Brukowiec. Nałóg

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Przyznam, że nigdy nie rozumiałam jak można zaczytywać się kolorowymi magazynami brukowymi – w których pełno pseudoartykulików na bzdurne tematy, głównie wyssane z palca. Piszą je pseudo dziennikarze (wielu z tego grona jest na bakier ze stylistyką, o ortografii nie wspominając), a teksty skierowane są, proszę wybaczyć dosadność, głównie do czytelnika o inteligencji pantofelka.
Nie powiem, czasem wzrok mój zawiśnie na okładce jednego z takich magazynów (okładka przylepiona do sklepowej witryny, krzyczy barwą kolorów i wielkim tytułem. Nie sposób tego nie zauważyć, nawet, gdy jest się krótkowidzem). Widnieje na niej roznegliżowana niewiasta (rzekomo wielka gwiazda), potraktowana bezlitośnie fotoshopem, o głupim wyrazie twarzy i nieproporcjonalnie dużych ustach złożonych w tzw. dziubek. Na tym jednak moje „zainteresowanie” się kończy. Nie kusi mnie, aby zaglądnąć do środka i przeczytać artykuł donoszący o tym, jak owa gwiazda odkryła w sobie sens istnienia i dopiero przy czwartym mężu poczuła, co to prawdziwa miłość. To, że zdradziła go kilka razy, tylko wzmocniło ich związek. Teraz chcą odnowić swoją przysięgę małżeńską – gwiazdeczka chce przeżyć tę wiekopomną chwilę na tropikalnej wyspie. Ubrana będzie w suknię z białych, gęsich piór. Małżonek (stroniący od elegancji) wystąpi w stylu sportowym - szorty w zygzaki i marynarka ze skóry węża. Na marginesie, owe szorty są z limitowanej serii autorstwa bohaterki artykułu. Można je nabyć w sklepie internetowym za jedyne 59, 99 zł (przesyłka gratis!). W dalszej części tekstu, dowiadujemy się, że stara, młoda para nie przewiduje jakiegoś hucznego wesela. Ot, skromny poczęstunek na 250 osób (tylko najbliższa rodzina i przyjaciele). Menu też bez żadnej ekstrawagancji m.in. krewetki w garniturze z porów, żabie udka w sosie karmelowym, suflet rumowy pieczony ma ruszcie. Na zakończenie tychże niezmiernie interesujących wypocin, czytamy oświadczenie gwiazdeczki, brzmi następująco: żadnych publikacji zdjęć ze ślubu w prasie nie będzie. Poza sesją zdjęciową w jednej z gazet. Chciałoby się rzecz: ręce opadają. Doprawdy, przecież myślenie nie boli! Jak można tracić pieniądze na takie brukowce i czytać te wszystkie farmazony?
Moja najlepsza przyjaciółka czyta tę fascynującą „literaturę” (wcale nie ma inteligencji pantofelka). Wie jakie mam zdanie na ten temat i w pełni zgadza się z moją opinią. Zdaje sobie sprawę, że jej nałóg jest zły i powinna z nim walczyć, ale jak przyznaje szczerze, nie może. No nie może przestać. Jej zdaniem, wciąga to jak narkotyk – przeczytasz jeden artykuł i musisz przeczytać kolejny, a potem jeszcze jeden, póki nie pochłoniesz całej gazety. Też mi wytłumaczenie.
Jakiś czas temu pomagałam psiapsiółce (tej brukowcoholiczce) w przeprowadzce. Rzeczy z kredensu poleciła mi owijać gazetami. Podczas owijania deserowego talerzyka, wzrok mój padł na wielce frapujący tytuł: „Znana dziennikarka XX ma problem”. Chciałam to zignorować, ale coś mnie ciągnęło, aby przeczytać. Pomyślałam – co mi tam, jeden artykuł nie zaszkodzi. Artykuł donosił o problemie związanym z obfitym biustem owej dziennikarki. Otóż rozprasza on nie tylko widzów, ale i operatorów.
W trakcie owijania dzbanka do herbaty, pochłonęłam tekst o prostowaniu przegrody nosowej pewnego aktora, który po zabiegu nie może opędzić się od propozycji ról filmowych. Przy pakowaniu filiżanek zdenerwowała mnie informacja, że prawdopodobnie jedna z popularnych telenowel zniknie niedługo z wizji. Czym prędzej zagłębiłam się więc w kolejnym tekście, mówiącym o historii uczuciowej pewnej YY, która przyznała się do uzależnienia od swojej suczki Gizeldy. Resztę gazet, których nie zużyłam, zabrałam do domu w celu wiadomym.

Wydania: