Brudasek. Doktor

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Jak wynika ze specjalistycznych sondaży, większość lekarzy podczas badań, nie myje rąk! Jest to przerażające. Co jak co, ale lekarz chyba powinien dbać o zdrowie pacjenta, nie wspominając o swoim własnym?!
Rodzice od małego uczą swoje dzieci, że mycie rąk, to podstawa higieny. Lekarze też mają rodziców, więc skąd takie zachowanie? Rodzi się również pytanie, czego uczą przyszłych medyków na studiach. Nie ma przedmiotu o higienie?
Do tej pory rzadko odwiedzałam gabinety lekarskie. Ząb czasu powoli nadgryza i zdrowe szwankuje. Chodząc więc do różnych lekarzy, miałam sposobność zaobserwować ich zachowanie. Z racji tego, że mamy ·rewelacyjnie działający NFZ, trzeba leczyć się prywatnie. Tym bardziej więc, zdziwiło mnie zachowanie lekarzy. Cóż, nie zabrzmi to elegancko, ale jeżeli płacę, to wymagam minimum higieny. A tu co widzę po wejściu do gabinetu? Otóż, wita mnie mina urażona z lekka nadęta, jakbym była intruzem. Człowiek nie wie, czy ma przepraszać, że przyszedł, czy w ogóle za to, że śmiał zachorować. Po krótkim wywiadzie, lekarz nie myjąc rąk rzecz jasna, rozpoczyna badanie. Nie myje rąk również po skończonym badaniu. To samo dotyczy stetoskopu, że nie wspomnę już o braku kitlu na doktorze. No i teraz rodzi się pytanie, co ja jako pacjent mam zrobić w takiej sytuacji? Biorąc pod uwagę moje prawa i dbanie o zdrowie, powinnam kategorycznie zaprotestować. Krzyknąć: „gdzie z łapami brudasie!”. Nie, nie, żartuję, to nie byłoby eleganckie zachowanie. Ale mówiąc poważnie, powinnam zwrócić uwagę lekarzowi. A tu już zaczyna się problem. Jestem jeszcze w tym wieku, że lekarz jest zawsze starszy ode mnie. Więc moje zachowanie byłoby niegrzeczne. Po drugie, jeżeli i tak bez czepiania się jego, odbiera mnie jak intruza, to co zrobi, gdy zwrócę mu uwagę?! Zapewne wyleciałabym z hukiem z gabinetu. Co pozostaje? Można po wizycie poprosić o księgę zażaleń i umieścić w niej stosowną uwagę, co do zachowania lekarza. Ale czy to nie byłby donos? A zresztą, kto się przejmuje takimi księgami i zawartymi w niej skargami. Można pokusić się o rozmowę w trakcie badania. Miło zagadnąć doktora, jakie ma zdanie o higienie człowieka i liczyć na jego błyskotliwość. Obawiam się jednak, że nic nie zdziałamy, możemy być tylko wzięci za wariata. Można zaryzykować przyjście do lekarza z własnymi środkami higienicznymi. Nie pytając o zdanie, zdezynfekować doktorka i dopiero pozwolić na badanie. Ale istnieje ryzyko, że odebrane to zostanie jako czynna napaść. Możliwe, że wyprowadzą nas z gabinetu w kajdankach. No więc co robić? Zapytałam o radę narzeczonego, jako lekarz powinien coś wiedzieć w tym temacie. I co? Odparł, że jego problem mycia rąk nie dotyczy. Jako psychiatra tylko słucha pacjenta, nie musi go dotykać, by przeprowadzić badanie. A za kolegów, wypowiadać się nie będzie. Odpowiedź ta nie dała mi tak oczekiwanego rozwiązania. Po dłuższej analizie, wysileniu szarych komórek i wzbiciu się na wyżyny mojej inteligencji i błyskotliwości, znalazłam rozwiązanie. Gdy teraz udam się do lekarza, a ten rzuci się na mnie z łapami bez mycia, zawołam: „marsz mi myć ręce i to już!”. A gdy zauważę minę urażoną, dodam: ”ostrzegam, nie radzę stawiać oporu, mogę obsmarować w gazecie”.

Wydania: