym przez dekadencki i zblazowany świat mody. Co to to nie! Został on wymuszony w obronie owłosionych pach i nóg. W obronie bujnego zarostu stają znane brytyjskie dziennikarki, a także słynąca z szokowania Madonna – chętnie epatuje swoją owłosioną paszką, pozując fotografom tak, aby jak najlepiej zarost pokazać.
Wiele zwolenniczek naturalnego owłosienia uważa, że jeżeli żadna forma depilacji nie jest w 100% skuteczna, to po co w takim razie męczyć się? Czy nie lepiej po prostu zaakceptować fakt obecności włosów na ciele? Osobiście uważam, że co za dużo (czyt. włosów) to niezdrowo – wyjątkiem jest głowa. Tutaj, proszę bardzo – burza lwiej grzywy jest jak najbardziej pożądana. Rzecz jasna nie szaleję w temacie depilacji i gdy włosek na nodze odrośnie mi do wielkości milimetra, nie rwę z tego powodu włosów na głowie i nie zabieram się zaraz do ponownej depilacji „intruza”.
Nieskazitelnie gładkie ciała są według mnie nienaturalne. Uważam także, że zbytnie bawienie się „przycinaniem” miejsc intymnych trąci lekką perwersją – rzecz jasna to moja subiektywna opinia i prosiłabym bardzo Szanownych Czytelników o wyrozumiałość w tym temacie. Przykładowo takie Francuzki, przedstawicielki klasy, elegancji i urody, od kilku lat systematycznie zwiększają ilość włosów łonowych. Nie, nie przeszczepiają ich z innych miejsc, zwyczajnie pozwalają im rosnąć, nie ingerując. Słynąca z urody amerykańska aktorka Cameron Diaz w swojej książce „The Body Book”, przyznaje się do pozostawienia włosów w miejscu intymnym. Ba! Gwiazda idzie dalej i namawia kobiety, aby nie decydowały się na trwałą depilację hollywoodzką.
Moda na pozostawianie naturalnego owłosienia zawitała i do nas. Co ciekawe, to nie gwiazdy, gwiazdeczki czy celebryci zapoczątkowali ten nurt – zrobiły to „zwyczajne” kobiety. „Owłosioną” tendencję widzę na wrocławskich ulicach i w tramwajach. Nastało lato, czas ubrań zwiewnych, mocno odkrywających spore obszary ciała. Jako, że jestem typem obserwatora, rzucam okiem to tu, to tam (dzięki temu mam tematy do felietonów), ostatnio miałam przyjemność zobaczyć dwie przedstawicielki płci pięknej z naturalnym zarostem nóg. Jedna pani 50+, rasowa brunetka miała się naprawdę czym pochwalić. Włosy na nogach imponujące, aż mnie korciło, by dotknąć czy są rzeczywiście twarde jak szczotka ryżowa. Druga białogłowa, nieco młodsza epatowała złotawym meszkiem. W tym przypadku zaciekawiło mnie to, że ów meszek porastał obszar skądinąd bardzo zgrabnych nóg – nierównomiernie. Opcji jest kilka: a. Zabrakło jej kremu do depilacji. b. W trakcie depilowania rozmyśliła się. c. Wydepilowała część tak dla sprawdzenia, jak się będzie czuć z włosami i jak odbierać ją będzie społeczeństwo.
Swoją drogą mogłam ją o to zapytać. A nie teraz główkować. Summa summarum nurt owłosienia wyszedł na ulicę. Nie miałam jeszcze przyjemności zobaczyć żadnej paszki poza męskimi buszami, które niemal łechcą mnie w policzek w tramwaju. Tak na marginesie, nie to żebym się czepiała mężczyzn – ale doprawdy czasem przydałoby się przycięcie tego gąszczu, który wygląda, jakby spod pachy wystawał chomik z imponującym wąsem. A może teraz czas na panów? Niech zostaną swoistą przeciwwagą i zaczną depilować swoje ciała.