Hłasko. Przystanek „Kultura”

Autor: 
Mieczysław Kowalcze

W naszych tekstach powracamy do pierwszego zagranicznego wyjazdu autora “Następnego do raju”, ponieważ wszystko, co rzeczywiście istotne i nieograniczane cenzurą w przypadkach życiowych i artystycznych Marka Hłaski zaczyna się właśnie u Jerzego Giedroycia i w jego paryskiej “Kulturze”. Wyjechać Hłasce wcale nie było łatwo. Mimo stypendium i osób, które także miały wyjechać. Na przykład Henryka Berezy. Tym bardziej, że urzędnicy różnego szczebla i o różnych kompetencjach zaczęli blokowanie wyjazdu. Łącznie z próbą powołania obywatela Hłasko Marek do służby wojskowej. I do tego tej dłuższej, czyli ponadtrzyletniej, w Marynarce Wojennej. O samym przylocie do Paryża w lutym 1958 roku była już w tym cyklu mowa. Należy jeszcze dodać, jak barwnie wyglądała scena powitania na paryskim lotnisku. Wyraźnie zdenerwowany oczekiwaniem na spóźniającego się współgospodarza Maisons-Laffitte, młody człowiek w długim białym kożuchu przechadzał się wzdłuż hali przylotów. Ogromny, biały kożuch z wielkim kołnierzem robił wrażenie. W Polsce, jak to wynika ze wspomnień Agnieszki Osieckiej, taki oryginalny strój zdobywało się drogą kupna lub wymiany z żołnierzami WOP (Wojsk Ochrony Pogranicza) lub od stacjonujących w Polsce czerwonoarmistów. Ten witający współgospodarz to Zygmunt Hertz zwany przez ludzi “Kultury” ministrem do spraw Polaków przybywających do Maisons-Laffitte.
Po latach przypominał, że pomagał Markowi Hłasce na ile mógł, ale ten łatwo popadał w skrajności. Raz nieprzyjemnie i butnie odrzucał jakąkolwiek pomoc, żeby za chwilę ostro i emocjonalnie skarżyć się na samotność i depresję. Redaktor Jerzy Giedroyc bardzo szybko poznał skomplikowaną naturę i trudny charakter lubianego autora. Wysłuchał szczegółowej biografii. Zapewne wiele rozmawiali. W liście do Andrzeja Bobkowskiego (tego od „Szkiców piórkiem”) już 26 lutego - w pięć dni po przyjeździe - tak opisuje swojego młodego gościa: “(…) Hłasko jest w Laffitte. Jest to cała awantura arabska. Zaczęto go tępić bardzo dokładnie: skonfiskowano książkę, poprzerabiano mu filmy tak, że pozrywał umowy (to ma ten skutek, że filmy są wyświetlane, ale bez jego nazwiska). Miał przyznane stypendium paromiesięczne do Francji i to mu cofnięto. Przyznana mu „nagroda wydawców” miała charakter demonstracji i po niej postanowiono Hłaskę uspokoić, powołując go w sołdaty.
Ponieważ jest szoferakiem i dobrym znawcą motorów, więc powołano go do marynarki, gdzie służba trwa 3,5 roku. W tym wszystkim zapomniano zabrać mu paszportu. Chłopiec więc poszedł do ambasady francuskiej, gdzie przytomni ludzie dali mu na rękę wizę, ponieważ przyjaźni się z Grusonem, korespondentem “New York Timesa”, który mu umieścił jakąś nowelę w USA, za co miał dostać 500 dolarów, więc poszedł do Grusona i ten kupił bilet na samolot Sabena rzekomo dla siebie i dał Hłasce. Wylądował w naszych objęciach w Laffitte. Sprawa wygląda w ten sposób, że ma paszport ważny do kwietnia, 25 marca miał się stawić do wojska, we wrześniu przekracza granicę wieku służby wojskowej. Powodem wyjazdu było to, że chce koniecznie wydać coute que coute swoje opowiadanie “polityczne” i że już w tej atmosferze żyć nie może. Opowiadał, że rozglądał się na lotnisku i nie zauważywszy mnie początkowo miał zamiar iść do pierwszego policjanta (nie zna żadnego języka, mówi po rosyjsku i zna język niemiecki w części “seksualnej”) i iść do Legii Cudzoziemskiej. W sumie legenda o nim jest zupełnie fałszywa. To po prostu chłopiec, skrzywdzony i nieszczęśliwy chłopiec, który się zbuntował. Osobiście bardzo miły. W zasadzie zdecydowany jest na zostanie. Nie chcę jednak dopuścić do zbyt szybkiego postawienia kropki nad i. Trzeba dać reżymowi szansę na kapitulację. Chcę więc zrobić następująco: daję mu nagrodę literacką „Kultury” (ogłoszona będzie w numerze kwietniowym) i wydaję w możliwie najszybszym tempie jego książkę.” I rzeczywiście wydaje gruby tom złożony z dwóch powieści. Władze w Polsce reagują szybko, gdy Hłasko dostaje nagrodę literacką paryskiej „Kultury”. Komentarze są bardzo nieprzychylne. „Trybuna Ludu” publikuje tekst „Primadonna jednego tygodnia”, a równie złośliwy tekst publikuje „Polityka”. Krytycy komentują fragmenty wywiadów, których pisarz udziela kilku gazetom. 2 kwietnia Wydział Propagandy KC PZPR organizuje krajową naradę wydawców w związku z “błędną polityką wydawniczą”, skierowaną przeciw “pozycjom podcinającym wiarę w socjalizm, a także przeciw “wulgarnej, antykomunistycznej literaturze porachunkowej, judzącej przeciw partii i jej członkom”. Na liście wrogów jest oczywiście Marek Hłasko.?A Marek Hłasko rzeczywiście udziela wywiadów. Szczerze rozmawia ze znajomą dziennikarką PR Barbarą Czekałową o tym, co go spotkało na początku pobytu w Paryżu, o planach rychłego powrotu do kraju, pewnie po kilku podróżach. Tak szczerze wtedy myśli i mówi. Można tego nagrania posłuchać z podcastu. Przepytują go także dziennikarze francuscy. I to, o czym i jak mówi spotęgowało reakcje rządzących Polską. Kilka przykładów, wybrane fragmenty: 17 kwietnia w tygodniku „L’Express”:- Zamierza pan wrócić do Polski? 
- Bez wątpienia tak, i bez względu na konsekwencje, jakie może to przynieść.
- Czy był pan komunistą? 
- Komunizmu nie ma.
- Czy sądzi pan, że będzie pan mógł nadal publikować w Polsce? 
- Nie mogę przewidzieć faktów. Literatura realizmu socjalistycznego przewidywała fakty, które ostatecznie okazały się całkiem inne.
A za chwilę o tym, że komunizm w Polsce nie istnieje. Zaostrza więc
w Paryżu swoje stanowisko pisarskie i polityczne. Jego otoczenie, znajomi też to dostrzegają. O niebezpiecznym związku Marka Hłaski z polityką i politykami piszą w swoich listach Jerzy Stempowski, a szczególnie Maria Dąbrowska, która szanowała nieprzeciętny talent autora “Pierwszego kroku w chmurach”, a uważa, że uwikłanie artysty w gry polityczne to zawsze jego przegrana. “Kultura” to dla Hłaski sporo projektów pisarskich, np. pomysł na napisanie, wspólnie z Czesławem Miłoszem, zbioru reportaży o ośrodkach uchodźców w Niemczech. Niewiele z tego wyszło. Chyba oprócz wnikliwej i ważnej wymiany myśli o młodym autorze między Jerzym Giedroyciem i Czesławem Miłoszem. W Maisons-Laffitte Hłasko spotykał się z wieloma ludźmi, także z filmowcami. Często te spotkania kończyły się rano, kiedy to pisarz wynosił pod pachą lub na ramieniu jakiegoś kompletnie pijanego reżysera czy scenarzystę. Przystanek paryska „Kultura” to dla autora „Pięknych dwudziestoletnich” także różne emocjonalne zakręty. Dobrze widać to w korespondencji. W tej zupełnie prywatnej, i w tej oficjalnej. Pobyt w Paryżu to liczne nowe spotkania, nowe znajomości, ale też odwiedziny wcześniejszych znajomych. Sonia Ziemann wspominała: Gdy Marek wyjechał z Polski, odwiedziłam go w redakcji paryskiej „Kultury”. Ktoś - Zygmunt Hertz albo Jerzy Giedroyć - powiedział mi wtedy: Marek potrzebuje więcej niż jednej kobiety. Potrzebuje matki, siostry, żony, pielęgniarki i niańki. Miał jeszcze inny problem. Jak by to nazwał... kobieta miała być jednocześnie świętą i dziwką. A to przecież nie było możliwe. Kiedy dotknął kobiety, nie była już świętą. Czy podobnie działo się ze wszystkim, czego dotknął Marek Hłasko? Trudna hipoteza. Bez wątpienia jednak tytułowy przystanek dobrze podziałał na pisanie i na biografię bohatera tych tekstów w „Bramie”.

Wydania: