V Kongres Kobiet czyli przygoda z feminizmem

Autor: 
Małgorzata Bednarek
feminizm2.jpg

W dniach 14-15 czerwca 2013 r. uczestniczyłam w V Kongresie Kobiet, który odbywał się w Warszawie w Pałacu Kultury i Nauki. Kongres był dla mnie finałem programu szkoleniowego Stowarzyszenia Kongres Kobiet dla regionalnych liderek. Spotykałyśmy się w gronie 30 kobiet z całej Polski przez kilka miesięcy na wykładach i warsztatach. Przedstawiam kilka refleksji na temat stereotypowego postrzegania problematyki kobiet i samego wydarzenia.
Kongres Kobiet to miejsce spotkań przeciwniczek mężczyzn. Bzdury, które opowiadają niezorientowani panowie. To tam właśnie definiuje się nowe role kobiet i mężczyzn w społeczeństwie, w którym kobiety mają takie same prawa, szanse -i możliwości jak mężczyźni, w którym nie ma osób wykluczonych z powodu orientacji seksualnej, wyznania, wieku, etniczności.
Kongres Kobiet to lansowanie się kilku warszawskich feministek.
Nieprawda, obok matek-założycielek czyli profesorki Magdaleny Środy i businesswoman Henryki Bochniarz, dziennikarek, działaczek i polityczek warszawskich, uczestniczkami są głównie kobiety z innych polskich miast, miasteczek i wsi. Przykładem jest wójcina gminy Kowale Oleckie, Helena Żukowska, obecna od I kongresu, ona i mieszkanki jej gminy oraz inne panie – kilka autobusów z Elbląga, reprezentacja Dolnośląskiego Kongresu Kobiet i wiele, wiele innych. Około ośmiu tysięcy, bo tyle pań się zarejestrowało.
Kongres Kobiet idzie do wyborów. Niezupełnie. Badania ankietowe wykazały, że większość z nas woli, by kongres pozostał ruchem społecznym. W tym tkwi jego siła. Prezentuje RÓŻNORODNOŚĆ (jedno z tegorocznych haseł) postaw, poglądów – jednoczy nas troska o pozycję kobiety w społeczeństwie.
Dyskryminacja kobiet? Wiele osób wzruszy ramionami, ależ to nieprawda. Są jednak twarde dowody w postaci badań. Gdyby było więcej kobiet u władzy, inaczej wyglądałaby oświata i jej zaplecze, sprawy żłobków, przedszkoli, ochrona zdrowia, opieka nad starszymi. Sprawy niezwykle istotne dla funkcjonowania społeczeństwa a ustępujące nakładom na obronność, wojny, na które wysyłamy żołnierzy czy wreszcie nakładom na budowy stadionów.
Pojęcie „feministka” jest ośmieszane. Tak jak używanie „damskich końcówek” w nazywaniu zawodów lub funkcji: ministra, doktora, burmistrzyni. Nie budzą już oporów lekarka, nauczycielka, farmaceutka. Język to niezwykłe narzędzie porządkujące nasz świat – jak mówimy, tak myślimy. Pięknym symbolem partnerstwa małżeńskiego było dodanie przez wieloletniego prezydenta Czechosłowacji nazwiska żony do swojego i podpisywanie się: Tomasz Garrigue-Masaryk. Było to w 1878 r. Iluż panów powtórzyło potem ten symboliczny gest?
Feminizm nie ma jednej twarzy. Jednak jeśli oznacza równość, partnerstwo, różnorodność; jeśli oznacza zmiany, modernizację kraju również pod względem kulturowym, to tak, JESTEM FEMINISTKĄ.

Wydania: