Zapach. Higiena

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Jakiś czas temu wpadła mi w ręce książka autorstwa profesora Janusza Kubickiego pt.: „Żony królów i władców Polski. Historia i medycyna”.
W książce tej autor (z zawodu lekarz ginekolog), opisuje stan zdrowia 56 żon polskich władców. Okazuje się, że polskie królowe podobnie jak ich poddane, chorowały i umierały głównie z powodu powikłań związanych z ciążą oraz porodem. Poziom higieny na dworach królewskich był opłakany. Mówiąc wprost: nie wierzono w dobroczynne działanie wody.
Z kart tej jakże ciekawej lektury dowiadujemy się między innymi tego, że powodem chorób niewiast na dworach, był rozwiązły tryb życia. Stąd choroby weneryczne, głównie kiła. Chora wenerycznie była słynna Marysieńka, żona Jana III Sobieskiego. Zaraził ją pierwszy małżonek - Jan „Sobiepan” Zamojski. Marysieńka, gdy przybyła do Polski
w orszaku Ludwiki Marii Gonzagi (królowa Polski. Żona dwóch królów: Władysława IV i Jana II Kazimierza), była śliczną czarnowłosą kobietą, o olśniewającej karnacji i dużych czarnych oczach. U schyłku życia przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy - łysa i bez zębów. Były to skutki uboczne leczenia rtęcią, tego specyfiku używano do walki z chorobą weneryczną. Leczenie skuteczne, ale niszczące bardzo organizm. Marysieńka jednak w przeciwieństwie do innych białogłowych żyjących w jej epoce - bardzo dbała o higienę osobistą. Zażywała kąpieli kilka razy w miesiącu. To już wiem z innego źródła. Rozochocona bowiem książką profesora, zaczęłam szperać w literaturze opisującej uroczy temat higieny naszych przodków.
Poranna toaleta króla Słońce - Ludwika XIV ograniczała się do przywdziania świeżej koszuli, przepłukania ust winem oraz przemycia nim dłoni.
W ogóle XVI w. był wyjątkowo smrodliwy. Odór niemytych ciał „zabijano” używaniem ogromnych ilości perfum. Co ciekawe dbano w tym okresie o szaty. Noszono jedwabie i aksamity. Ówcześni medycy uważali (teoria zrodzona pod koniec średniowiecza), że woda szkodzi zdrowiu. Kąpiele są niewskazane. Pory w ciele powinny być zamknięte (najlepiej brudem), nie będą wtedy dopuszczać do organizmu morowego powietrza.
W XVII w. zaś uważano, że koszule pochłaniają pot i płótno lepiej oczyszcza skórę. Podstawą garderoby stały się więc długie do kolan koszule. Ciekawostką jest, że Angielki nie nosiły pod owymi koszulami majtek aż do XVIII w. Panie na kontynencie były w tej materii „elegantsze” i płócienne barchany przywdziewały już w XVI w.
Szanowni Czytelnicy pewnie zachodzą w głowę, po jakiego czorta opisuję te wszystkie zapachowo - higieniczne historyczne rewelacje. Proszę mi wierzyć, wiem co robię.
Jak to w życiu bywa, nic nie dzieje się bez przyczyny. Przeczytanie książki profesora miało swój ciąg dalszy, a było nim…spotkanie pana Mariana. Pan Marian, to używając określeń najdosadniejszych - menel. Znamy się szmat czasu. Jak przychodzi wiosna, pan Marian lubi przesiadywać z puszką piwa na murku nieopodal miejsca, w którym wieczorami biegam. Od czasu do czasu zaprasza mnie bym przysiadła obok niego i trochę pogawędziła. Uważa się za mojego kolegę po fachu, po tym jak umieścił w lokalnej gazecie dwa anonse. Swojego czasu szukał bowiem towarzyszki życia. Niestety, żadna niewiasta nie była zainteresowana, więc poniechał dalszych poszukiwań stwierdzając, że nie będzie tracił czasu. Ostatnio miałam przyjemność ponownie pogawędzić sobie z tą jakże barwną postacią. Siedzieliśmy sobie na murku i obserwowaliśmy przechodniów. Kilku z nich minąwszy nas, pozostawiło za sobą wyjątkowo mocny zapach perfum.
- Czuje pani? Nawet ci ogoleni na zapałkę i zakapturzeni wylewają na siebie hektolitry tych pachnideł.
- To chyba dobrze. Lepiej, że pachną, niżby mieli śmierdzieć - zauważyłam.
- Ja tam też nie stronię od wody, ale bez przesady. Takie spryskiwanie niczemu dobremu nie służy - stwierdził tajemniczo. Rozmowa zaczęła mnie ciekawić.
- Co pan ma na myśli? - utkwiłam w nim pytające spojrzenie.
- Otumania zmysły. A z tego nigdy nic dobrego nie ma. Dobrze, że politycy jeszcze nie wpadli na pomysł zwabiania wyborców zapachem.
- Byłoby trudno. Przez środki przekazu zapach jeszcze nie umie przechodzić - roześmiałam się.
- I całe szczęście.

Wydania: