Opowiadanie: Pod Meduzą cz. III
... przed kasą niespodziewanie pojawił się Gienek.
- Siema! Lola nie może się pana nachwalić panie...
- Wojtek jestem.
- No tak. I powiedziała, że jak będzie kiedyś po drodze, to mile zaprasza „Pod Meduzę” oczywiście. I jeszcze wspomniała, że pan taki kulturalny i delikatny, czy jakoś tak.
- Proszę pozdrowić ode mnie panią, to jest Lolę. A dla pana, panie Gienku za miłe słowa i fatygę należy się dycha. Bardzo proszę. Na poranną setę i galaretkę w sam raz.
- Czyli na meduzę - zauważył uśmiechnięty pan Gienek. - Dzięki. Dycha piechotą nie chodzi. Parę minut mamy to pogadamy. Gdyby kto, panie Wojtku, kurwa, na pana krzywo spojrzał, to ja mu osobiście....
- ... proszę nie kończyć. Ja wiem, że pan dużo może, ale chyba nie będzie takiej potrzeby.
Mój rozmówca poskrobał się po łysej głowie, potężnie splunął w sam środek koła autobusu i po namyśle powiedział:
Dzisiaj są takie popaprane czasy, że każden, żeby żyć, musi mieć ochronę.
A zgadnij pan co mnie najlepiej chroni? Wcale nie siła i nie te tatuaże. One tylko ostrzegają frajerów. Mnie chronią - tu zniżył głos - żółte papiery.
- Nie mów pan! Wcale nie wygląda pan ...
- na wariata - dokończył Gienek. To prawdziwa prawda, ale dwa razy byłem w Chroszczy i raz w Tworkach. Na komisji lekarze powiedzieli, że coś mi się pojebało pod sufitem. Ale nie wiedzą co to jest i dlaczego. Ale ja wiem. Dawnej byłem komandosem w 6 Dywizji w Krakowie i kiedyś ćwiczyliśmy skoki spadochronowe z opóźnionym otwarciem. Mój otworzył się zbyt późno i nie wyhamowałem. Tak pierdolnąłem w glebę - Chryste Panie! Morda sina i kołnierz ortopedyczny przez pół roku, no i we łbie coś mi kurwa chrupnęło. Zwolnili do cywila, dali rente, ale ona gówno warta. Mieć papiery z wariatkowa to dobrze i niedobrze. Do roboty nikt mnie tutaj nie zatrudni, bo się boją, a nie wiem czemu. Za to z policją mam spokój, bo nawt jak czasami przymkną to muszą wypuścić, bo prokurator dzięki papierom sankcji nie da. Wielu mnie w życiu obrażało, ale nie każdy zdążył przeprosić. Jak się boją to i szanują. Fakt!
Dobrze mi się z panem rozmawiało, ale proszę wsiadać, bo zaraz odjazd. No i szerokiej drogi. Lecę „Pod Meduzę”, bo galaretka stygnie i procenty uciekają...
Jadąc rozklekotanym autobusem w nadal obolałej głowie analizowałem trzy doznane niedyspozycje: żołądkową, seksualną i finansową. Wszystkie przykre i niechciane, a każda martwi inaczej. Ale czy to sprawa Lolki?
No i nie jest ważne, że się czasami gdzieś wyjeżdża, podróżuje. Ważne jest żeby zawsze wrócić, a różnie z tym bywa... Ech, życie! Nie ma na ciebie recepty ani instrukcji obsługi. No i dobrze.
Koniec.