Kontrole pod specjalnym nadzorem

Autor: 
Jan Pokrywka

Najwyższa Izba Kontroli – instytucja państwowa, ustawowo zajmująca się kontrolami, przeprowadziła kontrolę Polskich Kolei Państwowych, przedsiębiorstwa także państwowego wykrywając różne nieprawidłowości. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo jak działa PKP wie każdy, kto choć raz skorzystał z usług tej instytucji, więc żadne nieprawidłowości dziwić nie mogą. I tu zaczyna się kłopot, bo kolej oddała sprawę do sądu a ten (sąd warszawski) zakazał NIK-owi upowszechniania wyników kontroli w spółce, bo mogą one naruszyć dobre imię publicznego przewoźnika.
To swoiste kuriozum, ponieważ PKP nie ma dobrego imienia jako przewoźnik, więc nie można go naruszyć. Dalsza część informacji podanej przez Gazetę Prawną zdaje się to potwierdzać, albowiem chodzi o umowę zawartą przez PKP ze spółką M, chodzić więc musi o pieniądze. Sprawa musi też być duża, skoro NIK za wszelką cenę chce obejść sądowy zakaz interpretując go jako dotyczący jedynie zamieszczania informacji np. w Biuletynie Informacji Publicznej, ale już nie wykonania ustawowego obowiązku, jakim jest przesłanie informacji do Sejmu. A wiadomo, że gdy raport trafi do sejmu to zaraz wycieknie na zewnątrz.
Sprawa warta jest uwagi z dwóch powodów. Pierwszy, prawny, to taki, że sąd cywilny nie miał prawa rozpatrywać tej sprawy, gdyż raporty są związane z gwarantowaną konstytucją funkcją kontrolną Sejmu i procedurę ich powstawania i odwołania kształtuje ustawa o NIK, co potwierdzają konstytucjonaliści, jak np. prof. Ryszard Piotrowski. Drugi, ważniejszy: PKP to spółka państwowa, korzystająca z dotacji, utrzymywana przez podatników, jej finanse powinny być więc transparentne. Niestety, nie są. Nie tylko, żeby była pełna jasność, w PKP.
Wniosek jest druzgocący. Nasi włodarze mają w pogardzie społeczeństwo, które ich utrzymuje, czemu, z drugiej strony, nie ma co się dziwić. Jakie numery władza by nie wycięła, czy to zlikwidowała stocznie, czy spotykała się na cmentarzach i w hotelach z biznesmenami i ciemnymi typami, nic to nie szkodzi, bo społeczeństwo i tak ich wybierze. Bezczelność poszła już tak daleko, że pod osłoną nocy, na ostatnim, wrześniowym posiedzeniu Sejmu, posłowie PO i PSL przegłosowali poprawkę zgłoszoną chyłkiem przez Senat do ustawy o dostępie do informacji publicznych, polegający na możliwości odmowy dostępu do „opinii i analiz przygotowywanych na zlecenie władzy wszelkich szczebli” oraz „podmiotów wykonujących zadania publiczne”, jeżeli ich ujawnienie „naruszyłyby ważny interes gospodarczy państwa” lub mogło osłabić jego „zdolności negocjacyjne”.
W przekładzie na zrozumiały język oznacza to, że gdy np. wójt jakiejś gminy będzie podpisywał umowę z jakąś szemraną spółką, będzie mógł skryć się pod osłoną ważnego interesu gospodarczego państwa, nie ujawniając niczego ani przed ludem, mediami, kimkolwiek. Tak jak PKP ukryło się pod figowym listkiem dobrego imienia publicznego przewoźnika.
„Skumbrie w tomacie, chcieliście, to macie.”

Wydania: