Upalne lato - opowiadanie (cz. 7)

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Wybrała się z Marcinem na Przełęcz Puchaczówka. Od wyjazdu rodziców była przygnębiona.
- Rozchmurz się - wziął ją za rękę. Uśmiechnęła się do niego.
- Tak lepiej. Powiedz, dlaczego wyszłaś za rozwodnika?
- Znowu zaczynasz?! - uśmiech zniknął z jej twarzy.- Obrzydzanie mi męża, nie pomoże ci.
- Po prostu pytam. Nie bałaś się porównań z poprzedniczką?
- Nie.
- Żona go zostawiła dla innego, prawda?
- Niezupełnie. Nie byli dobranym małżeństwem.
- On ci tak powiedział? - zaśmiał się.
- Wyobraź sobie, że nie - czuła jak trafia ją szlak. - Wiem to od jego córki.
- Nie dziwię się, że wziął sobie o tyle młodszą żonę - nie zamierzał kończyć tematu.- Można sobie taką wychować, wedle swojego uznania.
- Rodzice mają rację, jesteś cyniczny! - syknęła.
- Przyjechali, by ci wyperswadować związek ze mną?! - zareagował ostro.
- Daj spokój - obruszyła się. Nie pierwszy już raz zaskoczyło ją jego wybuchowe zachowanie.
- Musisz podjąć decyzję, tracę cierpliwość - był wyraźnie wzburzony.
- Zbytnio mnie naciskasz. To mi się nie podoba. Dobrze nam zrobi, jak od siebie odpoczniemy - nie kryła irytacji.
- Zgadzam się. Może jak pobędziesz sama to się opamiętasz - odezwał się ze złością.
* * *
Była połowa sierpnia. Upał okropny, deszczu jak na lekarstwo.
Ania siedziała jak zwykle po południu w ogrodzie, w cieniu wiśni i czytała książkę. Z południa nadciągały granatowe chmury i grzmiało w oddali. Nastawiła uszu, bo zdawało się jej, że słyszy dzwonek do drzwi, dobiegający z otwartego tarasu. Rzeczywiście, po chwili znowu zadźwięczał. Wstała z leżaka z niechęcią. - Żeby to tylko nie był Marcin - pomyślała. Od kiedy przestali się widywać, ze zdziwieniem stwierdziła, że jest spokojniejsza. Otworzyła drzwi, stała w nich pani Zofia.
- Witaj bączku - zaczęła nieśmiało. - Przyniosłam rogaliki z jabłkiem.
- To gałązka oliwna?- spojrzała na nią wymownie.
- Tak - sapnęła. - Nie odzywasz się. Zaryzykowałam i przyszłam sama. Wiem, że się gniewasz, że wtrącam się w twoje życie, ale chcę twojego dobra.
- Nie gniewam się - objęła ją ramieniem. - Miałam wpaść, ale z tego upału nic mi się nie chce.
- No, parnota okropna. Ale wygląda na to, że wreszcie spadnie tak oczekiwany deszcz. Nadciąga niezła pompa - ledwo to powiedziała, zerwał się wiatr i lunęło.
- Leżak - pisnęła Ania.
- Ty zbieraj rzeczy z ogrodu, ja pozamykam okna - zarządziła trzeźwo Zofia.
Siedziały w salonie. Deszcz miło uderzał o parapet okna. Burza rozszalała się na dobre.
- No i co powiesz dziecko? - patrzyła na nią, popijając kawę.
- Pyszne rogaliki.
- Nie oto pytam. Naprawdę chcesz zostawić Piotra dla Marcina?
- Szczerze mówiąc - odstawiła talerzyk - nie wiem, czego tak naprawdę chcę. Chyba nie kocham żadnego z nich i stąd te rozterki.
- Kochasz Piotra. Po prostu pożądanie pomyliłaś z miłością.
- Pani Zofio?! - oburzyła się.
- Pozwolisz, że powiem, to co myślę. Marcin daje ci to, czego brak ci w twoim związku. No nie patrz tak na mnie. Umiem wyciągać wnioski. W małżeństwie trzeba ze sobą rozmawiać. Mówić o swoich pragnieniach. Jestem mężatką prawie pięćdziesiąt lat, wiem co mówię. Mojego Józeczka - zaśmiała się jak nastolatka - też trzeba było czasem nakierowywać w pewnych sprawach. Masz kochającego męża, a to o czym myślimy obie - mrugnęła do niej - trzeba umiejętnie pobudzić - roześmiała się głośno, po czym dodała poważnie - Piotr to wartościowy facet, a Marcin, to tylko ładne opakowanie.
Ania słuchała jej uważnie i nagle, jakby ją olśniło, a ciężar, który nosiła na sercu, ustąpił. Wstała z fotela i podeszła do Zofii, po czym objęła ją za szyję.
- Właśnie pomogła mi pani podjąć decyzję - szepnęła.
- Mam nadzieję, że dobrą? - poklepała ją po dłoni.
- Bardzo dobrą - uśmiechnęła się do niej.
* * *
Piotr nalał sobie piwa i usiadł w ogrodzie. Sprawy w firmie udało się zakończyć wcześniej niż było planowane. Z zadowoleniem myślał o spędzeniu z Anią jeszcze dwóch tygodni sierpnia w Idzikowie. Postanowił nic jej nie mówić i zrobić niespodziankę przyjazdem. Zadzwonił telefon.
- Słucham.
- Pan Piotr Oręba?- odezwał się w słuchawce kobiecy głos.
- Przy telefonie.
- Proszę się zainteresować tym, jak zabawia się żona ze swoim byłym narzeczonym, gdy pan pracuje.
- Halo!- zerwał się z krzesła - Z kim rozmawiam?! - zapytał, ale ten ktoś już się wyłączył. Stał z telefonem w ręku. Powoli docierało do niego to, co usłyszał. Przypomniał sobie dziwne zachowanie Ani, jej oziębłość. I nagle wszystko ułożyło się w sensowną całość. Nie! To nie prawda. Ktoś sobie głupio zażartował. A jeżeli nie? Pierwsze małżeństwo było pomyłką. Zdrada żony bolała, tylko dlatego, że uderzała w jego męską dumę. Ale teraz? Kocha tę kobietę ponad życie. Na myśl, że może ją stracić, poczuł strach. - Co robić? - myślał. Jechać zaraz do niej? Nie, najpierw zażąda wyjaśnień od teściów. Wybiegł z domu, jak oparzony.
* * *
- Wiecie coś o tej sprawie? - Piotr spojrzał na nich pytająco. Barbara i Wojtek siedzieli zdenerwowani na kanapie.
- Marcin był narzeczonym Ani, ale to było na długo przed tym, jak ciebie spotkała - odezwała się Barbara.- Wyjechał za granicę. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy się rozstali. Nie miał na nią dobrego wpływu. Teraz wrócił i korzysta z okazji, by znowu namieszać jej w głowie
- Coś jest na rzeczy - odezwał się z goryczą. - Na początku sierpnia, gdy przyjechałem do niej na weekend była więcej niż oziębła.
- Nie użalaj się nad sobą - zdenerwował się Wojtek.-. Byliśmy u niej w zeszłym tygodniu, po tym jak zadzwoniła do nas zaniepokojona Zofia. Ania nie wyglądała na zakochaną, raczej na zagubioną. Przypuszczamy, że ten anonimowy telefon, był od niejakiej Krystyny. Zofia wspominała, że to babsko rozsiewa plotki.
- Jeżeli ona z nim…- zaczął.
- Możesz być pewny, że nie poszła z nim do łóżka, dopóki jest twoją żoną - przerwał mu.- Znam swoje dziecko, ma zasady.
- Wojtek! - zmieszała się Barbara.
- Basiu, nie wtrącaj się. Powiedz mi jedno Piotr, tylko szczerze, czy moje dziecko może szukać w ramionach innego, tego czego nie znajduje w twoich?
- Może - usiadł zrezygnowany w fotelu.
- Tak myślałem. Barbaro, zostaw nas samych. Muszę z zięciem porozmawiać po męsku. - Gdy wyszła, nalał im koniaku. - To teraz posłuchaj - podał mu kieliszek. - Jeżeli chcesz ratować małżeństwo, dam ci kilka rad. A ty zrobisz jak będziesz chciał.

Wydania: