Mity i rzeczywistość

Autor: 
Jan Pokrywka

Na salach sądowych sypie się mit Owsiaka i nie byłoby o czym wspominać gdyby nie pewna telewizyjna reklama, której fragment brzmi: „czy Eskimos, który ma 4 psy jest bogaty, czy biedny? Nie wiadomo, bo nie ma do czego porównać.” I o porównanie właśnie chodzi.
Kalkuta – moloch biedy nawet jak na warunki indyjskie kilkadziesiąt lat temu. To ważna informacja, aby zrozumieć docelowy punkt życiowej misji Matki Teresy, czyli Agnes Gouxha Bajaxhin, Albanki z pochodzenia, która swoje przeznaczenie rozpoznała stosunkowo późno.
„Jezus jest w sercu każdego człowieka. Jak przed laty przychodzi do swoich, a swoi Go nie przyjmują.Przychodzi
w gnijących ciałach biedaków i bogatych /.../ Zaprasza ludzi by przyszli do naszego domu umierania.”
Jako zakonnica niezrzeszona Maria Teresa od Dzieciątka Jezus pierwsze pomieszczenie z przeznaczeniem na szkołę dostała od rodziny mieszkającej w slumsach. Jak to bywa w takich miejscach, wieści rozchodzą się pocztą pantoflową. Ludzie przynoszą jedzenie, pieniądze, dary w naturze. Przyłączają się inni: zakonnice, pielęgniarki, lekarze.
W 1952 r. już w innym miejscu powstał pierwszy „Dom dla umierających nędzarzy”. Nazwa wyjaśnia wszystko. Matka Teresa nie czyniła dobra w potocznym rozumieniu tego słowa. Nie przedłużała życia ponad naturalny jego bieg. Nie tylko z powodu braku odpowiedniego sprzętu. O to mogła się postarać. Dla niej życie nie było najważniejsze. Najważniejsze, to dać odczuć ubogim ciepło miłości, to, że są chciani, są blisko Boga.
„Gdyby praca Sióstr była tylko użyteczna, a nie dawałaby ludziom szczęścia, to nigdy nie wznieśliby się do poziomu, na którym można by zaakceptować Boga...Muszą widzieć zadowolenie i szczęście Sióstr, muszą czuć, że Siostry ich kochają dla nich samych i że ta miłość pochodzi od Boga. Wtedy mogą umrzeć pogodzeni i z godnością /.../”
Bo też „Najgorszy stan to być niechcianym. Dzisiaj większość chorób da się wyleczyć /.../ lecz tę okropną chorobę, to, że się jest niechcianym i opuszczonym, może wyleczyć tylko miłość”. Dlatego „Całą moją miłość i energię kieruję by podeprzeć te życie /.../ gdyż również i ten człowiek stworzony został na podobieństwo Boga”.
Drogą do odnalezienia celu w życiu prowadzi przez gotowość rezygnacji
z własnych ambicji i zysku. Trzeba umieć słuchać, aby usłyszeć wezwanie, zrozumieć je i zaakceptować, czyli poddać się woli Boga. Tego nie da porównać się do „misji” „Jurka” Owsiaka, tej namiastki życia duchowego w ramach „nowej świeckiej tradycji”. Byłoby to nie tylko niestosowne ale i niegodziwe, a nie tylko „kwestią smaku”.
(Cytaty za: A. Bancroft, Współcześni mistycy i mędrcy)

Koniec epoki rewolucji?
Otrzymałem takiego oto maila (Rewitalizacja): „Dzień z życia Polaka: Wstaje rano, włącza japońskie radyjko, zakłada amerykańskie spodnie, wietnamski podkoszulek i chińskie tenisówki /.../ Siada przed koreańskim komputerem i w amerykańskim banku zleca przelewy za internetowe zakupy w Anglii, po czym wsiada do czeskiego samochodu i jedzie do francuskiego hipermarketu na zakupy. Po uzupełnieniu żarcia w hiszpańskie owoce, belgijski ser i greckie wino wraca do domu. Gotuje obiad na rosyjskim gazie. Na koniec siada na włoskiej kanapie pijąc kolumbijską kawę słodzoną ukraińskim cukrem i... szuka pracy w niemieckiej gazecie - znowu nie ma! Zastanawia się, dlaczego w Polsce nie ma pracy i a jak jest to za 1200? Gdyby Irlandczyk, Grek czy Niemiec zarabiał 1500 Euro i 5.50 Euro wydawał na litr paliwa, 20 Euro na kino i 250 Euro na średniej klasy buty, 5 tys. Euro za metr kw. mieszkania i 60 tys. Euro za średniej klasy nowy samochód, to na ulicach panowałaby regularna, krwawa wojna! Polska płaca minimalna 334 Euro, minimalna płaca w Irlandii 1462 przy zbliżonych kosztach życia /.../ Polak jest tanim wyrobnikiem UE, a Polska rynkiem zbytu dla towarów drugiej i trzeciej kategorii po cenach wyższych niż w UE /.../”
Sporo w tym racji i sporo przesady. Zwłaszcza co do „krwawej wojny”. Sytuacja pogarsza się wszędzie, a wojen czy rewolucji nie widać, jeśli nie liczyć wybuchających co jakiś czas ulicznych zamieszek, pacyfikowanych, gdy nadejdzie po temu pora. Takich rewolucji jak w XIX czy XX wieku już raczej nie będzie. Rewolucje bowiem to domena ludzi młodych, zbuntowanych, chcących coś zmienić w otaczającej rzeczywistości. Tymczasem młodzi tracą kontrolę nad sobą i rzeczywistością – taką diagnozę postawił R. Sennett w książce „Korozja charakteru” oceniając sytuację w krajach zachodnich. U nas ten proces również następuje tyle, że kilkadziesiąt lat później.
Młodzi nie są w stanie zbuntować się mentalnie, organizacyjnie i kulturowo. Relacje rzeczywiste zastępują relacjami wirtualnymi, w których internet coraz częściej zamiast narzędziem, jest formą ucieczki od rzeczywistości.

Rewal
Poważne sprawy przykrywane są zwykle przez mniej poważne szumy medialne. Kiedy tak media epatowały lud „Matką Madzi”, euro-walką na Ukrainie oraz sprawami drobniejszego płazu, w grudniu ubiegłego roku przeprowadzono ważny eksperyment społeczny mający pokazać jak dalece w przyszłości władza może się posunąć w celu grabieży naszych portfeli.
Rzecz miała miejsce w gminie Rewal, która zadłużyła się 4 bankach na ok. 115 mln zł, co stanowiło ponad 80% rocznych dochodów, a więc o 1/4 więcej niż dopuszczają przepisy. Powstał tzw. zator płatniczy. Z trzema bankami gmina dogadała się co do prolongaty spłaty kredytu, ale czwarty nie chciał czekać, oddał sprawę do sądu uzyskując nakaz zapłaty 2-milionowej transzy z 30-milionowego długu.
Sprawą zajął się komornik, który zajął gminne konto a ponadto wysłał do mieszkańców pisma-wezwania do spłaty długu, a konkretnie o przekazywanie mu wszystkich zobowiązań wobec gminy. Gdy sprawa stała się głośna zaczęto lud uspokajać, że nie chodzi o wszystkich mieszkańców, a jedynie o dłużników wobec gminy, a listę wszystkich mieszkańców przekazano przez pomyłkę.
Wszystko to być może jest prawdą, ale niekoniecznie. Raczej wygląda to na test co do działań w przyszłości. Ot, taki balon próbny. Bo też:
1. Nawet jeżeli nie ma jeszcze stosownych przepisów, aby długi gmin ściągać w ten sposób, to nic przecież nie stoi na przeszkodzie, aby parlament je uchwalił w każdej chwili.
2. W monarchii absolutnej za długi państwa odpowiada monarcha jako suweren. W demokracji suwerenem jest lud, więc też lud winien jest długom swoich wybrańców.
3. Większość kredytów zaciąganych przez wszystkie gminy, w tym także Rewala poszło na różne fantasmagorie inwestycyjne, często programy unijne, na które potrzebny był wkład własny, a ponieważ gminy luźnymi środkami nie dysponują, musiały zaciągać kredyty.
4. Rewal miał to nieszczęście, że nie miał kogoś, kto niczym Sztukmistrz z Londynu potrafił odpowiednio poprowadzić kreatywną księgowość wykazując, że jest dobrze a będzie jeszcze dobrzej. Podobne problemy, choć jeszcze nie w takim stopniu, ma nieodległy Kamień Pomorski. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w l. 90., w mieście tym burmistrzował Stefan Oleszczuk, realizujący program Unii Polityki Realnej. Była to „gmina jak z Korwina”, bez długów, a wręcz z nadwyżką budżetową. Mieszkańcom jednak to się znudziło i zgodnie z mechanizmami ukazanymi w bajce „Gdy wół był ministrem” wybrali socjalizm i życie na kredyt. „Skumbrie w tomacie, chcieliście to macie.”

Bajka o Iwanku
Socjalizm jest ustrojem, w którym, odwrotnie od oficjalnych deklaracji, biedni finansują bogatych. Obrazuje to bajka o dobrej macosze. Macocha ta miała dwóch pasierbów i jedno dziecko własne, powiedzmy - Iwanka. Pewnego dnia wróciła z miasta do domu i wręczyła pasierbom po rogaliku. Jednak po chwili zawołała: Oj, zapomniałam o rogaliku dla Iwanka. Podzielcie się z nim po połowie. Dzieci tak uczyniły. W rezultacie Iwanek dostał dwie połówki, a pasierbom zostało po jednej.
Tyle bajka. W życiu jest podobnie; każdy system dystrybucji ma podobne wady. Najnowszy przykład: rządowy Fundusz Mieszkań na Wynajem, mający kupić 20 tys. mieszkań, aby wynajmować je trochę taniej niż wynosi cena wolnorynkowa. Cel pozornie szczytny: młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają pracę nie stać na wynajem po wysokich cenach. Rząd ma na to przeznaczyć 5 mld zł. Czy skorzystają na tym „młodzi”, czy deweloperzy, którzy mają utopione pieniądze w 50 tys. gotowych mieszkań i na gwałt potrzebują klientów. Wygrają ci, którzy wylobbują korzystną dla siebie ustawę.
Wolny rynek, gdzie każdy sam zaspokaja swoje potrzeby według możliwości ma najmniej wad, pod warunkiem jednak, że działa na nim niezależny kontroler – czyli konsument. Szeroko zajmuje się tym A. Zybertowicz w studium „Struktura konfliktu interesu”, więc tylko zaznaczę, że niezależny kontroler może działać tylko w warunkach wolnego wyboru. Niestety, w każdej innej sytuacji, zwłaszcza gdy na rynek oddziaływa państwo, wolności jest coraz mniej. Te same prawa działają w polityce. Najgorzej, gdy polityka i gospodarka są ze sobą splecione różnymi, często rozbieżnymi interesami. Na niewiele zdadzą się mechanizmy zabezpieczające: zakaz łączenia stanowisk, tak jak i zakaz pracy w biznesie dla polityków choćby i byłych, czy ujawnianie źródeł dochodu. Każda sytuacja ma bowiem oprócz obiektywnego, także wymiar subiektywny, prowadzący jednak do rzeczywistych skutków. „Ludźmi powodują nie tylko fakty, ale i to, co za fakty uznają” - pisze Zybertowicz. A więc iluzje siejące defetyzm i strach, jak ta, że niczego nie da się zmienić, leżące w interesie obecnie sprawujących władzę. Bo to nieprawda.

Wydania: