Mężczyzna idealny - opowiadanie (3)

Autor: 
Katarzyna Redmerska

- Nie gadaj bzdur! - odezwała się ostro i odepchnęła go.
- Możesz jaśniej? - spochmurniał.
- Jak możesz mówić, że mnie kochasz? Prawie mnie nie znasz.
- Wiem co czuję.
- Daj spokój - prychnęła. - Jesteś dojrzałym mężczyzną, a zachowujesz się jak nastolatek. Mogę ci się podobać, względnie - zawahała się - możesz mnie pożądać.
- Zapewniam, że gdybym chciał zaciągnąć cię tylko do łóżka, nie wyznawałbym miłości - oparł dłonie na jej ramionach. - Kocham cię i będę to powtarzać do upadłego.
- Nie zapytasz co ja czuję do ciebie? - spojrzała mu odważnie w oczy.
- Nie muszę. Wiem, że mnie kochasz, chociaż być może nie zdajesz sobie jeszcze z tego sprawy.
- To jakiś nonsens - potarła bezradnie czoło.
- Nie zaprzeczasz, więc czujesz coś do mnie.
- Och, na pewno nie miłość - wyznała szczerze.
- Czyżby? Ja myślę, że ty bronisz się przed tym uczuciem, bo boisz się do kogoś należeć.
- Jakbym słyszała matkę - zamruczała pod nosem.
- Jak wyjedzie moja siostra, musimy poważnie porozmawiać.
- Masz rację. Nadszedł czas, by wyjaśnić sobie kilka spraw.
- Możesz przybierać oschły ton i robić miny i tak mi nie uciekniesz - nachylił się do jej ust.
- Jesteś niemożliwy - nie zaoponowała, gdy ją pocałował.
***
Rodzina Piotra wyjechała dwa dni temu, a on nadal milczał. Julia nie mogła znaleźć sobie miejsca. A może żałuje tego co powiedział? - myślała snując się z kąta w kąt. Może zastanawia się jak wybrnąć z głupiej sytuacji, powstałej pod wpływem chwili? Nie. Potrząsnęła głową. Był wyjątkowo poważny, gdy mówił to wszystko. - Boże! - westchnęła. I kogo ona okłamuje. Zakochała się w tym mężczyźnie od pierwszego wejrzenia. - A niech to szlag - zaklęła cicho i aż podskoczyła na odgłos dzwoniącego telefonu.
- Słucham - starała się opanować drżenie głosu, dobrze wiedząc kogo usłyszy w słuchawce.
- To ja - odezwał się ciepło. - No i jak tam?
- Z czym?
- Dobrze wiesz o co chodzi. Więc?
- Więc co?
- Julka, nie uważasz, że jesteśmy za starzy na bawienie się w kotka i myszkę?
- Mów za siebie, ja jestem jeszcze młoda.
- Jędza z ciebie - roześmiał się. - No dobra, koniec żartów. Masz czas dziś wieczorem?
- A bo co? - spytała podejrzliwie, czując mocne bicie swojego serca.
- A bo chcę cię zaprosić na kolację. To co, masz czas?
- No…
- Nie kombinuj, kiedyś i tak będziemy musieli się spotkać.
- Dobra, przyjdę.
- Mogłabyś wykrzesać chociaż trochę entuzjazmu.
- To, o której ta kolacja?
- O dwudziestej.
***
- Siadaj, proszę - odsunął jej krzesło. - Na kolację będzie pieczeń w sosie jogurtowo miętowym, do tego kluski na parze ze śliwką oraz mix sałatkowy z pomidorkami cherry.
- Ty umiesz gotować kluski na parze? - nie kryła zaskoczenia.
- To żadna sztuka - roześmiał się siadając naprzeciw niej.
- Pycha - jadła ze smakiem. - Tak dobre jak mojej babci.
- Miło mi to słyszeć.
- Jeżeli myślisz, że zdobędziesz mnie dobrą kuchnią, to nie licz na to.
- Jest jeszcze kruche ciasto ze śliwkami, więc zostaw sobie trochę miejsca - śmiał się.
- Umiesz jeszcze piec? - o mało się nie zakrztusiła.
- No cóż, piec nie umiem - przyznał. - Ciasto, to dzieło pani Alicji.
- Masz na myśli naszą sąsiadkę?
- spojrzała na niego pytająco.
- Jakoś się tak zgadaliśmy, no i słowo po słowie zeszło …
- Tak? - odłożyła sztućce i oparła się o oparcie krzesła, nie spuszczając z niego wzroku.
- Tylko się nie denerwuj - uśmiechnął się w ten swój specyficzny sposób.
- A mam powody?
- Bardzo miło o tobie mówiła. No i…
- No i co?
- Zasugerowała, że powinienem się tobą zainteresować.
- Coś podobnego! - fuknęła.
- Julka, przestań. To miła kobiecina.
- Doprawdy? - nie kryła irytacji. - Mam nadzieję, że powiedziałeś jej do słuchu?
- Jeszcze bułeczki?
- Coś jej powiedział, gadaj - wbiła w niego wzrok.
- No, że się już tobą zainteresowałem.
- Świetnie - wybuchnęła. - Cała wieś już pewnie o nas gada.
- Nawet nie wiesz jak się ucieszyła, gdy to usłyszała.
- Mogę się domyślić - założyła ręce na piersi. - Z tego szczęścia upiekła ci ciasto?
- Po prostu zaoferowała swoją pomoc - ich spojrzenia się skrzyżowały i po chwili parsknęli głośnym śmiechem.
***
Po kolacji usiedli na werandzie.
Z otwartych do ogrodu drzwi, napływało do wnętrza przesycone zapachem kwiatów, powietrze. Cykały głośno cykady. Milczeli oboje, odwlekając ważną dla nich rozmowę.
- Lubię letnie wieczory. Siadywałam tutaj kiedyś z Gretą - przerwała ciszę.
- Jaromir częstował nas wtedy swoją orzechową nalewką.
- Moje uczucia do ciebie nie uległy zmianie. Przeciwnie, są jeszcze intensywniejsze - postanowił przejść do ofensywy. Nic nie odpowiedziała. Nie mógł dojrzeć jej twarzy ukrytej w mroku. - Nie uważasz, że jesteśmy zbyt dojrzali, by bawić się w podchody? - mówił dalej.
- Wiem co czuję, i wiem, że chcę być z tobą.
Nadal milczała. Wydawało mu się, że słyszy jak pociąga nosem.
- Julka, ty płaczesz, czy się śmiejesz? - zaniepokojony wstał z fotela i podszedł do niej.
- I jedno i drugie.
- Nie wiem jak mam się zachować - odezwał się bezradnie, siadając na poręczy fotela i obejmując ją.
- Nie zwracaj na to uwagi - pociągnęła nosem. - Ja już taka jestem. Musisz się przyzwyczaić.
- Czy to oznacza…
- Tak głuptasie, ja również cię kocham - zarzuciła mu ręce na szyję.
***
- Ależ mi się dobrze spało, chociaż krótko - stanęła w drzwiach kuchni, ubrana tylko w jego podkoszulek.
- Wybacz, że nie dałem ci spać
- uśmiechnął się do niej.
- Czy ja narzekam? - spojrzała na niego filuternie i usiadła przy stole. - Co na śniadanko?
- Tosty z dżemem morelowym i twarożek - podał jej kubek z kawą i pocałował w usta. - Pewna rzecz nie daje mi spokoju - usiadł obok niej.
- Co takiego? - chrupała ze smakiem grzankę.
- Powiedziałaś kiedyś, że czekasz na mężczyznę idealnego.
- Chcesz wiedzieć, czy spełniasz normy? - roześmiała się. Skinął głową. - Spełniasz. Poprzez to - dotknęła palcem kącika jego ust. - Twój uśmiech jest idealny - zachichotała. - Słyszałeś samochód?
Wstał i podszedł do okna.
- Spodziewałaś się kogoś? Bo jakiś samochód zatrzymał się na twoim podjeździe.
Podeszła do niego. - O cholera! - krzyknęła. - To moi rodzice. Jak ja stąd niezauważenie wyjdę?
- Daj spokój, jesteś dorosła.
- Nie znasz moich rodziców.
- Czas więc, bym ich poznał.
- Nie rozumiem.
- Zdaje się, że w niezbyt romantyczny sposób się tobie oświadczyłem.
- Słucham? - spojrzała na niego zaskoczona.
- Skarbie, chcę byś została moją żoną.
- Ale…
- Żadne ale. Jak już mówiłem, jesteśmy zbyt dojrzali na podchody.
- Jesteś słodki brutal.
- To znaczy, że się zgadzasz?
- Tak.
- Jeszcze dzisiaj poproszę o twoją rękę.
- Ostrzegam, nie będzie łatwo.
- Dam radę.
***
Julia wprowadziła Piotra do salonu.
- Mamo, tato, to jest profesor Piotr Obrałt - dokonała prezentacji.
- Jakże mi miło…- Tomasz podniósł się fotela.
- Proszę siedzieć profesorze - przerwał mu zniecierpliwiony. Na twarzy Tomasza pojawił się wielki znak zapytania, gdy tymczasem Marta, ledwo kryła rozbawienie.
- Szanowni Państwo - zwrócił się oficjalnie, dając trzymany do tej pory w dłoni bukiet róż, Marcie. - Chcę prosić o rękę państwa córki.
- Że co?! - wybuchnął Tomasz.
- Opanuj się - zganiła go Marta.
- Kocham Julię i chcę by została moją żoną - ciągnął dalej, ignorując jego wzburzenie.
- Jak to pan kocha?! Toż zna ją pan niecały miesiąc - był oburzony.
- Tato - jęknęła.
- Spokój dziecko. Pytam tylko tego młodego człowieka, jak to możliwe, by tak szybko obdarzył cię uczuciem. Marto nie mrugaj do mnie, bo ci tak zostanie.
- Uważa pan, że nie można zakochać się w jego córce od pierwszego wejrzenia?
- No…- zawahał się. - Wie pan to miłe, ale Julia jest jeszcze taka młoda - nie poddawał się.
- Czyś ty oszalał?! - nie wytrzymała Marta.
- Tak wierciłaś małżeństwem dziurę w brzuchu naszej córce - nie krył rozżalenia - że teraz chce popełnić taką nieroztropność. Z całym szacunkiem do pana osoby profesorze - tu zwrócił się do Piotra.
- Dość! - wybuchnęła Julia. - Czy wyście oboje powariowali, cholera?!
- Julka, bez wyrażeń, proszę - wtrąciła matka.
- Informuje was, że kocham tego mężczyznę i chcę zostać jego żoną.
- To trzeba było tak od razu - odetchnął Tomasz.
- Ja chyba oszaleję - chwyciła się za głowę. - No dosłownie dom wariatów.
- Drogi profesorze, znaczy Piotrze, no bo synu to chyba trochę głupio mówić - Tomasz zachichotał. - Witaj w rodzinie.
- Tato, no doprawdy, mógłbyś sobie darować - prychnęła.
- A co ja takiego powiedziałem?
- Mówiłam ci Piotrze, że łatwo nie będzie.
- Ale mnie się to podoba - śmiejąc się, rzucił jej pełne miłości spojrzenie.
Koniec

Wydania: