Schizofreniczna dwubiegunowość postrzegania historii
Jak bardzo „odlatuje” nasze społeczeństwo w pojmowaniu własnej historii a tym samym postrzeganiu rzeczywistości świadczy swoiście schizofreniczna dwubiegunowość. Wszystko co zachodnie to dobre, a co wschodnie – złe. Alergiczne reakcje na Rosję i Rosjan, przy, w najgorszym razie, neutralnym postrzeganiu Niemiec a już tzw. Zachodu to norma. Co gorsza, niech tylko z tej strony spłynie jakaś pochwała, to tracimy instynkt samozachowawczy i cieszymy się jak małpa kitem.
Przykładem niech będzie Bitwa Warszawska zwana też Cudem nad Wisłą zaliczna do 10 najważniejszych bitew świata. To brzmi ładnie i jeszcze lepiej łaskocze naszą próżność, z tego chyba więc powodu niewielu zastanawia się skąd taki wniosek i jakimi metodami do niego doszedł Edgar Vincent D’Aber-non, brytyjski polityk i bankier, postać dziwna by nie powiedzieć zagadkowa, powiązana ze spec-służbami i nie tylko, bo ktoś kto jest doradcą finansowym rządu Egiptu, gubernatorem Banku Osmańskiego i dyplomatą, nie może być z pierwszej łapanki. Bitwę Warszawską określił jako „osiemnastą decydującą bitwę w dziejach świata” w książce pod tym właśnie tytułem. Ale mniejsza o miejsce.
Już samo to, że komplementuje nas Brytyjczyk, powinno zapalić światełko ostrzegawcze w głowie, bo przecież Wielka Brytania w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. stała po stronie Sowietów. Skąd to wiemy? Z wydanej niedawno książki Seana McMeekina – „Największa grabież w historii. Jak bolszewicy złupili Rosję”, amerykańskiego historyka, a więc kogoś, przed kim nie można ot tak sobie zatrzasnąć drzwi archiwów i powiedzieć spadaj. Niejako poza głównym wątkiem ukazuje postawę rządu JKM wobec Polski. Oto kilka szczegółów:
Na wieść o zajęciu Kijowa przez wojska polskie 7 maja 1920 r. rząd brytyjski przekazał bolszewikom zaszyfrowane środki łączności (s. 173) oraz zalecił dokerom brytyjskim na całym świecie zablokowanie wszystkich dostaw wojskowych dla Polski. 17 V 1920 r. przywódca brytyjskiej partii Andrew Bonar Law zapewnił: „żadna pomoc nie zostanie udzielona rządowi polskiemu”.
W 1920 r. Londyn zawarł z Moskwą kontrakt na dostawę 1700 lokomotyw użytych do transportu wojskowego wartości 20 mld $ w przeliczeniu na dzisiejszą wartość. Z kolei inna brytyjska firma Ralph I. Fuiler dostarczyła Armii Czerwonej lekarstwa. (s.177) a dwie strony dalej pisze o 2 milionach arszynów gładkiej tkaniny wełnianej na szynele, mundury i podkoszulki. „Jako zabezpieczenie importu wełny na mundury Armii Czerwonej bolszewicy przekazali bankom brytyjskim 15 ton złota na początku sierpnia 1920.”
Co to oznacza? Ano to, że dla rozgrywających ówczesnej sceny politycznej Polska była państwem sezonowym, co najwyżej narzędziem. Było tak wtedy, wcześniej i później i jest tak i dziś. A tak na marginesie warto zbadać dlaczego (na czyje polecenie) rząd Czechosłowacji nie zgodził się na przejazd przez swoje terytorium węgierskich transportów broni i amunicji, które w znacznym stopniu zadecydowały o wyniku wojny.
Pierwszą ofiarą wojny propagandowej jest prawda
Na Węgrzech odbyło się referendum w kwestii przyjęcia imigrantów. Sukces ogłosił Wiktor Orban a niemal równocześnie opozycja swój. Jedna z włoskich gazet stwierdziła, że Orban od społeczeństwa dostał w pysk. Mamy więc dwie prawdy wzajemnie wobec siebie sprzeczne, co, zgodnie z prawami logiki, jest niemożliwe, ponieważ co najmniej jedno z tych twierdzeń jest fałszywe.
Zgodnie z węgierską konstytucją referendum było nieważne, bo frekwencja wyniosła poniżej 50%. Zdecydowana większość z tych, którzy wzięli w nim udział – ponad 90% opowiedziała się przeciwko przyjmowaniu tzw. uchodźców. Czy zatem społeczeństwo jako całość opowiedziało się za czy przeciw? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie.
Zazwyczaj warunkiem ważności referendów jest próg frekwencyjny, np. 50%. Jest to niekonsekwencja dziwna, bo z kolei w wyborach czy to parlamentarnych, samorządowych, czy prezydenckich, takiej zapory nie ma i w sytuacji gdy np. do wyborów nie pójdzie nikt poza samymi kandydatami i ich rodzinami, wybory będą ważne i wygra ten, kto ma największą rodzinę, zakładając, że będzie ona lojalna. Jest to oczywisty absurd a jedynym powodem jego utrzymania jest zabezpieczenie się przed sytuacją, gdy elektorat niezadowolny z proponowanych kndydatur taką imprezę „oleje”. Jak wiadomo bowiem, nieważne jak kto głosuje, ważne kto liczy głosy, ale jeszcze ważniejsze jest stworzenie odpowiedniej alternatywy na zasadzie: „tak czy owak, sierżant Nowak”. Uniknięcie tej pułapki to nie pójście na wybory przy założeniu istniania progu frekwencyjnego. To tyle w kwestii formalnej, pora przejść do meritum.
Zazwyczaj jest tak, a dotyczy to spraw oczywistych, czyli takich, co do których społeczeństwo zdecydowanie ma wyrobiony pogląd, że trudno je zmobilizować. Mobilizacja zwykle następuje w sytuacji, gdy głosy się ważą, w przeciwnym razie ludzie myślą tak: po co tam będę szedł, sprawa jest przesądzona, jeden głos nie zaważy, itp. Nietety, w przypadku istnienia progu ma to znaczenie.
Jednak mimo niskiej frekwencji większość opowiedziała się przeciwko imigrantom. Czy to oznacza, że, jak chce opozycja węgierska i unijna, ponad 50% Węgrów jest za imigrantami? Oczywiście, że nie. Przypomnijmy sobie co mówili przedstawiciele PO na zarzut, że została wybrana głosami niecałych 30% uprawnionych, gdy rządziła. Mówiono, że nieobecni nie mają racji.
I tak jest wszędzie, w każdym kraju. Bo nie chodzi tu o frekwencję, ale by zwyciężyła odpowiednia opcja. Jeżeli wygra taka jaka pasuje socjalistom unijnym, to dobrze, nawet jeśli odbywa się to z pogwałceniem prawa. Jeśli wygra opcja „nie nasza”, to źle, wtedy mamy do czynienia z zamachem na demokrację, faszyzmem, itd.
I na koniec warto zwrócić uwagę, że zaraz po referendum premier Orban ogłosił, że w ciągu kilku dni złoży odpowiedni projekt zmian w konstytucji. Podkreślam to, bo tym różnią się politycy węgierscy od polskich: przewidują rozwój sytuacji i są przygotowani na różne warianty. Nasi nie. Po roku rządów PiS nadal nie ma większości zapowiadanych ustaw.
Jak widać, cała ta demokrcja to zwykły scheiss.
Al Capone to pikuś
Pewnego popołudnia do nowojorskiego szpitala przywieziono pacjenta z silnymi objawami zatrucia. Przywieziony miał omamy, tracił wzrok, porozumienie z nim było praktycznie niemożliwe. Pomimo podjętej akcji pacjent zmarł. Sekcja wykazała zatrucie metanolem. Podobnych przypadków było więcej, a zmarło z tej samej przyczyny 60 osób.
Działo się to pod k. lat 20. XX w., a więc w czasie obowiązywania prohibicji. Znamy to z licznych filmów gdy powołana spec-grupa Elliota Nessa rozbijała nielegalne bimbrownie ale co ważniejsze, szukała dowodów przeciwko legendarnemu Alowi Capone.
Produkcja bimbru, technologicznie prosta, ma jednak pewne wady: jest czasochłonna i – co tu dużo mówić – jest łatwowykrywalna na nos. Dlatego równolegle opracowano inną metodę – pozyskiwanie i uszlachetnianie spirytusu przemysłowego – etanolu ale zaprawionego różnymi substancjami śmierdzącymi i barwnikami, coś jak nasz denaturat. Znaleźli się jednak chemicy potafiący je wytrącić i organoleptycznie upodobnić do whisky. Rząd miał z tym problem, ponieważ alkohol przemysłowy był potrzebny w życiu codziennym i nie można go było objąć zakazem prohibicji. I tu na scenie pojawia się niejaki Willer, który umyślił, aby etanol przemysłowy zaprawić metanolem, trud-niejszym a właściwie niemożliwym do wytrącenia. Tak też zrobiono, opatrując produkt stosownym ostrzeżeniem, jak się okazało nieskutecznym. Stało się to jednym z argumentów przeciwko prohibicji.
Sprawa jest prosta: rząd wymyśla dla dobra obywateli coś, z czym oni się nie zgadzają; zakaz nie znosi popytu, a skoro jest popyt to musi pojawić się podaż, a że nie może odbyć się to drogą legalną, powstaje podziemie rządzone przez gangi, powstają gigantyczne fortuny, nieformalne powiązania ze strukturami państwa, czyli mafie, korupcja, itp. Krótko mówiąc to państwo stworzyło pożywkę dla szarej strefy i zorganizowanej przestępczości, z czym potem dzielnie walczono i o czym nakręcono wiele filmów, na czym także zarobiono pieniądze. Ale to pierwszy poziom.
Wnikliwsze spojrzenie na sprawę rodzi kolejne pytania. Dlaczego zatruło się tak stosunkowo mało osób, skoro skażony alkohol do przerobu kupowano w ilościach bynajmniej nie detalicznych? Co do tego pewności nie ma ale można sobie wyobrazić sytuację, że dla producentów tradycyjnego bimbru producenci „burbona” z alkoholu przemysłowego stanowili konkurencję, a tej trzeba było się pozbyć. Mogłoby więc być tak, że cały ten Willer był skorumpowany przez gangi, niewykluczone że przez samego Capone, który swoimi kanałami przeprowadził pomysł mieszania etanolu z metanolem. Mogł być też Willer pożytecznym idiotą, ale to mało prawdopodobne.
Za domysłem, że cała sprawa została starannie wyreżyserowana, przemawia ograniczony zasięg zatruć co do ilości ofiar i miejsca. Ot tyle, żeby temat został podjęty przez media i rozdmuchany tak, by wywołać psychozę.
Nie można też wykluczyć i tego, że prohibicja wprowadzona została właśnie po to, aby takie podziemie i wiążące się z tym zyski powstały, bo nie zapominajmy, że korupcja obejmowała nie tylko pojedynczych urzędników czy policjantów ale była powszechna. Można więc domniemywać, że akcję zatrucia metanolem przeprowadzono właśnie po to, aby prohibicję zlikwidować. Możliwych kombinacji może być jeszcze więcej, ale nie chodzi tu o rozwiązanie zagadek historycznych lecz by wyciągnąć jakąś naukę. A ta mówi, że każde działanie państwa wyręczające obywateli lub narzucające im jakieś rozwiązania, obojętnie czego by nie dotyczyły, oświaty, budownictwa, służby zdrowia, zbrojeń czy czego tam jeszcze, więcej szkodzi niż pomaga a jeżeli jest korzystne to nie dla tych, dla dobra których jest deklarowane. Korzystają inni, ukryci w cieniu. I nie trzeba tu wcale gangów, przynajmniej w tradycyjnym znaczeniu. Np. na programie budowy mieszkań skorzystają banki, deweloperzy, pośrednicy, urzędnicy ustalający kolejkę szczęśliwców, a zapłacą wszyscy. Taniej byłoby zorganizować publiczną składkę, ale nikt przytomny nie dałby na to dobrowolnie pieniędzy. Co innego jeżeli to samo ukryte jest w formie programu państwowego, o, to już inaczej jest postrzegane.
Nauka zeszła na psy i poszła w las
Chodzi o naukę przez duże N a nie tylko efekt nauczania szkolnego. Dowody mamy na co dzień. Kilka dni temu na przykład laureatem Nagrody Nobla z medycyny został Japończyk Yoshinori Ohsumi za opracowanie mechanizmu autofagi, czyli zdolności komórek do przetrwania przez „karmienie się” swoimi obumarłymi lub szkodliwymi składnikami. Proces ten występuje stale ale nasila się szczególnie w okresie niedożywienia i głodówki.
Nie znam pracy laureata ale to nic nowego pod słońcem, bo było to znane od lat i propagowane w ramach medycyny nieakademickiej, jak choćby przeze mnie tzw. leczniczych głodówek oraz odpowiedniego odżywiania, a artykułów na ten temat, przedstawiających ten proces było wiele na stronach chociażby Akademii Długowieczności i kto chce może to sobie „wyguglać”. No i, o czym też trzeba wspomnieć, metoda ta miała wielu przeciwników. Teraz być może wejdzie do panteonu akademickości i znajdzie tam poczesne miejsce, w co jednak wątpię.
Stosowanie „zręcznych środków” w ramach medycyny niekonwencjinalnej, zdrowego trubu życia, odżywiania i odpowiedniej higieny psychicznej, nie jest panaceum na wszystko. To, tylko lub aż, zwiększa skuteczność mechanizmów obronnych organizmu ale nie odwraca naturalnych procesów, np. starzenia. Mimo to miałoby znaczący wpływ na zdrowie społeczeństw w większym niż dotychczas stopniu. To dobrze? Zależy dla kogo. Dla ludzi tak, dla korporacji farmaceutycznych, żyjących ze sprzedaży lekarstw już nie. To „oczywista oczywistość”, podobnie jak konstatacja, że gdyby leki leczyły to chorych byłoby mniej, a więc zyski producentów i dystrybutorów byłyby mniejsze, niższe od kosztów lub im równe.
Amerykański socjolog Donald Light zbadał i stwierdził, że producenci leków nie działają tak, jak nam się wydaje. Testy nowych produktów nie są pełne, skutki uboczne są ukrywane (ok. 15% lekarstw bardziej szkodzi niż pomaga), a FDA (amerykańska Agencja Żywności i Leków) finansowana jest przez koncerny farmaceutyczne pod pozorem składek członkowskich. Wszystko to razem przykrywa reklama i marketing.
Na polskim gruncie zainicjowano akcję po hasłem „Stop lobbystom koncernów farmaceutycznych” w formie petycji, do rządu której organizatorzy stając “W obronie lekarzy poddawanych represjom ze strony korporacji lekarskich oraz w imię szczególnej ochrony wszystkich pacjentów w Polsce, szczególnie dzieci” domagali się „oczyszczenia polskiej administracji publicznej z osób działających w konflikcie interesów, piastujących ważne stanowiska publiczne.
Obecna sytuacja wymaga natychmiastowej interwencji, aby skutecznie zażegnać problem działalności funkcjonariuszy publicznych na rzecz różnego rodzaju biznesów, kosztem praw i majątku obywateli w szczególności w zakresie zdrowia publicznego. Sytuacja taka jest skandaliczna i ma kolosalne znacznie dla bezpieczeństwa obywateli naszego kraju.
Osoby takie mają szerokie pole do narzucania obywatelom obowiązków realizujących interesy branży, przez którą są finansowani oraz posiadają narzędzia do niszczenia ludzi, którzy wysteępują w interesie obywateli sprzecznym z interesami branży (np. represjami zagrożeni są lekarze realizujący prawa pacjenta – korporacje lekarskie prowadzą przeciw nim w odpowiedzi na apele ekspertów pracującycyh na rzecz koncernów farmaceutycznych)” (http://zmienmy.to/petycja/stop-lobbystom-koncernow-farmaceutycznych-w-ad...).Jak widać na tym choćby przykładzie, władza międzynarodowych korporacji z budżetem przewyższającym budżety większości państw na świecie i metodami, przy których stary poczciwy Al Capone, to mały pikuś, stale rośnie. Symbioza państw z korporacjami daje w efekcie zniewolenie ludzi, którym przemysł rozrywkowy prezentuje złudzenia.