Z cyklu: wspomnienia z Syberii - Wspomnienia z zesłania
Trochę historii
Pojawiłem się na tym świecie w marcu 1936 roku na przedmieściu Jazłowca. Podole – Kresy; ileż wspomnień, ile wzruszeń, ile tragedii. Pisali o tym: Wincenty Pol, Henryk Sienkiewicz i nie tak dawno Melchior Wańkowicz. Ziemie nadane przez Kazimierza Wielkiego rodom Buczackich i Jazłowieckich. Powstały tu osady i zamki. W Jazłowcu na skarpie powstała twierdza z kamienia, tak dobrze umocniona, że nie zdobyta nigdy przez Turków czy Tatarów. Ciągłe niepokoje, najazdy, rabunki, powodowały to, że budowano przedtem z drewna, a potem z kamienia, zamki, osady czy dwory szlacheckie, tak aby można było bronić życia i dobytku skutecznie. Nawet kościoły budowano tak, aby skutecznie bronić ludzi, którzy się tam schronili.
Cóż tak gnało tych ludzi tam na te rozległe pola? Otóż ziemia! Jak powiadają była to ziemia mlekiem i miodem płynąca. Chyba Pan Bóg zapomniał się trochę i niezbyt równo podzielił dobro. Tu chyba mu się więcej wysypało z worka. Jak to się mówiło wówczas? Mazur - bo tak napływową ludność nazywano wtedy, gdy mu trudno było wyżyć, brał dobytek i rodzinę na wóz i jechał tam. Uprawiał ziemię, która dawała lepsze plony i życie było lepsze. Tkwił tam i budował się, bo ziemia mu ten wysiłek wynagradzała. Gdy ogłaszano larum osadnicy chowali się w ostępy, w lasy, na bagna, a zboże zakopywali do ziemi. Zdumiewające jest to, że wszystko dobrze przetrwało, aby znów można było gospodarzyć, siać i orać. Dlatego trzeba było utrzymywać zamki, podzamcza, kościoły w stałej gotowości, a drużyny rycerskie osłaniały przed napaściami wrogów. Stąd tyle emocji i opowiadań o braci rycerskiej, o bitwach, potyczkach i obronie granic przed czernią: Kozakami, Turkami i Tatarami. Kultura materialna wprowadzana stopniowo na wsi i w miastach powodowała, że powstawały wspaniałe siedziby, kościoły, rozwijało się rzemiosło. Kultura rolna też się rozwijała mimo niszczycielskich najazdów i pożóg, które po sobie pozostawiali najeźdźcy. Cóż z tego? Jeden z pisarzy, człowiek światły mówił, że został zmarnowany trud Polski… Jeszcze Józef Piłsudski rozumiał te sprawy i usiłował dojść do porozumienia z władzami Ukrainy i Rosji po restytucji Polski w 1918 roku. Udało się częściowo. Linia Curzona coś załatwiła, ale nie wszystko. Stąd tyle emocji, tyle wspomnień i bólu na samą myśl o Kresach.
Moje strony rodzinne
No więc, skąd ja się tam wziąłem? Sprawa trudna i niezbyt jasna, bo całe pokolenia wymarły. Trudno zweryfikować prawdę, choć na pewno jest przybliżona. Rodzina dalsza wywodzi się z krośnieńskiego, z południa. Ziemia tam słaba, a jeszcze podzielona na płachetki. Nie dawała możliwości do wystarczającej egzystencji. Dziadek, Kubit, ze strony matki, wyemigrował sam, najpierw do Ameryki, jak się wówczas mówiło o Stanach Zjednoczonych. Pracował tam w kopalniach w Pensylwanii, a podobno też zajmował się poszukiwaniem złota. Wrócił stamtąd i zabrał rodzinę na Podole. Tam właśnie kupił siedzibę i ziemię. Rodzina była liczna. Ponoć siedmioro było, cztery dziewczyny i trzech chłopaków. Jedna z tych córek, to moja matka, Maria. c.d.n