Czy będzie dobrze?
Kiedy świat cały a przynajmniej nasz nieszczęśliwy kraj pogrążył się w radości z wyboru Ewy Kopacz i jej expose, w którym powiedziała, że jest dobrze a będzie jeszcze lepiej, a nawet złowrogi Jarosław na wezwanie tejże podał rękę królowi/prezydentowi* (niewłaściwe skreślić) Europy w myśl zasady, że zgoda buduje, to mimo tych wielkich a nawet wiekopomnych oznak postępu, znaleźli się tacy, którzy naszą przyszłość malują w czarnych barwach. Niesłusznie. Premierzyca wszak nie powiedziała, że lepiej będzie wszystkim, co przecież jest faktem oczywistym jak ten, że nawet teraz nie wszystkim jest dobrze, choć są tacy, którym dobrze jest. Zwłaszcza jeżeli należą do właściwej grupy. Nie powiedziała także, że lepiej będzie jutro, co to, to nie. Lepiej będzie za jakieś 6 lat, ale co znaczy te głupie 6 lat w porównaniu z wiecznością. A jeżeli już nie z nią, to z długością życia np. żółwi, które osiąga kilkaset lat, a mimo to te gady są pod ochroną, pewnie dlatego, że nie trzeba wypłacać im emerytur. W każdym razie na razie dobrze tak całkiem nie jest.
Weźmy takie jabłka. Do Rosji eksportowaliśmy ok. 700 tys. ton rocznie, ale Komisja Europejska uznała, że to za dużo i przyznała nam limit rekompensaty odpowiadający ... 18,7 tys. ton! Jest to wyczyn nie lada, okazało się bowiem, że KE nie tylko panuje nad teraźniejszością i przyszłością, ale i przeszłością, a więc ma cechy boskie. Przy tym narzekania, że decyzja ta jest rażąco niesprawiedliwa, zwłaszcza, że wiele krajów Europy Zachodniej otrzymało decyzje o większych (np. Belgia 43 tys. t, Włochy 35,8 tys. ton, Francja 29 tys. ton, a Holandia 22 tys. ton) nie ma znaczenia z kilku powodów. Pierwszy, to nieprzejednana postawa tamtejszych rolników. Kilka tygodni temu farmerzy francuscy spalili kilka budynków administracji rolnej pokazując, że żarty się skończyły, przynajmniej z nimi. A przecież Strasburg i Bruksela leżą na terytorium Francji i Belgii, a i z Holandii i Włoch tam blisko, więc lepiej nie ryzykować. Z naszymi to co innego, są zbyt safandułowaci, by wykazać się aż taką determinacją i pojechać do stolic UE, a protesty w Polsce, gdyby do nich dochodziło, nikogo nie obejdą, wszak najważniejsze decyzje dot. naszego kraju zapadają poza nim. Drugi powód: mamy króla/prezydenta Europy i to nam powinno wystarczyć. A że ten facet nie potrafi załatwić niczego, przynajmniej dla nas, to bez znaczenia. Właśnie KE obwieściła, że Polska zakończyła ubiegły rok rozliczeniowy przekraczając kwotę mleczną o 1,7% ponad przyznany limit, za co musi zapłacić karę w wysokości 46 mln euro kary. Co prawda kwoty mleczne przekroczyły też Niemcy, Holandia, Dania, Austria, Irlandia, Cypr i Luksemburg, ale to mała pociecha, bo kraje te są od naszego bogatsze, a poza tym pewnie jakoś sobie to załatwią.
(Zadanie dla dociekliwych: ile kosztuje litr mleka ponadnormatywnego na podstawie nałożonej kary?)
Bezrobocie oznacza, że brakuje wolnego rynku. Oczywiście, bezrobocie w jakimś wymiarze będzie zawsze i wszędzie, ale jako margines, koszty wolności. Taki Diogenes, co mieszkał w beczce (nie takiej w jakiej kisi się ogórki, lecz w takiej ogromnej, od wina) niewiele potrzebował, z wyjątkiem słońca. Tak w każdym razie głosi legenda, wg której, gdy filozofa odwiedził Aleksander Macedoński i zapytał, co by chciał, bo akurat ma kaprys spełnić jego życzenie, ten odpowiedział aby nie zasłaniał mu słońca. Legenda legendą, ale według dzisiejszych kryteriów można by Diogenesa zaliczyć do bezrobotnych, bo nigdzie nie pracował, podatków i składek na ZUS nie odprowadzał i tylko myślał, a myślenie nie jest pracą, przynajmniej wg kryteriów dziś obowiązujących. Dziś, w naszym (i nie tylko naszym) zsocjalizowanym kraju nie mógłby tak sobie leżeć i to nie tylko ze względów klimatycznych, ale nadzór budowlany na beczkę by nie pozwolił. Bezrobotnych też by nie był, bo by go w PUP-ie nie zarejestrowano, a bez tego nawet na zasiłek z opieki społecznej by mu się nie należał.
Ale wróćmy do początku. W państwie wolnorynkowym, takim naprawdę, a nie z nazwy, bezrobocie nie istnieje! Ono się równoważy z wolnymi miejscami pracy. Jeżeli jednak stopa bezrobocia jest stała i przekracza 3%, to można być pewnym, że wolnego rynku nie ma. A w Polsce stopa bezrobocia w lipcu, a więc w miesiącu statystycznie korzystnym, stopa bezrobocia wyniosła 11,9% (niecałe 2 miliony osób), nie licząc tych 2-3 milionów na emigracji.
Za to nie można wywodzić wniosku odwrotnego: brak bezrobocia oznacza wolny rynek. Tak być nie musi. Za komuny bezrobocia nie było, bo nie wolno było być bezrobotnym, ale wolnego rynku też nie było, i - nie licząc krótkiego okresu za Rakowskiego-Wilczka – nie ma go do teraz.
Komunizm wraca
Związek Banków Polskich wraz z Bankiem Gospodarstwa Krajowego będącym narzędziem finansowym ministra finansów kombinują, jak przerzucić straty banków na podatnika – przestrzega prof. K. Rybiński dodając, że oto komuna wraca w czystej postaci.
I wymyślono tak: jeżeli ktoś zadłużył się wziąwszy kredyt na mieszkanie i popadł w tarapaty, czyli stał się niewypłacalnym, to BGK ma od niego wykupić mieszkanie z tym, że nieszczęśnik nadal będzie mógł w nim mieszkać ale już jako lokator. Państwo więc, poprzez BGK spłaci banki komercyjne z pieniędzy podatników, bo innych pieniędzy nie ma.
Ale jest i druga strona medalu. To jest ukryta forma nacjonalizacji, ukryta pod szczytnym hasłem pomocy zadłużonym, mimo że w wielu przypadkach to państwo właśnie do tej sytuacji doprowadza. Cały absurd widoczny jest w przypadku, gdy wartość mieszkania jest większa od kwoty wymagalnego kredytu. Dłużnik przecież mógłby sprzedać nieruchomość, spłacić dług i kupić coś mniejszego. Sporo by na tym stracił, ale to i tak lepiej, niż zostać lokatorem we własnych domu. Trudno, ale idealnych rozwiązań nie ma. Natomiast jeżeli wartość nieruchomości jest niższa od wartości kredytu, to BGK dostanie coś, co jest mniej warte niż kwota spłaconego zadłużenia, jest to więc strata podatników a zysk bankierów. I o to tu najpewniej chodzi, gdyż kredyty na zakup mieszkań przyznawano w czasach, gdy naiwnym wydawało się to dobrą lokatą kapitału, bo ceny nieruchomości szybowały w górę, ale gdy bańka spekulacyjna pękła, gwałtownie spadły w dół.
Propozycję lansuje Związek Banków Polskich, organizacja lobbingowa banków, a niestety nie ma Związku Podatników Polskich – pisze Rybiński. Nas jednak bardziej interesuje rola, jaką w tym odgrywa państwo, które z założenia powinno bronić interesów podatników, a którzy przecież je utrzymują. Po raz kolejny mamy dowód, że państwo, nie jest państwem, ale zorganizowaną grupą przestępczą działającą wspólnie i w porozumieniu z innymi, obcymi nam grupami o sprzecznych często interesach, w tym przypadku z banksterami.
Ale nie wszędzie tak jest. W przypadku kredytów zaciągniętych we frankach szwajcarskich, na Węgrzech już w 2011 r. rząd zamroził kurs franka i spłata wyniosła po kursie o 1/3 niższym od rynkowego, natomiast w Chorwacji, Bośni i Hiszpanii sądy orzekły na korzyść konsumentów nakazując przewalutowanie kredytów po kursie z dnia ich zaciągania. Czy u nas byłoby to możliwe?
W październiku, na Węgrzech odbyły się wybory samorządowe. Ich wynik dał odpowiedź, czy ten kurs rządu odpowiada wyborcom. U nas nastąpi to miesiąc później.
„Nowa Prawica – nowy samorząd”
Tak brzmi hasło na zbliżające się wybory samorządowe. Chcemy zmieniać kraj i zmiany zaczniemy od samorządu, od dołu do góry. Taki mamy kalendarz wyborczy ale i w tej sekwencji jest pewna logika. Nasze cele nie są nowe, konsekwentnie domagamy się:
- Likwidacji deficytów budżetowych w samorządach; to zadłużanie Polaków i ich potomków na długie lata, a wiadomo, że dłużnik to niewolnik na niewidzialnym łańcuchu; ludzie wolni mogą dokonywać wyborów, niewolnicy zrobią to, co się im każe.
- Przekazanie szkół stowarzyszeniom rodziców lub fundacjom. To pierwszy krok do przywrócenia władzy rodziców nad dziećmi. Obecnie sprawa wygląda tak, że oświata jest jednym z elementów polityki propagandowej ekipy rządzącej. Na to, aby zmienić programy nauczania potrzeba władzy w kraju, ale pierwsze kroki można postawić już tu, zwiększając władzę rodziców nad szkołami.
- Prywatyzacja mienia komunalnego, co ograniczy korupcję i spowoduje wzrost konkurencji na rynku usług komunalnych, a co najważniejsze – spółki gminne stracą rację bytu a tym samym etaty dla kolesi i ich rodzin.
Sprzedaż lokatorom mieszkań komunalnych, którzy lepiej o nie zadbają niż zarządy samorządowe.
Po co ja to piszę? Po to, co jest oczywiste, aby zachęcić do głosowania na Nową Prawicę, bo dla wyborców prawicowych, po prostu innej alternatywy nie ma. To co się dzieje na tzw. prawicowej scenie politycznej, to fałsz, groteska, dramat. Wszyscy ci politycy i wspierające ich media, czy tego chcą czy nie, czy robią to świadomie, czy nie, prowadzą do ugruntowania władzy PO na kolejne lata. Tak będzie jeżeli nie zrobimy czegoś, aby ten układ rozbić. Inaczej się nie da i nie można być kolejny raz naiwnym.