Strategia dla Kłodzka - cz. 2
Od jakiegoś czasu w Kłodzku trwa dyskusja nad strategią rozwoju miasta. Miesiąc temu zachęcałem Państwa do włączania się tej dyskusji, bowiem dobra strategia opiera się o głosy wielu obywateli
miasta. Dzisiaj kolejne propozycje.
Ponad dwa tysiące kłodzczan wyjechało z naszego miasta w poszukiwaniu pracy. Oczywiście nie jest to grupa jednorodna. Wśród zarobkowych emigrantów mamy przecież biznesmenów, lekarzy, informatyków, elektroników ale także pielęgniarki, budowlańców, rzemieślników, handlowców, nauczycieli, wojskowych, urzędników, sporą grupę osób bez doświadczenia pracowniczego i bezrobotnych. Przyczyny wyjazdów właściwie można sklasyfikować w czterech kategoriach: największą grupę stanowią osoby, które chcą zarabiać więcej, niż jest to możliwe w Kłodzku, przyczyną są więc niskie płace. Drugą ważną grupę stanowią osoby, które nie mogą znaleźć w naszym mieście i w najbliższej okolicy satysfakcjonującej ich pracy, przyczyną są więc kwalifikacje rozbieżne z zapotrzebowaniem lokalnego rynku. Trzecia grupa to różnego rodzaju „rozbitkowie życiowi i gospodarczy”, którym w Kłodzku się nie powiodło, „powinęła im się noga”, popadli w długi, stracili reputację, nie umieli zareklamować swoich produktów lub usług etc. Ostatnia grupa opuszczających nasze miasto to osoby wyjeżdżające „bo emigracja jest modna”.
Kłodzko jest miastem, w którym atrakcyjne (i nie tylko) miejsca pracy „ukrywa się” i „przetrzymuje” dla osób z rodziny oraz dla znajomych. Takie zachowania nie sprzyjają rozwojowi miasta, bo nie wpuszcza się „świeżej krwi” na lokalny rynek pracy, a osoby dostające stanowisko „po znajomości” lub „dziedzicznie” nie muszą się w pracy tak bardzo starać, jak kandydaci dobierani w drodze konkursu lub ostrej selekcji. Ale cóż – taka sytuacja jest charakterystyczna dla prowincjonalnych miast na całym świecie. Można z nią walczyć, ale można też wykorzystać.
Co robić?
Działania konieczne, mnożące miejsca pracy w Kłodzku, nie są tak oczywiste jak w przypadku przestrzeni edukacyjnej, ale wiele koncepcji wypróbowali już z sukcesem włodarze innych miast. Przyjrzyjmy się więc i zastanówmy, co można powielić w Kłodzku.
Pomysł pierwszy:
należy zinwentaryzować na terenie Kłodzka firmy odnoszące sukcesy, rozwijające się w skali lokalnej i pomóc tym firmom „rozwinąć ponadregionalne skrzydła”. Znam dwie firmy, które wycofały w czerwcu swoją działalność z Kłodzka, mimo że bardzo chciały tu pozostać (jedna przeniosła się do Anglii, druga na Górny Śląsk).
W przypadku obu firm wystarczyło zaoferować im lokal zwolniony z czynszu na pięć lat, a nadal by w Kłodzku działały w nowoczesnej technologii i zatrudniały kilkanaście osób. W naszym mieście jest wiele małych firm produkcyjnych i usługowych, które z powodu nasilającej się emigracji „ledwo zipią”. Warto im pomóc wyjść ze swoją produkcją lub usługami poza kurczący się dramatycznie rynek lokalny, np. do Wrocławia, do Zagłębia Miedziowego, na Górny Śląsk, do Warszawy, Hradec Kralowe, Pragi, Berlina, Wiednia, bo wtedy mogą stanąć na nogi.
Pomysł drugi:
należy stworzyć w Kłodzku warunki do powstawania firm nowoczesnych technologii. Tak zrobili kilkanaście lat temu w Rzeszowie i dzisiaj to miasto przeżywa największy gospodarczy sukces w swojej historii. Nie jesteśmy atrakcyjni dla „gigantów”, ale możemy być atrakcyjni dla firm średnich i małych, do takich więc miasto powinno skierować swoją specjalną ofertę i zachętę. Dziesięć firm średnich i małych daje więcej miejsc pracy niż jeden gigant, a stabilność miejsc pracy w takich przedsiębiorstwach jest wielokrotnie większa.
Pomysł trzeci:
należy otworzyć samorządowy Kłodzki Bank Miejski. Jeżeli policzymy ile środków budżetowych pozostaje w bankach w postaci odsetek kredytowych i opłat bankowych, to zaoszczędzenie bodaj 1% po prostu się opłaca. W przypadku Kłodzka można by było zaoszczędzić nawet 2 mln zł rocznie. Warto też zauważyć, że zyski wypracowane przez banki działające na terenie naszego miasta co roku wypływają poza Kłodzko, zasilając głównie Warszawę oraz Niemcy, Irlandię i Francję. Posiadając własny bank zatrzymalibyśmy większość zysków na miejscu – czyli kolejny milion rocznie albo i więcej zasiliłby Kłodzko. Kłodzki Bank Miejski ustabilizowałby finanse miasta.
Pomysł czwarty:
należy wspierać w Kłodzku (i w całym powiecie też) rozwój publicznej i prywatnej służby zdrowia oraz firm związanych z leczeniem i obsługą lecznictwa. Schwarzwald w Niemczech słynie z tego, że znajduje się tam ponad 100 szpitali i klinik. Ziemia Kłodzka może stać się „drugim Schwarzwaldem” – trzeba tylko stworzyć warunki dla szybkiego rozwoju tej dziedziny gospodarki. Na świecie coraz więcej pieniędzy wydaje się na leczenie i dbałość o zdrowie. Nakłady na zdrowie (prywatne, publiczne i firm ubezpieczeniowych) w skali świata co roku podwajają się i nie należy się spodziewać, by trend ten szybko się zatrzymał, bo wszyscy chcemy w zdrowiu przeżyć jak najwięcej lat. Zapraszajmy więc kliniki i firmy je obsługujące do Kłodzka.
Pomysł piąty:
należy przywrócić handlowo-usługową świetność kłodzkiej starówki. Powstanie Galerii Twierdza Kłodzka najmocniej „uderzyło” w firmy działające w starej części miasta. To normalna kolej rzeczy. Podobnie było w bardzo wielu miastach w Polsce i na świecie, ale w niektórych szybko poradzono sobie z tym problemem i przywrócono handlową i usługową rolę rynku (np. we Wrocławiu, Tarnowie, Sandomierzu czy Zamościu). Moim zdaniem cała kłodzka starówka może stać się
w ciągu roku kolejnym ważnym miejscem dla mieszkańców Ziemi Kłodzkiej i nie tylko. Aby to było możliwe warto powołać do życia specjalny podmiot lub projekt, który będzie się zajmował wyłącznie tą sprawą. Oczywiście podmiotem (projektem) tym nie może zarządzać urzędnik. Do jego zadań należałoby m.in. skoordynowanie działań marketingowych, gospodarczych, artystycznych, turystycznych i innych na terenie starówki w taki sposób, by chciało się na niej bywać, bawić się i robić zakupy. O szczegółach możemy porozmawiać.
Pomysł szósty:
należy stworzyć program zarabiania na tranzytowej lokalizacji Kłodzka. Przez nasze miasto w ciągu roku przejeżdża ponad 6 mln samochodów w kierunkach na Kudowę Zdrój, na Wałbrzych, na Wrocław, na Nysę i na Międzylesie. Większość z nich mija nas nie zatrzymując się ani na chwilę. Takie miejsca jak Galeria Twierdza Kłodzka oraz hotel, restauracje i stacja benzynowa na Boguszynie odwiedza minimalna ilość tranzytowców. Warto to zmienić tworząc w pasach wzdłuż dróg różnego typu udogodnienia i pokusy. Kierowcy TIR-ów to wierni klienci, ale wymagają nie tylko porządnego parkingu, dobrego jadła i napojów, tanich noclegów i rozrywki, ale przede wszystkim obsługi sanitarnej (łazienki, fryzjer) i technicznej (myjnie, warsztaty naprawcze). Terminal dla TIR-ów to dobry sposób, aby kierowców zatrzymać na dłużej. Inną ofertę trzeba skierować do osób w delegacji, inną do rodzin, inną do autokarowych grup wycieczkowych i pielgrzymkowych.
Pomysł siódmy:
należy poważnie rozważyć możliwość poszerzenia usług prowadzonych przez Wodociągi Kłodzkie o sprzedaż wody butelkowanej. Woda w naszym mieście jest nie tylko czysta i smaczna, ale wydajność eksploatowanych studni jest trzykrotnie większa, niż potrzeby miasta. Nadmiar wody to około 2 mln litrów płynu dziennie! Cena kłodzkiej wody to 1 grosz za litr, po zabutelkowaniu i nagazowaniu dwutlenkiem węgla około 18 groszy za 1,5 litra. Jesteśmy więc bardzo, ale to bardzo konkurencyjni cenowo, co warto wykorzystać i na tym zarobić. Przy okazji powstanie kilkadziesiąt nowych miejsc pracy dla mieszkańców miasta.
Pomysł ósmy:
należy poważnie zająć się turystami przyjeżdżającymi do naszego miasta. Mamy co pokazywać w Kłodzku, ale nie bardzo potrafimy to robić ciekawie i jeszcze na tym zarabiać. Wambierzyce czy Złoty Stok odwiedza rocznie dwukrotnie więcej turystów niż Kłodzko i wszyscy zostawiają w tych miejscowościach więcej pieniędzy, niż u nas. W 1990 roku odwiedzało kłodzką twierdzę ponad pół miliona ludzi, dzisiaj z bidą uzbiera się sto tysięcy. Moim zdaniem aktywnością turystyczną na kłodzkiej starówce także powinien się zająć jeden podmiot (projekt), który nie wchodząc w kompetencje innych podmiotów, potrafiłby koordynować działania turystyczne na terenie miasta i wspierać rozwój nowych atrakcji. Aktualnie turyści przyjeżdżają do nas na kilka godzin, można stworzyć tak szeroką gamę atrakcji, że będą zwiedzać Kłodzko przez kilka dni! Nie zapomnijmy też o specyficznych dla regionu pamiątkach (przedmiotach), które należy zaoferować turystom. Aktualna oferta to po prostu skandal! A na pamiątkach też się dobrze zarabia, o czym wiedzą górale, sprzedający swoje ciupagi, kapelusze, wełniane swetry i skarpety, oscypki, kapcie i inne regionalne produkty w dużej ilości. Dobrze działający kłodzki podmiot turystyczny spowoduje, że więcej niż dotychczas ludzi będzie chciało w naszym mieście przenocować, zjeść, zrobić zakupy etc., co zachęci prywatnych inwestorów do zakładania pensjonatów, hoteli, restauracji i barów etc. A to przecież kolejne miejsca pracy.
W Zakopanem nocuje ponad milion turystów rocznie – w Kłodzku też może, tylko trzeba stworzyć powód, by turyści do nas przyjeżdżali.
Pomysł dziewiąty:
dotyczy kłodzkiej twierdzy. Od wielu lat wszyscy wiedzą, że taki obiekt jak twierdza pruska to „turystyczna kura znosząca złote jaja”. I co z tego, skoro tych jaj nie znosi. W 1998 roku grupa samorządowców, biznesmenów i miłośników tego obiektu opisała warunki konieczne do tego, by stał się on prawdziwą perłą europejskiej turystyki i w końcu zaczął przynosić porządne dochody. Niektóre z tych warunków udało się spełnić (wycinka drzew na niektórych bastionach, odgruzowanie niektórych fos i kazamatów, regiment kłodzki na twierdzy, forteczny park kulturowy), ale większość organizacyjno-koncepcyjnych warunków nawet nie została rozważona.
Aby tak wielki obiekt w takim mieście jak Kłodzko dobrze rozwinął swoją turystyczną działalność, powinien być spółką, w skład której po 1/3 udziałów mieliby: samorząd miasta Kłodzka, prywatny biznes oraz lokalne stowarzyszenia. Najważniejszym wkładem miasta byłby teren twierdzy oraz ułatwienia formalno-prawne, leżące w kompetencjach gminy. Biznes to główny dostarczyciel kapitału (gotówki), gwarant gospodarczej opłacalności całego przedsięwzięcia, strażnik racjonalności gospodarczej oraz podmiot dbający o komercyjny wymiar spółki. Lokalne stowarzyszenia to pasjonaci, których największym kapitałem są dobre pomysły, wiedza, zapał oraz potrzebne kontakty. Zwiększenie atrakcyjności twierdzy, a tym samym liczby turystów do 300 tys. rocznie, może przynieść zyski spółki na poziomie 3 mln zł rocznie, czyli po okrągłym milionie na każdego z trzech udziałowców. Wydaje się, że tego typu obliczenia są głównym powodem niezrealizowania tej koncepcji. Po prostu nikt nie chciał się dzielić hipotetycznymi zyskami z udziałowcami. Każdy chciał zatrzymać całą hipotetyczną „kasę” dla siebie. Problem polega na tym, że żaden z udziałowców nie jest w stanie rozkręcić tego interesu oddzielnie. Samorząd lokalny (czyli urzędnicy) po prostu na tym się nie znają, biznesmeni pójdą w tanią komercję, czyli kiczowaty lunapark, a stowarzyszenia po prostu nie mają pieniędzy. Tylko połączenie sił i środków daje szansę na to, by kłodzka twierdza wreszcie „zaczęła znosić złote jaja”. Dobrze działająca spółka to także setki nowych miejsc pracy na twierdzy oraz w firmach ją obsługujących.
Warto zauważyć, że zaprezentowane powyżej pomysły dają szansę na zatrudnianie bardzo różnych grup zawodowych oraz wiekowych. Taka „mieszanka” daje nadzieję na to, że lokalny rynek będzie atrakcyjny dla młodych ludzi, którzy – jest na to szansa – zaczną z Kłodzkiem wiązać swoją przyszłość, zmniejszy się więc emigracja młodych. Ponadto gospodarcze systemy mieszane są bardziej stabilne w okresach kryzysowych i bardziej odporne na kaprysy europejskiej gospodarki. Warto więc postawić na wielostronność.