Fragmenty pamiętnika - IV cz. - Okupacja litewsko-niemiecka. Rok 1942
Podaję swoje imię Rysia. Stojąc w bramie przytuleni cieszymy się każdą chwilą szczęścia. Zapominam o pierwszej miłości z Jankiem Jadzińskim, choć jeszcze pomału krew się sączy, ale rana się zabliźnia. Tulimy się bez pocałunków, boję się zbliżyć do mężczyzny, bo od zbliżenia mogę zostać w stanie błogosławionym - tak słyszałam od kobiet ze wsi. Heniek jest starszy ode mnie pewnie ze 20 lat, gdy mnie idzie 16 rok.
Ciszę nocną zakłócają Szwaby opici polską wódką. Wychodzą z knajp. Śpiewają. Deutschlad, Deutschland iber alles. Do „naszej” bramy wchodzą dwaj Niemcy i odlewają co mają w nadmiarze
w swoich pęcherzach, polską wódkę albo samogon. Raz Szwabowi sprzedałam flaszkę samogonu... Oni sikają, uryna cieknie nam pod nogi. Jesteśmy jedną połową przyciśnięci do muru. Wstrzymujemy oddech, nie możemy się zdradzić, że tu jesteśmy. Niemcy są zalani w sztok, mamroczą do siebie. Klną na cały świat, bo jutro muszą jechać na front bić się z bolszewikami. Niemcy odeszli. Odczekujemy chwilę i umawiamy się na następny dzień. Stałabym z Heniusiem do rana, ale Heniek musi wracać, jest już po godzinie policyjnej. Szczęśliwa, zadowolona, o mało nie śpiewam. Jestem na piętrze, wkładam zaklucz do zamka. Nie przekręca się. Boże, nie zamknęłam wychodząc z mieszkania? Wchodzę i leżę jak długa, coś jest pod moimi nogami.
Z pokoju odzywa się mama: Ryśka, gdzie ty się po nocy szwendasz. Włóczysz się i zapominasz, że jest wojna? Słyszysz Niemców pijanych jak się drą? Mogliby cię wciągnąć do bramy... Masz szczęście że wróciłaś cało. Musiałam drzwi wywalić, mużyk nie chciał czekać, kartofle wysypał na podłogę pod samymi drzwiami. Mama ponagla - myj się i jedz kolację, ugotowałam garnek kartofli, przywiozłam trochę kwasu chlebowego i świeżej maślanki. Właź do łóżka. Słyszysz przez balkon jak się Niemcy panoszą? Wojna! Kiedy się ona skończy? Mama ciągnie dalej. Co do komendanta Karola, to on całkiem stracił dla ciebie głowę. Dostał bzika. Dobrze, że cię rano zbudziłam i wysłałam do Wilna. Nagadałam mu. Jesteś starym prykiem a moja córka jest jeszcze dzieckiem. Nie bałam się, kazałam mu wracać skąd przyszedł /.../ Karol się zemścił. Zabrał nam pościel, powiedział, że wyniosłaś z getta. Karol wiele się nie pomylił. Pościel miałyśmy po Żydach, gdy szli do getta. Byłyśmy pogorzelcami. Litwini jako zapomogę dali mamie rosyjski fryncz. Mama wtedy wróciła z płaczem. Niemcy dali nam mieszkanie, dwa pokoje z kuchnią, z pościelą i z całym dobytkiem gospodarstwa domowego. Przy ul. W. Stefańskiego nr 12 m. 4. /to dłuższa historia/. Żydzi, po których dostaliśmy ich dobytek mogli być ofiarami tej II wojny światowej w Wilnie. Rozstrzelani w Ponarach. Musiałam z miasteczka uciekać - mówi mama - Karola nie chciałam spotkać i widzieć drania na oczy - kończy mama swoje wywody.
Na spotkanie z chłopakiem, w którym się zakochałam - Heńkiem - nie poszłam. Gdyby mama zobaczyła, jak jest wytwornie ubrany i starszy ode mnie o 20 lat, powiedziałaby: „Córko, chłopak nie dla ciebie, tak jak mówiła na Janka. Chłopak nie jest naszego pokroju. Niby wszyscy są równi, bo trwa wojna, ludzie nie mają co do garnka włożyć, a jednak są tacy co chodzą wytwornie ubrani jak ta Wanda w ciuchach żydowskich. Heniek pozostawia po sobie tajemnicę. Nie śmiem go pytać gdzie pracuje i jakie stanowiska zajmują jego rodzice? Więcej go nie zobaczę. Może też jest ubrany w ubiór żydowski? W ładnym palcie w szarą jodełkę, w kapeluszu, skórzane rękawiczki, na szyi biały szalik. Wyglądał jak panicz z dworu. Nie jest tajemnicą, że Polacy korzystali z dóbr żydowskich. Żydzi sami przed pójściem do getta oddawali na przechowanie swoje dobre rzeczy, mając nadzieję, że po nie wrócą. Okazja czyni człowieka zachłannego. Bierze co mu do rąk dają. Jednym jest wojna, drugim „krowa dojna”. Gdy jeden w czasie wojny traci, drugi się na krzywdzie ludzkiej bogaci...
(c.d.n.)