Hejt. Psychoterapia

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Od pewnego czasu w Internecie króluje moda na tzw. hejt, czyli umieszczanie obraźliwych oraz nienawistnych wpisów o kimś (zazwyczaj osobie publicznej). Niedawno ofiarą takiego „hejtu”, została pewna znana pisarka, która odbierając nagrodę literacką, postanowiła podzielić się z opinią publiczną swoimi przemyśleniami na temat, mówiąc delikatnie - mało popularny i budzący kontrowersje. Po jej słowach Internet dosłownie się zagotował. Nie będę zapewne odosobniona w swej opinii, że owa literatka, jako osoba inteligentna, zdawała sobie sprawę, jaką burzę jej słowa wywołają. Oczywiście, bezdyskusyjny jest tu fakt, że nie można nikogo łajać tylko za to, że ma czelność mieć inne zdanie. Nie zamierzam wgłębiać się w powody jakie kierowały ową pisarką, że powiedziała to, co powiedziała. Wiedząc, że jest, jak jest. Za pozwoleniem Szanownych Czytelników, skupię się natomiast na temacie samego hejtu.
Zapewne zaskoczę teraz wielu, zbulwersuję i zirytuję, ale osobiście uważam, że hejt jest potrzebny. Nie rozumiem dlaczego budzi takie emocje coś, co tak naprawdę jest „darmową” psychoterapią i niesie za sobą wiele pozytywnych skutków. Oczywiście muszę tu zaakcentować, że chodzi mi o tę formę hejtu, która pozbawiona jest wszelkich podtekstów związanych z zagrożeniem zdrowia i życia.
Nie od dziś wiadomo, że jesteśmy ogólnie zazdrośnikami, lubimy siedzieć w życiu innych (kieszeni, garnkach, a zwłaszcza alkowie). Nieważne, że ktoś komu wiedzie się lepiej od nas, pracował na swoją pozycję ciężko przez wiele lat. Liczy się to, że ma lepiej i już! Chcąc sobie jakoś ulżyć w tej niesprawiedliwości społecznej, „wylewamy” żale na ogólnodostępnych portalach. Często jest tak, że wypowiadając swoją opinię na temat celebryty Kowalskiego, tak naprawdę tę opinię kierujemy do naszego sąsiada Nowaka. Jednakże sąsiad nie ma portalu, na którym moglibyśmy anonimowo wylać na niego pomyje, więc wylewamy je na kogoś innego, kto jest akurat pod ręką. Liczy się to, że w ogóle możemy je wylać.
Uważam, że to dobre dla zdrowia. Przede wszystkim nie kumulujemy w sobie złej energii, dzięki czemu dbamy o nasze zdrowie. Nie grożą nam z tego tytułu chociażby choroby krążeniowe, wrzody. Dbamy także o nasz stan psychiczny i ewentualne pojawienie się nerwicy, depresji. Pod ochroną są nasi najbliżsi, którzy dzięki temu, że znaleźliśmy kogoś na kim możemy się wyładować, nie stają się celem owego wyładowania. Nie można również zapominać o rozwoju intelektualnym. Zanim bowiem zaczniemy hejtować, wybieramy osobę, na której dokonamy hejtu. Chcąc nie chcąc, rzucamy okiem na to co o niej napisano. Do tego rozwijamy słownictwo. Nie będziemy przecież bluzgać używając wciąż tych samych określeń. A co by nie powiedzieć, język polski ma bez liku synonimów. Można także wymyślać własne określenia, tak więc poniekąd tworzymy nowe słowa, które kto wie, może wejdą kiedyś do kanonu słownika polskiego.
To nie wszystko! Jak w prawdziwej psychoterapii możemy przez intensywne hejtowanie, dotrzeć do sedna naszych problemów. Nagle odkryć, po czterogodzinnym maratonie rzucania mięsem na coraz to nowszych portalach, że nasz problem (nieodparta chęć hejtowania) tkwi w czynnikach wrodzonych - otóż praprabacia od strony praprawujka, według przekazów rodzinnych była utalentowaną plotkarką, która potrafiła oplotkować całą wieś w niespełna godzinę.
Myślę, że gdyby żył dzisiaj Zygmunt Freud, włączyłby hejt do swojej terapii. Zachęcałby w ten sposób pacjenta do pozbycia się negatywnych emocji. Miałby też jasność czytając ową hejtową twórczość, co tak naprawdę tkwi w danym pacjencie.
Jedyną niedogodnością owej hejtowej psychoterapii może być to, że wykonuje się ją w pozycji siedzącej, a nie leżącej. A jak wiadomo, psychoanaliza odbywa się na kozetce. Owszem, możemy oddawać się hejtowej przyjemności, posługując się laptopem (wtedy możemy leżeć), ale i tak większość z nas woli siedzieć, aniżeli wylegiwać się przed komputerem. Może to i lepiej. Leżenie sprzyja drzemce. A przyznają Państwo sami, że irytujące by było zasnąć niedokończywszy napisania jakiegoś smacznego słowa, uznawanego ogólnie za obraźliwe.

Wydania: