Edukacja. Problem

Autor: 
Katarzyna Redmerska

„Szkolne lektury są nudne i nie piętnują przemocy wobec kobiet. Ministerstwo Edukacji Narodowej zamierza zmienić ich listę” - czytamy na łamach „Gazety Wyborczej”. Boże, widzisz i nie grzmisz! Doprawdy, Szanowni Państwo, czasem zastanawiam się na jakim ja świecie żyję - czy to świat stanął na głowie? A może mnie odbiło?
Rozumiem, są lektury, których tematyka, jest delikatnie mówiąc: dyskusyjna. Nie przeczę, znajdą się pozycje „nudnawe”, chociaż nie jest to najlepsze określenie - nazwałabym je raczej „mało na czasie”. Ale to już jest przecież klasyka! Nie wspominając o tym, że przedstawiają one pozbawiony kokieterii obraz dawnych dziejów, o których młody człowiek wkraczający w dorosłe życie, powinien mieć chociaż jako takie pojęcie.
Lektury, które do tej pory czytali uczniowie (i włos im z głowy nie spadł), może i nie porywają jak: „Harry Potter”, czy też „Igrzyska śmierci” - nie są tak kolorowe, pełne magicznej akcji. Ale te lektury, pomimo swojej „szarości” i „zwyczajności” uczą ważnych rzeczy: pokazują co to empatia, zło, nierówność klasowa, tęsknota, wyższe idee - opisują to, co tak naprawdę jest w życiu ważne, od czego się nie ucieknie, czego każdy z nas w mniejszym, bądź większym stopniu doświadczy, pomimo że żyje w innym czasach. Bo problemy poruszane w owych lekturach są ponadczasowe.
Osobiście nie wyobrażam sobie, aby moje dziecko nie miało przeczytać takich pozycji jak: „Janko Muzykant”, „Nasza szkapa”, „Latarnik”. Okazuje się, że zdaniem naszych domorosłych „specjalistów” w lekturach nie ma demokracji. Według raportu wrocławskiej fundacji „Punkt widzenia” w szkolnych książkach występuje bardzo duża - nierówność płciowa! Bohaterek pierwszoplanowych jest niewiele. Na dodatek przedstawiane są one przedmiotowo, czasem padają ofiarą przemocy. Halo! A czy w świecie realnym nie padamy ofiarami przemocy, nierówności płciowej? Daleko szukać, że przytoczę temat obecnej afery z molestowaniem w tle, w jednej ze stacji TV.
Argumenty, które przedstawia MEN w kwestii zmian lektur, są mówiąc wprost: bezsensowne!
Jak tak dalej pójdzie, to być może ze szkół zniknie np.: teoria względności, twierdzenie Pitagorasa, prawo grawitacji Newtona, prawa Mendla. Są to tematy mało interesujące, tylko cyfry, definicje. Do tego, wgłębiając się w życie prywatne autorów owych naukowych odkryć, da się znaleźć całkiem sporo „pikantnych” kąsków, które po „obróbce” mogą poddawać w wątpliwość szlachetność naukowych zapędów tychże odkrywców. Weźmy takiego Izaaca Newtona. Ojciec zmarł kilka miesięcy przed jego narodzinami. Matka wyszła ponownie za mąż, zostawiając małego Izaaca pod opieką babki. No właśnie - skąd pewność, że trauma jaką niewątpliwie było porzucenie przez matkę, nie wpłynęła na późniejsze relacje Newtona z płcią piękną? Może stal się seksistą? Wgłębiając się w prawo grawitacji jakie odkrył, doszukać się można nierówności płciowej - czyż to właśnie grawitacja nie jest odpowiedzialna za to, że z wiekiem opada kobietom to i tamto?! Z Newtonem sprawa naprawdę nie wygląda dobrze - zakochał się i zaręczył z przybraną córką aptekarza, u którego mieszkał podczas pobierania nauk w wiejskiej szkole. Gdy wyjechał na studia, uczucie ukochanej osłabło na tyle, że pocieszyła się w ramionach innego delikwenta, za którego ostatecznie wyszła za mąż. Co zrobił Newton? Otóż tu historia zatacza koło - Newton nie miał już innych ukochanych i nie ożenił się. Ja tam będąc na miejscu ministerstwa edukacji, wzięłabym pod lupę szanownego pana Newtona, tak na wszelki wypadek.
W myśl powiedzenia: ” że lepiej dmuchać na zimne”.
Kończąc jakże ciekawy temat perypetii sercowych Newtona, wracam do edukacji i problemu, który systematycznie narasta na tym polu. Wmawianie rzekomej nierówności płciowej, jaka zawarta jest w szkolnych lekturach, to tylko wierzchołek góry lodowej. Pseudo obrońcy moralności rozbudzają w młodych ludziach „kudłate myśli”. Przykład Kubusia Puchatka i jego gołej klaty - nigdy bym nie wpadła na szalony pomysł, że coś z tą bajkową postacią jest nie tak. A teraz dzięki „obrońcom moralności” wszystkie bajkowe postaci wydają mi się podejrzane. Nawet tak ulubiony Miś Uszatek i sprawa jego oklapniętego ucha.
Obawiam się, że jeszcze trochę, a wszystkie produkty spożywcze o fallicznym kształcie jak: kiełbasa, ogórek, czy banan będą sprzedawane jak alkohol, po ukończeniu 18-tego roku życia i uprzednim okazaniu dowodu osobistego, jak i wypełnieniu odpowiedniej deklaracji co z ową rzeczą zamierzamy zrobić, czy aby na pewno zaopatrujemy się w nią w celach…spożywczych.

Wydania: