Pożegnania i powitania
W gorący, sobotni wieczór do sali koncertowej w Państwowej Szkole Muzycznej w Bystrzycy Kłodzkiej przyszły tłumy. Rodzice, przyjaciele i znajomi artystów (artystów było wielu; chór dziecięcy, zespół wokalny i dwaj gitarzyści to ponad 40. osób!!) zapełnili salę do ostatniego miejsca. A okazja była nie byle jaka - koncert dla przyjaciół zaśpiewali i zagrali w podziękowaniu za całoroczne wsparcie i pomoc, dziewczęta pod dyrekcją pani Renaty Fiałkowskiej-Dumy, od lat prowadzącej wspaniały chór, zdobywający wciąż nowe nagrody i wyróżnienia
w ogólnopolskich i lokalnych konkursach. Zakończenie roku szkolnego to pożegnania na jak zwykle zbyt krótkie wakacje. Niestety, sobotni koncert był również wzruszającym pożegnaniem najstarszej chórzystki, bo śpiewającej od dziesięciu lat Kasi Sołtyk. Wiele szóstoklasistek wraz z zakończeniem nauki w szkole podstawowej (muzycznej) odchodzi od śpiewania w chórze. Na szczęście silne więzi jakie budują się pomiędzy nimi przez lata muzykowania, miłość do muzyki i niebanalna postać pani Dyrygent powodują, że już całkiem dobrowolnie wracają i śpiewają w Zespole Wokalnym. Oby jak najwięcej z tegorocznych absolwentek pozostało w chórze, bo to niezwykle utalentowane dziewczęta.
Sobotni koncert był jednocześnie przygotowaniem do wrześniowego wyjazdu do Paryża, gdzie dziewczęta przez prawie tydzień będą koncertować w kościołach a przy okazji zwiedzać paryskie zabytki. W programie znalazły się utwory, które będą również wykonywane w Paryżu, między innymi pieśni sakralne, negro spirituals, ludowe i jazzowe.
- Wszystko mamy zapięte na ostatni guzik – mówi pani Dyrygent - wyjazd zapowiada się bardzo atrakcyjnie, ale jak zwykle potrzebujemy dofinansowania. Liczymy bardzo na dobre serce sponsorów. Darczyńców prosimy o kontakt z sekretariatem szkoły muzycznej pod numerem telefonu 748110349, www.psm. bystrzyca.pl, psm-bk@kki. net.pl
Tyle o pożegnaniach a teraz o powitaniu – na scenę powrócił Arek Korolik, znany muzyk grający bluesa. Wraca
z mocnym uderzeniem elektrycznej gitary, w towarzystwie syna Maćka. Pan Tadeusz Piotrowski nauczyciel i kreator wielu gitarowych talentów mówi o Maćku- to niezwykle uzdolniony gitarzysta. Od kiedy trafił do mnie jako kilkuletni chłopiec wiedziałem, że będą z niego ludzie. Koncertował już wielokrotnie za granicą, zdobył wiele nagród i wyróżnień w konkursach muzycznych.
Na sali wita ich aplauz. Gromkie brawa i okrzyki to świadectwo długiego oczekiwania na muzykę w wykonaniu duetu Korolików.
Po koncercie pytam Arka jak gra się z synem. To przecież facet z całkiem innego świata, nie tylko młodszy o całe pokolenie ale i z całkiem innej technologicznie ery. Wiem, jak trudno mi nadążyć za moimi córkami, powiedz jak wygląda takie granie z synem.
- Bawimy się po prostu muzyką i tyle.
Kilka lat temu przestałem grać i występować. Powodów było dużo i mógłbym o nich opowiadać długo - nie pora teraz na to.
W listopadzie 2010 Maciej kupił sobie gitarę elektryczną i kiedy zagrał, to usłyszałem siebie gdy byłem w jego wieku. Tak się złożyło, że zaczął grać muzykę, od której ja zaczynałem swoją przygodę z gitarą, czyli elektrycznego bluesa. Na dodatek robił to z niezwykłym wyczuciem rytmu i stylu i uświadomiłem sobie, że wynikło to z wielu lat osłuchiwania się z taką muzyką w domu (chociaż przez wiele lat mojego grania Maciej zawsze deklarował, że nie lubi bluesa). Im dłużej grał, tym bardziej rosła we mnie chęć wyciągnięcia mojej gitary z futerału i zagrania razem. Inspiracją do podjęcia takiego kroku było zaproszenie Witka Kozakowskiego do zagrania wspólnego koncertu na warsztatach gitarowych w Dusznikach w lutym. Zgodziłem się i zaczęliśmy wspólnie ćwiczyć. Okazało się, że wspólne granie z własnym synem jest dla mnie wielką przyjemnością. Co więcej, jego zainteresowania muzyczne różnią się nieco od moich i są dla mnie wielką inspiracją i wyzwaniem do pracy. O ile ja przez kilkanaście lat grałem tylko starego bluesa z Delty Missisipi, wzorując się na przedwojennych gitarzystach, to Maciej bardziej interesuje się współczesnymi wykonawcami, którzy opierają swoją muzykę na starym bluesie. Rezultat jest taki, że często stare kawałki gramy w bardziej nowoczesnym, elektrycznym stylu. Jest to dla mnie bardzo inspirujące bo odnajduję rzeczy, które znałem przez wiele lat ale teraz brzmią one całkiem odmiennie.
Granie z synem bynajmniej nie jest dla mnie spełnieniem własnych marzeń, ani też przenoszeniem marzeń na jego osobę. Akurat w dziedzinie bluesa udało mi się zdziałać bardzo dużo i wiele moich planów i marzeń muzycznych zostało już dawno spełnionych.
Zagraliśmy bardzo stare bluesowe utwory całkiem po nowemu. Na początku bardzo stary, z połowy XIX wieku utwór ‘St. James Infirmary’ czyli “Szpital Św Jakuba” z polskim tekstem, przetłumaczonym przez Macieja Zembatego. Potem m.in. ‘Blue Suede Shoes’ Presleya - oczywiście inspirowany starym bluesem. Piosenką, która bardzo przypadła mi ostatnio do gustu jest ‘Stack Shot Billy’ - jest to bardzo współczesna wersja piosenki ‘Stack O’Lee’, granej przez dziesiątki gitarzystów począwszy od lat 20 ubiegłego wieku. Historia bandyty, który zabił człowieka tylko dlatego, że tamten ukradł mu kapelusz warty 5 dolarów.
- Po burzy oklasków i bisach można z całą pewnością powiedzieć, że nie będzie to Wasz ostatni koncert.
Tak sobie myślę, że kulturę, nawet tę przez duże „K”, tworzyć można nie tylko w wielkim świecie ale i w malutkiej Bystrzycy Kłodzkiej. Nawet jeśli brakuje tu wielkich pieniędzy, sal koncertowych i całego tego wielkomiejskiego zgiełku, to tym lepiej brzmi muzyka śpiewana i grana z całego serca, z wielkiej pasji. Warto pójść na koncert chóru i szkolnych młodych artystów, bo zagrany jest z ogromnym zaangażowaniem i naprawdę na dobrym poziomie.