Upalne lato - opowiadanie (dokończenie)
Piotr im był bliżej Idzikowa, tym bardziej niedorzeczne wydawały się mu rady teścia. - Zachowywać się jak gdyby nic - mruczał pod nosem. Najchętniej to wziąłby tego faceta za chabety i strzelił mu w pysk, za to, że wyciąga ręce po cudzą żonę. Na myśl, że Ania mogła być w ramionach tego dupka, poczuł gniew. Tylko spokojnie - odetchnął głęboko. Nerwy nic nie pomogą.
* * *
Kończyła kosić trawnik, gdy zadzwonił telefon. Podbiegła do aparatu.
- Słucham.
- Cześć - odezwał się Marcin.
- Dzwonię z propozycją.
- Jaką? - nie cieszył ją ten telefon. Wiedziała, że musi z nim porozmawiać i powiedzieć co postanowiła. Na samą myśl o tej rozmowie, ogarniał ją strach. Cóż, nawarzyła piwa, to musi je teraz wypić.
- W Starej Bystrzycy mam pacjentkę, kotkę Milę.
- Super i co w związku z tym?
- Właścicielka tej kotki, chce sprzedać stary stolik. Na moje oko, to on wygląda jakby pochodził z jakiegoś okolicznego pałacu, nie pasuje do wiejskiej chałupy. Pani Kazia mówi, że ten mebel zastała w domu, gdy po wojnie się tu osiedliła. Pomyślałem, że może byłabyś zainteresowana.
- Pewnie - rozochociła się.
- Jadę tam dzisiaj o siedemnastej, może pojedziesz ze mną?
- Zgoda - odłożyła telefon. Po chwili, usłyszała zatrzymujący się na podjeździe samochód. Na widok Piotra wysiadającego z auta, najpierw ją zamurowało, a potem ogarnęło uczucie ogromnej radości.
- Piotruś! - zawołała i podbiegła do niego. Wyciągnął do niej ramiona.
- Cieszysz się z niespodzianki? - tulił ją do siebie zaskoczony jej reakcją. Co, jak co, ale takiego powitania się nie spodziewał. - Nie wszystko jeszcze stracone - myślał, całując jej słodkie usta.
- Miałeś pracować do końca sierpnia - wyswobodziła się z jego ramion.
- Udało się skończyć wcześniej.
- Jak droga?
- Dobrze, ale marzę o prysznicu, jestem ugotowany.
* * *
Wszedł do kuchni.
- Gdybyś zadzwonił i powiedział, że przyjeżdżasz, przygotowałabym obiad. A tak, będziesz się musiał zadowolić sałatką z arbuza, albo lodami. W te upały tylko to jadam. Żeby zrobić coś konkretnego do jedzenia, trzeba będzie pojechać do sklepu - odezwała się do niego.
- Sałatka mi wystarczy.
Kroiła arbuz przy kuchennym stole, odwrócona do niego tyłem. Patrzył na nią zachwycony. Miała na sobie białą tunikę, sięgającą ud, przez którą prześwitywało seledynowe bikini, podkreślające złotą opaleniznę jej skóry. Włosy spięte w koczek, odsłaniały kształtną szyję. Poczuł jak pragnie jej każdą cząstkę ciała. Podszedł do niej
i objął ramionami, dłonie wsunął pod tunikę i przykrył nimi jej jędrne piersi. Przeszył ją dreszcz rozkoszy
- Nie mam już ochoty na sałatkę - muskał ustami płatek jej ucha i delikatnie pieszcząc jej piersi.
- A na co? - oddychała ciężko.
- Na ciebie kochanie - wziął ją na ręce. - Tylko zostaw nóż - odezwał się widząc, że nadal trzyma go w dłoni. Obiecuję ci, że żadne wspomagacze nie będą potrzebne, wystarczę ci ja.
- Nie obiecuj - zachichotała, wtulając twarz w jego pierś.
- Zaraz się przekonasz.
* * *
- Dawno nie było mi tak dobrze - zamruczała oparłszy brodę na jego nagim torsie.
- Dzięki - pocałował ją w czubek nosa.
- Och, nie to miałam na myśli - zreflektowała się, że mógł to opacznie zrozumieć.
- Cii- dotknął kciukiem jej ust.- Oboje wiemy, że cię zaniedbywałem. Bardzo cię kocham bączku. Ale nie jestem typem romantyka. Zwyczajnie nie umiałem inaczej, jak tylko przez zapewnienie ci luksusowego życia, okazać jak cię kocham.
- Oboje jesteśmy winni - pogłaskała go po policzku.- Ja, zamiast ci powiedzieć czego pragnę, uważałam, że powinieneś czytać w moich myślach.
Przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. - Teraz wszystko się zmieni skarbie - szeptał całując kawałek, po kawałku jej nagie ciało. - Tylko daj mi szansę.
- Która godzina? - zapytała nagle.
- Wczesna - całował jej piersi.
- Piotr, to cudowne co robisz, ale jestem umówiona o siedemnastej z Marcinem. O, a jest już kwadrans po szesnastej - spojrzała zza jego ramion, na zegarek leżący na nocnym stoliku.
- Po co się z nim umówiłaś? - ledwo panował nad nerwami.
- Zawiezie mnie do kobiety, która chce sprzedać stary stolik - wstała z łóżka. - Lecę pod prysznic, jak chcesz - mrugnęła do niego - to się przyłącz, ale - pogroziła palcem - bez kombinowania.
* * *
- A prosiłam, nie kombinuj - związywała wilgotne włosy w kucyk.
- Nie opierałaś się - uśmiechnął się.- Odprowadzę cię do bramy, przy okazji poznam Marcina - patrzył na nią uważnie, zauważył, że się zmieszała.
Gdy wyszli przed dom, Marcin już czekał. Przedstawiła ich sobie.
- Ania wspominała, że nie przyjedzie pan tego lata - widok Piotra zaskoczył go.
- Bo tak miało być. Ale udało się znaleźć wolny czas, który mogę teraz w całości poświęcić mojej żonie - objął ją ramieniem.
- Jedźmy już - czuła, że jeszcze chwila, a coś złego się wydarzy.
* * *
- Co on tu robi?!- syknął, gdy ruszyli.
- Słyszałeś przecież.
- To nie może tak dłużej trwać. Musisz podjąć decyzję.
- Wiem - odwróciła twarz do okna.
* * *
Piotr chodził nerwowo po mieszkaniu. Mijały trzy godziny, a ona nie wracała. Gryzła go zazdrość. Z drugiej jednak strony, czy kobieta, rzekomo kochająca innego, może być tak namiętna? Na wspomnienie ich bliskości, poczuł jak ogarnia go nowa fala pożądania. Usłyszał samochód. Wbiegł do salonu i usiadłszy w fotelu, chwycił leżącą nas stoliku, pierwszą z brzegu książkę.
- Wybacz, że tak długo - weszła do pokoju i usiadła na poręczy jego fotela. - Czemu czytasz atlas grzybów i do na dodatek do góry nogami?- zapytała.
- Oglądałem zdjęcia - odłożył książkę. - No i co ze stolikiem?
- Istne cacko - zapiszczała. - Na pewno zdobił kiedyś wnętrze jakiegoś pałacu lub dworu.
- Z miny wnioskuję, że go kupisz?
Kiwnęła głową.
* * *
Nakrywała na tarasie, do kolacji. Piotr poszedł do sklepu, bo zabrakło sera do zapiekanki.
- Witaj Aniu - odezwał się Marcin.
- Co tu robisz? - lękliwie spojrzała na drzwi.
- Spokojnie, widziałem jak mężuś wychodził. Moja cierpliwość się skończyła. No więc? - spojrzał na nią pytająco.
- Przykro mi, że swoim zachowaniem, dawałam ci nadzieję…- zaczęła
- Wystarczyło, że przyjechał i już zgłupiałaś! - przerwał jej ostrym tonem.
- Ależ ten facet tobą manewruje.
- Nieprawda. Zrozumiałam, że go kocham.
- Bzdura! - huknął, aż się zlękła.
- Wiem, że możesz czuć się rozgoryczony. Bardzo mi przykro z tego powodu - marzyła, by ta rozmowa się skończyła.
- Kocham cię - chciał podejść, ale odsunęła się.- Jeżeli w grę wchodzą te twoje cholerne zasady, to nie zostawiaj Piotra. Mogę być tym drugim.
- Słucham? Proponujesz mi, bym została twoją kochanką?! I ty mówisz, że mnie kochasz? - roześmiała się. - Gdybyś mnie kochał, nigdy byś czegoś takiego nie zaproponował.
- Nie przesadzaj - zirytował się.
- Ależ ja byłam ślepa. Chciałam zniszczyć małżeństwo, dla takiego drania jak ty. Wynoś się z mojego życia raz na zawsze, słyszysz?! No już! - krzyknęła.
- Moja żona chyba wyraziła się jasno- Piotr stał w drzwiach tarasu już jakiś czas.
- Jesteście siebie warci. Za kilka lat będziesz żałować swojej decyzji.
- Nie sądzę - odparła chłodno. Wyszedł trzaskając drzwiami. Stali w milczeniu naprzeciw siebie.
- Nie zapytasz o co chodzi?- zapytała.
- Wszystko wiem od twoich rodziców.
Wybuchnęła płaczem. Podszedł do niej i przytulił mocno do siebie.
- Zostawisz mnie? - szlochała.
- A niby czemu miałbym to zrobić? Sam swoim zachowaniem pchałem cię w ramiona innego. Mam nauczkę.
- Piotr - spojrzała na niego zapłakanymi oczyma.- Ja nie poszłam z nim do łóżka.
- Wiem skarbie.
- Tak mi wstyd - chlipała.- Pozwoliłam, by wyidealizowane wspomnienia dawnego uczucia, przysłoniły mi prawdziwą miłość. Ja…- nie dokończyła, bo przykrył jej usta pocałunkiem.
Koniec