Zagrożenie globalne
Już sama chęć odżywiania się zdrową żywnością jest chorobą umysłową
- twierdzą psychiatrzy. Nowa choroba - orthorexia (z gr. ortho - słuszny, poprawny, prawidłowy oraz orexis - apetyt, pragnienie) nervosa, to „patologiczna obsesja na punkcie biologicznie czystej i zdrowej żywności”.
Krótko mówiąc: zapotrzebowanie na pożywne i zdrowe jedzenie jest chorobą psychiczną, która musi być leczona, a symptomy choroby wykazują nawet ci, którzy przesadnie interesują się składem tego, co jedzą – podały CNN, Fast Company, Popular Science i inne czołowe publikatory.
Za kampanią stoją interesy lobby farmaceutycznego, spożywczego, producentów GMO itp. Liczy się sprzedaż, czyli przejęcie rynku.
Nie jest to pierwsze działanie anty-zdrowotne. Przypomnę słynną już unijną dyrektywę THMPD, mającą „uregulować” sprawę leków ziołowych. Na wszystkie kraje członkowskie nałożono procedurę wydawania zezwoleń na rynek dla leków ziołowych, a także obowiązek przeprowadzenia procedury dopuszczającej dany produkt ziołowy do obrotu. Rzecz w tym, że to kosztuje, co przekracza możliwości mniejszych producentów, a co za tym idzie - wyginięcie plantacji roślin leczniczych. Dodatkowym problemem jest brak jednoznacznej definicji, co to są podstawowe leki roślinne; jest ona zbyt szeroka i niejasna, obejmując prócz roślin także preparaty ziołowe. O dopuszczeniu do obrotu ma decydować opinia „specjalistów” .
Obydwa przypadki ukazują zmianę paradygmatu. O ile w przypadku zdrowego stylu odżywiania się i zdrowego trybu życia, a także w codziennym używaniu ziół, chodzi o utrzymanie zdrowia, to teraz zmienia się to na permanentne, nigdy niekończące się leczenie. Tym samym cel podstawowy: bycie zdrowym, przestaje się liczyć, a celem staje się środek doń prowadzący. W czyim interesie? Podobne pytanie rodzi się w związku z rozpętaną ostatnio histerią szczepień przeciwko odrze. Rzecz jest grubymi nićmi szyta, bo raz, że kampania rozpoczęła się Ameryce po czym, jak po sznurku dotarła do Europy i do naszego kraju, a dwa, że ilość zachorować na tę chorobę jest mniejsza niż ilość ofiar w wypadkach drogowych, w tym ofiar śmiertelnych. Za to duża jest liczba potencjalnych klientów, a więc i kwota zysku dla producentów. Czy zatem szczepić czy nie szczepić? Tę decyzję powinni podjąć sami zainteresowani, bo prawda jest taka, że idealnego wyboru nie ma. Organizm odporny nie zachoruje na odrę, jak i na wiele innych chorób. Organizm słaby - zachoruje, ale także mogą go dotknąć komplikacje związane ze szczepionką. Podejmując jakąkolwiek decyzję podejmuje się też ryzyko i odpowiedzialność za nie. Ale taka jest cena wolności.
Globalizm - lokalizm:
nowe szaty starych podziałów
Michał Kuź na łamach Nowej Konfederacji opublikował tekst „Globaliści vs. Lokaliści”, w którym uznaje tradycyjnie obowiązujący w polityce podział: lewica-prawica, socjalizm -kapitalizm za anachroniczny. Nowe podziały polityczne przebiegać teraz będą na linii państwowa lokalność (kulturowe zakorzenienie) - globalizm (kosmopolityzm). A zatem mamy z jednej strony suwerenność „w ramach tradycyjnych podmiotów politycznych” i zwolenników „zahamowania gospodarczej globalizacji”, a z drugiej globalistów opowiadających się „za niczym nieskrępowanymi rynkami i rytualną już w dużym stopniu demokracją, a przeciw suwerenności politycznej. Przyznam, że nie rozumiem sprzeczności pomiędzy suwerennością a otwartymi rynkami, tu chyba autor przeszarżował. Handel, a więc istotna część gospodarki służący do wymiany dóbr i usług na jak największą skalę, zwłaszcza po okresie wielkich odkryć geograficznych w XVI wieku, ale i wcześniej, kiedy to po jedwabnym szlaku hulały karawanu do Chin i z powrotem, a żadne z państw docelowych i tranzytowych nie straciło swojej suwerenności. Jak wtedy, gdy szlaki handlowe zaczęły być wykorzystywane do ekspansji politycznej i w tym znaczeniu globalizm stał się niebezpieczny. To ważne zastrzeżenie: niebezpieczny staje się globalizm dopiero wtedy, gdy niesie za sobą ekspansję idei jako narzędzia dominacji.
Rzecz w tym, że pomimo zmiany nazewnictwa, nadal mamy ten sam podział, choć z nowymi elementami propagandowymi. Lokalny konserwatyzm wcale nie jest lokalny, bo wyznawane wartości mają charakter uniwersalny, a w programach partii politycznych o tym profilu stanowiły podstawę programową. To właśnie owa „konserwatywność” zakładała równość i wolność wszystkich ludzi. Z kolei globalizacja ma charakter lewicowy, bo to tylko takie przepoczwarzenie się intencjonalizmu socjalistycznego, co przygotowuje „grunt pod niespotykane od ponad stu lat nierówności gospodarcze i tworzy tematy zastępcze pozwalające związane z tym problemy zakryć/.../ ”
Człowiek w tym ujęciu, traci swoje ludzkie cechy, traci własność, a nie mając środków do życia, staje się „tylko robotnym, globalnym chłopem pańszczyźnianym. Ludzką maszyną, którą globalni feudałowie mogą zagonić do dowolnych zadań w niemal dowolnym miejscu.”
A zatem, aby człowiek był prawdziwie wolny musi mieć jakąś własność. Moim zdaniem to ten właśnie punkt dzieli lewicowców i prawicowców, socjalistów i konserwatystów, czy globalistów i lokalistów. Człowiek bez własności, dającej podstawy bytu materialnego, nie ma wolności i jest nie tyle feudalnym poddanym, ale wprost niewolnikiem.
I to jest sedno sprawy! Niezależnie od tego jak się nazywa, Lewiatan ciągle żyje. Żyją elity, które go tworzą, posługując się państwem jako narzędziem. Demokracja jest bowiem fikcją, za którą rządzą inni, a tzw. władza jest im podporządkowana. Im więcej państwa, to więcej ustaw i więcej ograniczeń dla ludzi.
Uzależnienie wolnorynkowe
Bruce’a K. Alexander, profesor emeritus Wydziału Psychologii Uniwersytetu Simona Frasera, w publikacji zatytułowanej: „Korzenie uzależnień w społeczeństwie wolnorynkowym” stawie tezę, że obecne formy nałogów są czymś zupełnie innym niż to było w przeszłości. Jednak, jak to było w przypadku omawianego wyżej tekstu Michała Kuzia, używa on sformułowania „wolny rynek” i „wolnorynkowy” niezasadnie. Coś takiego jak wolny rynek po prostu nie istnieje. Być może, na niższych poziomach i w szczątkowej formie, coś takiego jeszcze się kołacze, ale w miarę upływu czasu jest go coraz mniej. W rzeczywistości mamy rynki regulowane ustawodawstwem państwowym i międzynarodowym, a to co nazywane jest rynkiem globalnym to nic innego jak sfera dyktatury ponadnarodowych korporacji.
I to jest przyczyną – według profesora – dzisiejszych uzależnień.
Dzisiejsze czasy cechuje zanik integracji psychospołecznej, wartości jak „lojalność wobec klanu, powinności wiejskiej wspólnoty, prawa gildii lub związków, dobroczynność, zobowiązania rodzinne, role społeczne lub wartości religijne” i to jest prawda. Tak samo jak to, że ludzie nie mogąc osiągnąć integracji psychospołecznej rozwijają „zastępcze” style życia, co z kolei wiąże się np. z narkomanią i alkoholizmem, gdyż nie będąc „w stanie znaleźć lepszego sposobu na osiągnięcie integracji psychospołecznej lgną do swojego zastępczego stylu życia z uporem, który prawidłowo nazwa się uzależnieniem.”
To oczywiście prawda, ale banalna.
W oderwaniu od rzeczywistości, ludzie tworzą rzeczywistość wirtualną, np. więźniowie tworzący swoją subkulturę, czy różne grupy nie mogące funkcjonować - nazwijmy to tak - w sferze otwartej. Alkohol i narkotyki to wspomagacze; dają one wizje innej rzeczywistości, fałszywej co prawda, ale dającej odskocznię od codzienności.
Alekxander winą obarcza wolny rynek nie widząc prawdziwych przyczyn a ma je przed nosem.
Kiedy to się zaczęło, to zrywanie więzów? W XIX w.? Skądże, dużo wcześniej, przy okazji każdej rewolucji. Bo rewolucje z istoty i zamierzające do zmiany stosunków własnościowych, mają cel drugi, może nawet ważniejszy: pozyskanie półdarmowej siły roboczej do miast. Bo po zniszczeniu folwarków, tej podstawy życia ludności, przychodzi nędza i głód. Gdy rewolucja (a każda była inspirowana i sterowana z zewnątrz) osiągnęła swój cel, była od razu duszona; przywódców likwidowano, a masy siły roboczej przerzucano do fabryk.
W miarę postępu następowały kolejne etapy zrywania więzów rodzinnych: wprowadzenie emerytur, obowiązku szkolnego, wysokiego opodatkowania, osłabienie i stopniowa, aby nie spłoszyć ptaszka, likwidacja władzy rodzicielskiej aż do tego co mamy dziś: dziecko stało się towarem, takim samym jak traktor, który urzędnik państwowy może sobie zabrać ot tak, kiedy mu przyjdzie na to ochota. Nie ma to jednak nic wspólnego z wolnym rynkiem, tym prawdziwym oczywiście, a jedynie służy do mistyfikacji, zamiany znaczenia pojęć, czyli do oszustwa poznawczego po prostu.
Węgry naprawdę
Kiedy w 1941 r. Węgry wypowiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym Ameryki, w ministerstwie spraw zagranicznych w Waszyngtonie doszło do następującej rozmowy. Minister spraw zagranicznych USA zapytał: „Jaki jest ustrój Węgier?”. Węgrzy odpowiedzieli: „Królestwo”.
„A kto jest królem” - „Nie mamy króla, mamy regenta.”. „Kto jest więc regentem?” - „Admirał Miklós Horthy” „A więc macie Państwo morze?” - „Nie mamy.” „Rozumiem, a czy wysuwacie wobec USA roszczenia terytorialne?” - „Nie.”
„A czy wobec innego państwa macie żądania terytorialne?” - „Tak, mamy, wobec Czechosłowacji i Rumunii”. „Rozumiem, czyli z nimi też prowadzicie wojnę?”. „Nie, panie ministrze, oni są naszymi sojusznikami”. Anegdotą tą rozpoczął swoje przemówienie Viktor Orbán podczas wręczania nagrody „Złoty Parasol” przyznanej przez Krajową Izbę Gospodarczą.
Węgry to dziwny kraj. Dlatego, że jego przywódcy mają odwagę mówić prawdę, i dlatego „Węgry są polityczną czarną owcą, ale jednocześnie przykładem sukcesu gospodarczego” - powiedział Orban. „Wolałbym nie mówić o tym, jak można stać się czarną owcą, z pewnością kiedyś Państwo sami się dowiecie. Jeżeli ktoś jest przywódcą w Europie Środkowej, patriotą, który reprezentuje wartości narodowe, dla którego kultura europejska oznacza też chrześcijańskie wartości, i przy tym otwarcie mówi to, co myśli, to tylko kwestia czasu, kiedy stanie się czarną owcą/.../”
Węgry wprowadziły podatek liniowy PIT 16%. i planuje się jeszcze jego obniżenie poniżej 10%. Nie ma podatku od spadków, nie płaci się zasiłku osobom zdolnym do pracy; oferuje się im prace publiczne za wynagrodzenie dwa razy wyższe od zasiłku, jeżeli jednak ktoś odmówi przyjęcia zaoferowanej pracy publicznej - nie ma prawa do zasiłku. „Jeżeli będziemy mogli zrealizować nasze plany, to w 2018 roku nie będzie na Węgrzech ani jednej osoby bezrobotnej. Dodam, że przygotowujemy radykalne zmniejszenie biurokracji... Droga jest ciężka, polityka kontrowersyjna, ale jestem przekonany, że tylko taka może doprowadzić do sukcesu. Dokładniej: może i istnieje inna droga, ale nikt jeszcze nam jej nie pokazał” - zakończył swoje wystąpienie Viktor Orban.
Ile z tego przedostało się u nas do publicznej informacji?