Hłasko bezdomny

Autor: 
Henryka Szczepanowska

Paryż i Maisons-Laffitte, a także dom państwa Hertzów, były dla Hłaski przystankiem na dłużej. Szybko zawierał przyjaźnie i nawet o pomoc prosić nie musiał, bo jakoś tak zostawał, zamieszkiwał, obrażał się, wyjeżdżał, wracał i nawet przepraszać nie musiał. Licznie publikowane listy Hłaski i do Hłaski, a także w sprawie Hłaski, dają wyrazisty obraz nomada, włóczykija, człowieka bez gniazda. Jego wielkoduszność, wręcz krępujące okazywanie uczuć, emocji i wyjątkowa wolność od odpowiedzialności wobec innych i ich pieniędzy, jakieś teatralne obnoszenie się ze swymi nieszczęściami, wciągała bliskich do gry, której reguły pisał sam Marek.
Ciocia Marka, Jadwiga wspomina jego pożegnanie przed wyjazdem do Paryża: „Dałam Markowi w prezencie na drogę walizkę, bo chociaż zarabiał dużo, to zawsze był bez pieniędzy. Zawsze płacił za tych byków w restauracjach, a oni teraz mówią, że pił. Sami go naciągali, bo wiedzieli, że on miał pieniądze. Na pożegnalnym obiedzie Marysia płakała, ale Marek powiedział jej: Mamo, nawet się nie obejrzysz, kiedy ja wrócę. Nie wrócił już nigdy”.
W Paryżu zaopiekowano się Hłaską. Wykształceni,kulturalni, dobrze wychowani ludzie z Maisons-Laffitte postanowili Hłaskę ucywilizować. Do tej pory opowiadają anegdotkę o próbach zaznajomienia Hłaski z zabytkami Paryża. Po kolejnej, nieudanej próbie pokazania mu katedry Notre Damme, Marek Hłasko jak zahipnotyzowany stawał pod sklepikiem z nożami, scyzorykami i innymi męskim gadżetami. Co tam katedra! Marek Hłasko tak naprawdę żył jak chciał, z kim chciał i gdzie chciał. Kochał, porzucał, tęsknił, pił, blużnił, wielbił. Wszystko naraz i niekoniecznie po kolei.
Zygmunt Hertz, do którego domu często Hłasko wracał, by pomieszkać, gdy miał taką potrzebę, pisał do Czesława Miłosza: „Polański tak jak poprzednim razem będzie wracał do Monachium i ściągnie tam Hłaskę na 3-dniową popójkę. Marek łazi po żydowskich knajpach w Niemczech, szuka Żydów mówiących po hebrajsku i żargonem i w tych językach prowadzi z nimi niekończące się rozmowy na temat piękności Izraela. Musisz, Czesław, przyznać, że oryginalna sytuacja: bardzo przystojny chuligan, mąż popularnej (i niedobrej) aktorki niemieckiej, mówiący „Szalom”, wchodząc do lokalu, kłócący się z żydowskim kelnerem po zjedzeniu rytualnych potraw w dźwięcznym jidisz. Obłęd i surrealizm!”
W innym liście, również do Miłosza: „Jest u nas Hłasko. Dziwny człowiek: mam dwojakie uczucia. Odrzuca mnie jego sposób myślenia o życiu codziennym. (...) Jego sytuacja trudna. Sonia nie wytrzymała, zerwała z nim, chyba definitywnie, czyli baza finansowa przestała istnieć. A zostały przyzwyczajenia, których się boi jak ognia, bo nie ma na ich zaspokojenie. Wspaniały sportowy samochód za 9 tys. dolarów rozwalony został w Jugosławii. (...) Z drugiej strony nieszczęśliwy człowiek, który się poniewierał przez całe życie, nie miał nigdy swego kąta, zawsze wisiał na kimś: na Jerzym Andrzejewskim, na Berezie, na Agnieszce (Osieckiej, przyp. autora), na Soni, na mnie wreszcie. Jest teraz przerażająco grzeczny, uprzejmy: śmiertelny strach przed straceniem ostatniej mety.”
Kilka miesięcy później Hertz: „nie do życia. Najdziwniejsze jego powodzenie u kobiet. Tego nie rozumiem; brudas aż śmierdzi, neurastenik, pijak okazyjny, awanturnik też okazyjny. Myślę, że rozwija pawi ogon czarów przez krótki okres czasu, nabierze na litość czy samotność”. Ale już kilka dni póżniej pisze w kolejnym liście: „To utylitarny chłopiec, budujący swoje życie na innych ludziach, jemiołowaty”. Widocznie miłość do Hłaski była ślepa i wybaczała więcej niż trzeba. Paryż wielokrotnie był niezawodną metą dla nomada, włóczącego się od hotelu do hotelu, wybierającego ciemne, obskurne suteryny zamiast eleganckich pracowni oferowanych przez zamożną żonę. Tylko w brudzie, biedzie, zagrożeniu bytu potrafił pisać rzeczy naprawdę dobre.

Wydania: