Pod Meduzą - cz. II (opowiadanie)
Motto: Droga do domu nie zarasta trawą.
Chyba już nad ranem zbudziło mnie głośne chrapanie dochodzące gdzieś zza moich pleców. Odwróciłem się i spostrzegłem leżącą postać przypominającą kobietę.
- Co pani tu robi? - Śpię! - burknęła zgodnie z prawdą.
- No tak, widzę, ale jak się pani nazywa?
- Jaka tam ze mnie pani. Jestem Lola, zapomniałeś?
Przyjrzałem się Loli na tyle dokładnie, na ile pozwalało blade światło poranka. Zmierzwiona ruda fryzura, zsunięte szare ramiączko odsłaniało pierś o kształcie i kolorze podsuszonej figi. Zapluszczone oczy tonęły w czarno niebieskich przebarwieniach. Lekko rozmazana czerwona szminka dopełniała obrazu.
- A ile Lolu ty masz lat?
- Nie bądź idiotą - odparła. Kobieta ma tyle lat na ile wygląda.
- To niemożliwe! - pomyślałem - ludzie tak długo nie żyją!
- Powiedz mi, czy ty dzisiaj nie masz zajęcia, dochodzi siódma i pora by wstawać.
- Zajęcia to ja miałam w nocy z tobą. Dowlec cię do łóżka nie było łatwo. No a w barze obiecałeś dać mi stówkę. Czekam!
- Mało co Lolu pamiętam, ale czy było coś, no wiesz...
- A było, było! Dwa razy sikałeś do umywalki, bo do kibelka jakoś nie trafiałeś. Dawaj stówę i spadam, bo Gienek przy bufecie na pewno czeka, a on, kurwa, zazdrosny. Chcesz, żeby po mnie tu przyszedł?
Oczywiste, że nie chciałem. Dałem Loli podobno obiecany banknot, którym machając już przy drzwiach donośnie wyszeptała: Do zobaczenia kochasiu!, i dziękuję.
- Tylko nie to - bezgłośnie wyjąkałem.
W kilka minut jako tako doprowadziłem się do ładu. Jeszcze kilka schodów w dół i już znajomy mi barek.
- Proszę dużą, mocną kawę. Bez cukru.
Pani barmanka uważnie zmierzyła mnie wzrokiem i pokiwała głową.
- Jakiś pan dzisiaj blady, ale rozumiem, oj rozumiem. Tak bywa jak się nie dośpi, bo ktoś przeszkadza - no nie? Zostanie pan do obiadu? Świeży kapuśniaczek będzie na podrobach, a on na pewno nie zaszkodzi.
- Chętnie bym został, ale autobus nie poczeka, a mnie w drogę trzeba.
- Skoro w drogę to w drogę - ze smutkiem w głosie powiedziała sympatyczna barmanka. Zrobię panu kanapkę. Mój mężczyzna już pół roku będzie jak się w podróż wybrał i nie wraca ani się nie odzywa. Czekać mam czy nie? - sama nie wiem...
Za pokój, wczorajszego drinka i piwo plus duża kawa należy się - jak od pana - 95 złotych. Wręczyłem stówkę, podziękowałem i na dworzec. Autobus właśnie podjeżdżał na stanowisko. Przed kasą niespodziewanie pojawił się Gienek.
c.d.n.