Polityka. Uzależnienie
Jestem od polityki uzależniona. Przyznaję się do tej „słabości”, bo uważam, że nie ma się czego wstydzić. Każdy normalny, a przede wszystkim błyskotliwy obywatel, musi się wcześniej, czy później uzależnić. Nie ma wyjścia. Nasza brać polityczna jest wyjątkowa! Dostarcza tylu emocji, co dobry sensacyjny film, ba, przewyższa takie filmy.
Ostanie emocje jakie dostarczyli politycy, są krótko mówiąc - powalające. Jak mam być szczera, to do dzisiaj dochodzę do siebie po tym co usłyszałam podczas telewizyjnych relacji z pola walki (a raczej ringu) politycznego.
Zacznijmy od Dnia Niepodległości. Ci, którzy oczekiwali zadymy i wzajemnego opluwania się - nie zawiedli się. Było gorąco. Dzięki przewodniczącemu Palikotowi i jego pielgrzymce pod pomniki przed dniem 11 listopada, mieliśmy dodatkowy, taki swoistego rodzaju antrakt przed „występem” głównym. Sama zastanawiałam się, czy nie wybrać się na jakąś „pokojową’ manifestację. Nawet zakupiłam w tym celu kominiarkę, kij baseballowy i kastet, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałam. Co tam, nie będę się wychylać, jeszcze mogłabym dostać w bańkę. Ten podniosły dzień uczciłam zjedzeniem granatu (owocu rzecz jasna!).
Bardzo przeżyłam porażkę ludowca - Waldemara Pawlaka. Łza się w oku kręciła, gdy człowiek patrzył jak podczas zjazdu PSL, żegnają się z nim i łączą w bólu jego zwolennicy. Uściski, przytulanki. Dosłownie jak z filmu „Ojciec Chrzestny”. Niestety brakowało mi całowania w rękę. Być może powodem braku takiej czynności, była nieobecność sygnetu, na palcu polityka, nie było więc w co całować. Porażka Waldemara P. miała i swoje dobre strony. Dzięki niej mogliśmy zobaczyć, że ten człowiek, do teraz słynący z twarzy - maski, może pokazać grymas i to wcale niespowodowany trikiem nerwowym.
Nie wiem jak Szanowni Czytelnicy, ale kibicuję parze Palikot - Miller. Ucieszyłam się usłyszawszy, że „mają się ku sobie”. Może to początek poważniejszego związku? Związek ten ma na pewno solidne podstawy, aby przetrwać. Budowany jest bowiem na wzajemnym waleniu się po pysku, to oczywiście metafora, do wcześniejszej „miłości”, jaką publicznie okazywali sobie ci dwaj, nader barwni politycy. Czy ta „para” może doczekać się „potomka”. Tak, ale będzie to niepoważna istota, która nigdy nie dorośnie.
Co do „potomków”. Szokiem była dla mnie informacja, jaką przekazał mediom Palikot, że premier i przewodniczący największej partii opozycyjnej mają bękarta, którym jest niejaki „rycerz”. Nawet nie starałam się analizować, jak mogło dojść do poczęcia. Zrobił to za mnie Palikot. Wyjaśnił on, że obaj politycy wyhodowali sobie tegoż bękarta. Najprawdopodobniej więc, „poczęty” on został jak pleśń, która do rozwoju potrzebuje podłoża ciepłego i wilgotnego.
Politykę zagraniczną również śledzę. Z ulgą przyjęłam wygraną Obamy. Jakoś kandydat na prezydenta, który planuje wprowadzić możliwość otwierania okien w samolotach, do mnie nie przemawia. Z drugiej jednak strony, gdyby został prezydentem i zaczął te okna otwierać, samoloty zaczęłyby spadać niczym dojrzałe owoce. Istniałaby wtedy szansa, że u nas się uspokoi. A co poniektórzy politycy, przeniosą swoje zainteresowania za ocean.
Na uwagę zasługuje postawa społeczna Amerykanów, np.: 104-letnia dama, która po raz pierwszy oddała swój głos (zapewne wychodząc z założenia, że lepiej późno, niż wcale), czy kobieta w połogu, która się spięła i zagłosowała, chociaż dziecko było w pół drogi.
Może warto wziąć przykład z tego społeczeństwa w najbliższych wyborach.