Pociąg. Trauma

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Moje romantyczne usposobienie niejednokrotnie powodowało, że znajdywałam się w sytuacjach, delikatnie mówiąc „ciekawych”. Podczas tegorocznych wakacji, mój romantyzm również zaowocował takim przeżyciem. Wybrałam się nad polskie morze, środkiem lokomocji, którym był pociąg. Pamiętając jeszcze z czasów dzieciństwa, jak to miło było podróżować kuszetką, liczyłam, że i teraz bądź, co bądź w dobie kapitalizmu, podróż będzie niezapomniana. W rzeczy samej, była niezapomniana. Dostarczyła mi iście traumatycznych przeżyć.
Rzecz jasna, zdawałam sobie sprawę, że polski pociąg, to nie Orient Exspress. Ale jednak oczekiwałam minimum luksusu. Biorąc pod uwagę fakt, że sporo zapłaciłam za dwuosobowy przedział. Pociąg był relacji Wrocław - Gdynia. Miał być podstawiony na peronie o godzinie 23:30. Przyjechał o godzinie 24:00! Na szczęście odprowadzało mnie wujostwo. Dzięki temu uniknęłam zaczepianek, od rozpościerających się na ławkach dżentelmenów.
Gdy dotarłam do swojego przedziału, byłam już lekko oczadzona późną porą i marzyłam o jednym, położyć się
i zasnąć. Niestety jak pokazały późniejsze wydarzenia, sen stał się nierealnym marzeniem. Zacznijmy jednak po kolei. Sam przedział był całkiem ładny. Stojąc od strony wejścia, po prawej były dwie leżanki, przy każdej lampka. Po lewej szafa na ubrania, stoliczek, a pod nim umywalka. Rozlokowałam się. Steward zapytał, czy chcę coś zjeść lub wypić, podziękowałam. Pościel była czysta, ale nie działała żadna z dwóch lampek przy leżankach. Do tego, drzwi wejściowe były źle wmontowane i zamiast otwierać się na zewnątrz przedziału, otwierały się do wewnątrz. Prawie pociąg ruszył, gdy do przedziału wleciała grubaśna kobieta, lat około sześćdziesięciu. Zasapana wydyszała mi, że się zasiedziała ze starym w barze. Zaraz też, nie pytając mnie o zdanie, wgramoliła się na dolną leżankę, chociaż była już pościelona! Mimo pobytu w barze, zakupiła od stewarda dwa batony czekoladowe oraz pepsi! Nie dosyć, że drzwi otwierały się do wewnątrz, to jeszcze moja przysadzista współpasażerka, kręciła się jakby miała owsiki, powodując, że nie można było się w ogóle ruszyć. Przygotowując się do toalety, wyciągnęła ogrom kosmetyków i zasmrodziła przedział. Głośno zaprotestowała, gdy chciałam otworzyć okno. Powiedziała, że ma złe doświadczenia z ciągami. I tak bym go nie otworzyła, bo się zacinało. Poirytowana wyszłam na korytarz i udałam się do toalety. To co tam zobaczyłam…nie nadaje się do opublikowania. Dosłownie widać było skaczące bakterie. Gdy wróciłam do przedziału, moja współpasażerka, odziana w jedwabną piżamę, leżała już i delektowała się czekoladowym batonem. Gdy powiedziałam, że chcę się umyć, odpowiedziała, że jej to nie przeszkadza. Po czym, bez skrępowania przyglądała się, jak poddaję się toalecie. Od czasu, do czasu wzdychała. Nie wiem, czy powodem wzdechnięć, był forma robionej przeze mnie toalety. Sen miałam niespokojny, przerywany głośnymi chrapnięciami z momentami bezdechu u mojej współpasażerki. Gdy wreszcie zasnęłam, obudził mnie wrzask. To współpasażerka chcąc złożyć swoją leżankę, złożyła się razem z nią. Z pociągu wywlokłam się półprzytomna z uczuciem jakbym ciągle jechała. Wiedziałam jedno, podróż powrotną na pewno nie odbędę pociągiem.

Wydania: