Nie jestem wynalazcą

Autor: 
Mirosław Awiżeń

Można by rzec - jestem humanistą, który buszuje po świecie kultury. Czy jest tam coś do wynalezienia? A i owszem - siebie - swoje talenty - które Bóg dał dając mi życie. A moim zadaniem jest je nie zakopać, nie sprzedać, nie zaprzepaścić a wzbogacić, wykorzystać dla społeczeństwa i dla siebie.....
I tu - w kulturze - Polacy mają swoje NOBLE dla najwspanialszych na całym świecie. Sami siebie wzbogacając, wzbogacają świat cały tak dalece, że ich droga jest uhonorowana największymi nagrodami. Poeci, literaci począwszy od Sienkiewicza, Reymonta po Miłosza czy Szymborską (czyli jest ciągłość wielopokoleniowa), a w sferze społecznej i pokoju Wałęsy... nie zapominając o sferze ducha niezłomnego (bł. o. Kolbe czy bł. Jan Paweł II)....
Dlaczego zatem nie mamy NOBLI w działalności „technicznej”?
Jak już powiedziałem - nie mam żadnych zdolności wynalazczych w dziedzinie techniki, nauki. Nie potrafię wynaleźć żadnego leku, żadnych nowych urządzeń, nowych systemów gospodarczych. Nie mam zdolności czy też nikt mnie nie potrafił wykształcić, nikt mnie nie potrafił „obudzić” - ale w kulturze mogłem obudzić się sam. Bo do nauki „technicznej” nie wystarczy tylko talent, wola pracy i konsekwencja działania pojedynczego człowieka. Do wykształcenia noblisty „technicznego” potrzebny jest cały system organizacji pracy, świetnie wyposażone laboratoria, mnóstwo pieniędzy, no i wspaniali opiekunowie nie bojący się o swoje pozycje i śmiało stawiający na najlepszych. Nie darmo się mówi - ten jest tylko dobrym nauczycielem, który doprowadza do tego, że uczeń przewyższa mistrza. A tego w Polsce nie ma. I dlatego od niepamiętnych czasów żaden polski naukowiec nie dochrapał się Nobla.
Powielamy wynalazki innych - może i dobrze dostosowujemy je do naszych potrzeb. Powielamy systemy gospodarcze - może i dość udolnie przystosowujemy je do naszej rzeczywistości ale daleko nam do „wynalezienia” i wprowadzenia w życie „nowości pierwszej wody”. Jak już nawet zdarzy się (choćby intuicyjnie) jakiś wynalazek (światłowody, pierwsze komputery...), to potrafimy „zdołować” wynalazców tak skutecznie, że wszelki ślad po nich ginie. Chyba, że „wynalazcą” jest profesor np. od wałów kutych - wtedy ogłaszamy sukces (bez urazy dla p. Profesora - zdarza się , że i profesor może być mądry i ma siłę przebicia, nie tak jak prof. Tołpa, który tej siły niestety nie ma).
Przepadamy z innowacyjnością nie tylko w świecie ale i w Unii Europejskiej. Zajmujemy przedostatnie miejsce w Europie, a np. jak się uniezależnić od importu ropy naftowej i gazu pokazali nam Amerykanie korzystając z własnych zasobów ropy i gazu wydobywanym
z łupków. I byli oni na tyle hojni, że i nam udostępnili zdjęcia satelitarne pokazujące gdzie i ile mamy tego paliwa wystarczającego dla calutkiej Polski i jeszcze można byłoby ropę czy gaz eksportować ... a tu lata mijają i toczymy rozległe boje o „Jamał II”. Samochody sprowadzamy z Niemiec, konstrukcje stadionów ze świata, nie mówiąc już w ogóle o podbijaniu kosmosu.
Jak się mają nakłady na kulturę w stosunku do nakładów na technikę? Nie wiem, ale myślę, że to ledwo promil ... Co to jest innowacyjna gospodarka w Polsce? Nie wiem.
Wątpię w to, że w Polsce nie ma podobnej ilości umysłów „technicznych” jak „humanistycznych”. Tylko te drugie same sobie radzą, same torują ścieżki przy pomocy rodziny, najbliższych, za „psi pieniądz”. Umysły „techniczne” funkcjonują tylko przy współpracy w systemie świetnie zorganizowanym (koło już wymyślono).
Szkoda polskich talentów noblowskich , które nigdy nie ujrzały światła dziennego, a i tych, które „ujrzały” ale zostały po prostu „zagłodzone” brakiem organizacji, „czapą” nieudacznych nauczycieli, bojaźnią przed jakimkolwiek ryzykiem nietrafienia projektu...
Smutne to, ale do „nobla technicznego” to nam daleko jak do innowcyjności.

Wydania: