Ziemia Kłodzka - turystyczne Hrabstwo Sudetów

Autor: 
Janusz Laska

Ziemia Kłodzka – turystyczne Hrabstwo Sudetów! Brzmi dobrze i dumnie, no i nawiązuje do historycznej przeszłości oraz geografii regionu. No bo przecież mamy się czym pochwalić: krajobrazami, zabytkami, światem przyrody ożywionej i nieożywionej, centrami sportowymi i kulturalnymi, muzeami, imprezami, etc.
Ale z drugiej strony, czy jest jakiś konkretny produkt, który byłby jednoznacznie kojarzony z Kłodzczyzną? Nad morzem – wiadomo – muszle, bursztyny, statki, ryby, czapki marynarskie, fajki, lunety, latarnie morskie, foki, morświny, koszulki w niebieskie paski, akcesoria piratów i marynarzy, mewy, szanty, Neptun, piasek itp. itd. W Tatrach i na Podhalu też łatwo wyróżnić charakterystyczne dla regionu produkty: oscypki, ciupagi, kapelusze góralskie i inne części stroju, kierpce i kapcie, surowa wełna i jej produkty, skóry z owiec, góralska muzyka, gwara i instrumenty, zakopiański styl w budownictwie i wzornictwie itd. itp.
A co jest takim produktem na Ziemi Kłodzkiej? Co przeciętny warszawiak lub poznaniak wymieni z nazwy, jako produkt z naszych stron? Nic nie przychodzi mi do głowy, a co gorsza, nie przychodzi też do głowy mieszkańcom Warszawy i Poznania. Pytałem – to wiem. Chyba więc czas najwyższy „skrzyknąć się” i spróbować takie regionalne produkty, kojarzone wyłącznie z Hrabstwem Kłodzkim, wykreować. Oczywiście aby takie „skrzyknięcie” miało sens i moc, powinny się spotkać podmioty samorządowe, biznesowe i stowarzyszenia, bowiem (moim zdaniem) tylko taka mieszanka może skutecznie i z energią rozpocząć działania zmierzające do masowej produkcji dużej ilości lokalnych produktów, rozpoznawalnych w świecie i jednoznacznie kojarzonych z Ziemią Kłodzka.
Jak sobie pomyślę o takim „skrzykiwaniu się”, to od razu ciarki przechodzą mi po plecach, bo przed oczami pojawia się przeszłość i różne spotkania „propagujące jakieś inicjatywy”. Boję się kłótni w stylu Kargula i Pawlaka, boję się setek EGO, boję się politycznych uwikłań i zależności, boję kręcących się w pobliżu takich inicjatyw pasożytów, żerujących na ludzkiej naiwności oraz pomysłowości, boję wielu, wielu spraw... Ale i tak warto rozpocząć działania zmierzające do wygenerowania kilku naszych i tylko naszych produktów. Dlaczego warto? Bo to zwiększy liczbę turystów, bo powstaną nowe miejsca pracy, bo można na tym bardzo, bardzo porządnie zarobić. Przypomnijmy, że turyści tylko z powiatu nowotarskiego wywożą co roku regionalnych produktów na kwotę ponad miliarda złotych (tak, tak: jedynka i dziewięć zer!). Innymi słowy, statystyczny turysta co roku wydaje na Podhalu na produkty regionalne średnio ponad 300 zł! A przecież góralskie regionalia można kupić nie tylko w tym regionie – są nawet w Kłodzku. Nawet nowy kościół w Kłodzku na Owczej Górze budowany jest prze górali w ich stylu! Taki dodatkowy okrągły miliard
w kieszeniach samorządowców, przedsiębiorców i stowarzyszeń bardzo by się na Ziemi Kłodzkiej przydał – tylko czy nam się zechce po ten miliard „schylić”? Oto pytanie – już nawet nie wiem, czy szekspirowskie czy w stylu Wyspiańskiego? Ale na pewno bardzo ważne.
Panie Starosto! Może Pan zainicjuje „ruch na rzecz produktu regionalnego Ziemi Kłodzkiej”? Tylko proszę się nie wykręcać, że mamy wodę mineralną, pstrąga i wołowinę – bo o tym nikt na świecie (ani w Warszawie i Poznaniu) nie wie. Więc to tak, jakbyśmy nie mieli.
A jeżeli taka inicjatywa nie powstanie, to nie narzekajmy na brak pieniędzy i pracy, na wyludnianie się powiatu kłodzkiego i wszystkie tego złe skutki. Górale nie narzekają – górale pracują, pracują i jeszcze raz pracują. No to do pracy!

Wydania: